Po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu nad Donbasem napisałem na Twitterze, że „Wania dostał rakietę, Wania zobaczył samolot, Wania strzelił”. Myślałem, że przesadzam, ale 24 godziny po tym tragicznym zdarzeniu wygląda na to, że tak rzecz – w skrócie – wyglądała. Jak się okazuje, separatyści dosłownie dzień wcześniej otrzymali od Rosji zestawy przeciwlotnicze BUK – zdolne do zniszczenia każdego samolotu.
Jak wykazały nagrane przez ukraiński wywiad rozmowy, separatyści aż palili się do wykorzystania nowej zabawki. I natychmiast po ataku na – jak myśleli – transportowy An-26, zaczęli się chwalić akcją w mediach społecznościowych. Słynny już filmik przedstawiający wybuch po upadku samolotu nagrali zapewne ci sami ludzie, którzy do samolotu strzelali.
Nie ma więc wątpliwości, że to separatyści dokonali wczoraj tej niesłychanej zbrodni – przy pomocy sprzętu dostarczonego z Rosji.
Teoretycznie atak na przewożący niemal 300 osób cywilny samolot powinien być dla Rosji wielkim problemem. Wygląda jednak na to, że Putin tak naprawdę już za chwilę może zacząć się uśmiechać swoim uśmiechem enkawudzisty.
Oto bowiem atak na malezyjski samolot – przypadkowy, czy też nie – skutkuje dla Putina kolejną okazją do sprawdzenia, jak Zachód zareaguje na falę bezprawia i przemocy rozlewającą się od rosyjskiej granicy. Jak na razie Putin może być zadowolony. Prezydent USA właśnie przed chwilą ograniczył się do standardowych formułek i zaapelował o współpracę w śledztwie ze strony Rosji i separatystów. Wcześniej Angela Merkel wypowiedziała się jeszcze bardziej ogólnikowo. Oburzenie Holendrów nie ma większego znaczenia.
Oczywiście, być może w najbliższym czasie Zachód zareaguje w bardziej jednoznaczny sposób. Nic tego jednak na razie nie zapowiada. Putin widzi, że ma wolną rękę.
Inne tematy w dziale Polityka