W nocy z 20 na 21 sierpnia 1944 roku oddziały AK z Żoliborza ruszyły na silnie umocniony Dworzec Gdański. Niemcy już od pewnego czasu spodziewali się ataku i dworzec wraz z nasypem kolejowym zamienili w małą twierdzę. Oprócz bunkrów i czołgów do dyspozycji mieli też pociąg pancerny.
Polacy tymczasem byli słabo uzbrojeni. A w trakcie ataku okazało się, że nie mają także nożyc, którymi mogliby przecinać drut kolczasty przegradzający trasę natarcia. Przygwożdżeni na otwartym terenie, powstańcy zostali wybici.
Po ataku jedna młoda dziewczyna z Żoliborza obserwująca starcie nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć do oficerów, że tylko idiota mógł wymyślić taką akcję.
Jak zareagowało dowództwo? Nakazało kolejny atak, następnej nocy. Oczywiście znowu zamienił się w rzeź młodych polskich żołnierzy.
Walki o Dworzec Gdański okazały się jednymi z najbardziej krwawych w całym Powstaniu. Stanowią równocześnie doskonały symbol całego Powstania Warszawskiego: dzielni, pełni determinacji – ale słabo uzbrojeni – młodzi żołnierze z oddaniem wykonywali rozkazy swoich dowódców. Rozkazy, których po prostu nie można było wykonać przy takiej dysproporcji sił (Zaznaczam: Pod względem strategicznym zajęcie Gdańskiego oddzielającego Żoliborz od Starówki było faktycznie bardzo ważne. Ale powstańcy po prostu nie mieli takich środków, aby przełamać opór Niemców na tak silnej pozycji. Doświadczeni oficerowie dowodzący Powstaniem musieli o tym wiedzieć. Mimo to kazali swoim ludziom atakować – i to dwa razy).
Czy przypominanie takich sytuacji, jak fatalny w skutkach atak na Dworzec Gdański to kalanie pamięci powstańców? Nie sądzę. Kolejny raz podkreślam – bo chyba wiele, co bardziej egzaltowanych, osób tego nie rozumie – że co innego szacunek i podziw dla żołnierzy, a co innego krytyka poczynań dowództwa AK.
Zdecydowanie nie zgadzam się z pojawiającymi się opiniami, że Powstanie Warszawskie to mit, o którym już nie ma co dyskutować, trzeba tylko czcić. Nie widzę żadnego logicznego powodu, abyśmy nie analizowali, co działo się w 1944 roku. Był to bowiem kluczowy moment w naszej współczesnej historii. Zrozumienie zachodzących wtedy procesów politycznych – a Powstanie Warszawskie przecież z założenia było polityczne – jest ważne także dla naszej przyszłości. Nie wiadomo przecież, czy nasz kraj znów nie zostanie kiedyś wystawiony na podobne ciężkie próby. Lepiej wtedy nie popełniać błędów, które ewidentnie popełniono właśnie w 1944 roku.
Teraz jednak nie zamierzam pisać o samym Powstaniu (także dlatego, że już napisałem na ten temat naprawdę wiele wpisów przez ostatnie lata). Ten wpis dotyczy tonu dyskusji wokół Powstania. Przeraża mnie histeria, z jaką wiele osób reaguje na stwierdzenie, że Powstanie było źle dowodzone i zaplanowane. Gdyby chociaż wywiązywała się jakaś merytoryczna dyskusja – ale nie. Przez pewną grupę ludzi zaraz jest się uznanym za antypolskiego wrednego prowokatora. Rozumiałbym tą histerię, gdybym, bo ja wiem, oskarżał powstańców o tchórzostwo czy jakieś złe czyny. Ale przecież nie zarzucam nic żołnierzom – oni zasłużyli na najwyższy szacunek. Zarzuty kieruję wobec ich przywódców.
Co ciekawe, mam czasem wrażenia, że wielu tych histerycznych „obrońców czci” tak naprawdę właśnie z powstańców kpi. Na przykład argumentując, że Powstanie i tak by wybuchło, bo „warszawiacy chcieli bić Niemców”.
Owszem, nie wątpię, że w Polakach tamtego czasu (nie tylko warszawiakach zresztą) chęć zemsty była ogromna. Ale Powstanie Warszawskie nie było bynajmniej – i faktycznie, i według założeń – jakimś happeningiem. To była operacja wojskowa, którą wykonywali żołnierze. A tych żołnierzy było 1 sierpnia tylko ok. 32 tys. - z czego uzbrojonych ok. 20 tys..
Nawet jeśli pałamy największą żądzą zemsty, to jednak lepiej mieć do tej zemsty broń. Sądzę, że ówcześni warszawiacy to dobrze wiedzieli. Zwłaszcza, że mogli obserwować, jaką siłą dysponują Niemcy. Dlatego żołnierze AK chcieli być do walki jak najlepiej przygotowani. I wierzyli, że ich dowództwo to przygotowanie im zapewniło. Dlatego żyjący powstańcy opowiadają czasem, jakim szokiem było dla nich to, że muszą iść do ataku z jednym karabinem na trzech.
Oni chcieli się mścić, ale chcieli też żyć. Tymczasem czytając argumenty „obrońców czci” można odnieść wrażenie, że ich zdaniem w Warszawie pod koniec lipca 1944 zapanowało nagle jakieś szaleństwo i tysiące ludzi chciało się rzucać na Niemców bez broni, byle tylko się mścić.
Nie, Drodzy Państwo, nie możecie tak obrażać warszawiaków z 1944 roku – oni nie byli szaleni. Oni chcieli szybkiej, sprawnej rozprawy z Niemcami w Warszawie. Niestety, zamiast tego dowództwo AK dało im okazję do tego, by ginąć w tak bezsensownych akcjach, jak atak na Dworzec Gdański.
Inne tematy w dziale Polityka