Ktoś może powiedzieć, że nie powinno się mieszać żony do sprawek męża, ale sam Radosław Sikorski nieraz lubi przypominać o swoim małżeństwie z cenioną amerykańską dziennikarką Anne Applebaum. Potrafił nawet polecać jej książki we wpisach na Twitterze. Zresztą, pani Applebaum jako felietonistka amerykańskich gazet i autorka książek historycznych także jest osobą publiczną. I jakoś trudno jest mi uwierzyć, że potrafi opisywać i analizować zagadnienia polityczne oraz historyczne w całkowitym odcięciu od tego, co wyczynia w polskiej polityce jej mąż.
A co robi Radosław Sikorski, wszyscy widzimy. W tej chwili (głównie ustami swojej rzeczniczki) bezczelnie broni się w sprawie ogromnych pieniędzy, których rzekomo tak bardzo potrzebował na swoje poselskie przejazdy. Ale to przecież tylko kolejne ogniwo w długim łańcuchu kompromitacji Sikorskiego. Wyliczać można długo: otwarte wygrażanie opozycji „dorzynaniem”, straszenie ukraińskich partnerów podczas negocjacji w Kijowie, rasistowskie żarty z Baracka Obamy, wydawanie publicznych pieniędzy na kolacyjki z kumplami i rzucanie przy tym kolejnymi grubymi żartami. I tak dalej, i tym podobnie.
Sikorski od dłuższego czasu jest jedną wielką żywą polityczną wpadką. Trwa i sięga po kolejne stanowiska zapewne tylko dlatego, że z jakiegoś powodu jest Platformie potrzebny. Być może chodzi o to, żeby wkurzać Jarosława Kaczyńskiego, codziennie podtykając mu pod oczy największy z jego licznych personalnych błędów.
Niemal ćwierć wieku temu młoda amerykańska dziennikarka wyszła za wojennego reportera z Afganistanu, emigranta, który wracał do swojego kraju, aby robić polityczną karierę. A kim jest teraz Sikorski? Karierę bez wątpienia zrobił, ale czy pani Anne chciała być żoną polityka, który zamiast budować, demokrację niszczy?
Cóż, może jej wszystko jedno. W końcu ma pizzę z dowozem do własnego dworku.
Inne tematy w dziale Polityka