Radosław Sikorski radośnie obwieścił w serwisie Twitter, że badał go psychiatra i razem żartowali sobie z podsłuchów. Media skoncentrowały się właśnie na tych dowcipasach, ale mnie bardziej interesuje to, po co Sikorski się do psychiatry udał. A chodziło o okresowe badania w związku z pozwoleniem na posiadanie broni.
Psychiatra żartujący sobie podczas badania ministra zapewne bez problemu podpisał wszystkie papiery. Tymczasem sami już kilka razy słyszeliśmy wypowiedzi Sikorskiego balansujące na granicy bezrefleksyjnej agresji. Jak słusznie (także na Twitterze) zauważył Czarek Czerwiński:
Jak pozwolenie na broń mógł uzyskać ktoś, kto chciał dorzynać opozycję we własnym kraju a w sąsiednim groził, że będzie martwa?
No właśnie, znając (jasno zresztą przez niego wyrażane) opinie Sikorskiego na temat politycznych przeciwników czułbym się mocno nieswojo w pobliżu szefa MSZ – i to nawet wiedząc, że nie ma on akurat przy sobie broni. A uzbrojony Sikorski... To już w ogóle groza. No, ale może BOR nas przed nim ochroni, w odpowiednim momencie zajmując uwagę ministra pizzą.
Pojawia się przy tym pytanie, czy spośród członków rządu tylko Sikorski posiada broń i umie się nią posługiwać? Może to tylko część jakiejś większej akcji? Przecież ministrowie wiedzą, że czas ich władzy się kończy i trzeba się jakoś zabezpieczyć.
Bardziej niż o siebie, czy innych dwunożnych przeciwników Radosława Sikorskiego obawiam się jednak o bobry. Minister już się skarżył, że te zwierzątka utrudniają mu życie w jego chobielinskiej rezydencji. Czy ktoś wie, jak się mają bobry pod Chobielinem? Bo może już ich nie ma...
Inne tematy w dziale Polityka