Podróż z Warszawy do Madrytu samochodem zajmuje ok. 25 godzin w przypadku jazdy bez żadnej przerwy (w jedną stronę). Dwa całe dni, jeśli zrobimy postoje na sen i odpoczynek. Prawdę mówiąc, trudno mi uwierzyć, że posłowie Hofman, Kamiński i Rogacki w jakimkolwiek momencie rzeczywiście planowali samochodową wyprawę do stolicy Hiszpanii – cztery dni w aucie, aby posiedzieć na dwudniowej konferencji.
Nikt rozsądny nie zdecydowałby się na takie rozwiązanie wiedząc, że z Warszawy do Madrytu regularnie latają samoloty, na które w dodatku da się zakupić bilety w niewygórowanych cenach. Wiem to ja, wiedzą to Państwo. A jednak, mimo tej, cytując klasyka, „oczywistej oczywistości”, trzej posłowie PiS brną w swoich absurdalnych tłumaczeniach, że „chcieli jechać samochodem, ale odkryli, że mogą lecieć samolotem”. W swoim wspólnym oświadczeniu stwierdzili, że:
niezwłocznie po powrocie z Madrytu w dniu 4 listopada 2014 roku (wtorek) o godz. 9.00 złożyliśmy na ręce Przewodniczącego delegacji Sejmu do ZPRE Pana posła Andrzeja Halickiego pismo informujące, że nie pojechaliśmy samochodami tylko polecieliśmy samolotem oraz że „bilety wykupiliśmy z własnych środków a pieniądze na ryczałt na przejazd samochodem zwrócimy”.
Tymi słowami posłowie tak naprawdę tylko dodatkowo się pogrążają – no chyba, że faktycznie ich sposób działania był inny od zachowania 99,99 proc. innych Polaków planujących podróż i najpierw postanowili jechać autem, a przed samym wyjazdem nagle doznali olśnienia i pobiegli na lotnisko, kupili bilety, po czym natychmiast wsiedli do samolotu. Wtedy mogliby nie mieć czasu oddać pieniędzy do Kancelarii Sejmu.
Gdyby jednak posłowie tak spontanicznie zmienili swoje plany, to mogliby to w prosty sposób udowodnić. Wystarczyłoby, gdyby przedstawili opinii publicznej dowód na to, że zakupili bilety lotnicze w krótkim czasie przed odlotem. Może takim dowodem być przelew z opłatą za bilety lub mail z potwierdzeniem rezerwacji, którą standardowo rozsyła Ryanair. Albo chociaż rachunek, jeśli kupowali bilety na stanowisku linii lotniczych już na lotnisku.
Muszę jednak od razu panów posłów uprzedzić, że jeśli pokażą taki dowód, to dalej będą mieli problem związany z geografią. Otóż samolotem pojawili się w Madrycie dzień przed rozpoczęciem spotkania Rady Europy – 29 października. A przecież – jak wspominałem we wstępie – samochodem musieliby wyruszyć sporo wcześniej. Nie mogli więc spontanicznie kupować biletów w środę 29 października, bo gdyby trzymali się planu, to już od dłuższego czasu powinni być w trasie.
Wygląda na to, że – tak, czy inaczej – posłowie musieli powziąć zamiar lotu samolotem nieco wcześniej, niż w środę. A to znaczy, że mieli czas oddać pieniądze do Kancelarii Sejmu jeszcze przed wyjazdem.
Cóż, może w pośpiechu uznali zalegające na ich kontach pieniądze za drobiazg, sprawę, której załatwienie można odłożyć na później. Niestety w polityce drobiazgi często miewają decydujące znaczenie.
W swoim oświadczeniu trzej posłowie stwierdzają również:
oświadczamy że wszelkie supozycje podważające naszą rzetelność, nie polegają na prawdzie i są rozpowszechniane w celu poniżenia nas w oczach opinii publicznej oraz formułowania krzywdzących opinii, oczekiwanych przez polityczną konkurencję.
Posłowie źle oceniają sytuację, w której się znaleźli. Owszem, polityczna konkurencja zawsze stara się bruździć. Panowie jednak w tym przypadku najbardziej nabruździli sobie sami. Jeśli bowiem działa się w partii o nazwie Prawo i Sprawiedliwość, to nie można sobie pozwolić na lekceważenie znaczenia tych dwóch słów. Nawet nie z powodów moralnych, ale czysto taktycznych.
Inne tematy w dziale Polityka