„Gazeta Polska Codziennie” dotarła do informacji świadczących o tym, że niemiecki wywiad już w maju tego roku miał dostęp do taśm z podsłuchów polskiego rządu. To niewykluczone, biorąc pod uwagę fakt, że – jak powoli zaczynają przyznawać dziennikarze – po salonach warszawki od tygodni, jeśli nie miesięcy krążyły pogłoski o istniejących nagraniach.
Jeśli faktycznie taśmy tak sobie krążyły pomiędzy biznesem, mediami i służbami, to zapewne wiele różnych osób i grup interesu ma już do nich dostęp. Czemu nikt ich nie ujawnia? Z prostego powodu – przy pomocy tych materiałów można teraz szantażować członków polskich władz, zapewne z premierem na czele.
Wygląda więc na to, że minister Sienkiewicz miał całkowitą rację uznając (w podsłuchanej rozmowie) polskie państwo za istniejące tylko w teorii. W tej chwili najważniejsi urzędnicy w Polsce są zdani na czyjąś łaskę, i nawet nie wiadomo do końca – czyją.
W interesie polskiego państwa leży więc, aby całość treści nagrań jak najszybciej opublikować – wtedy podstawa do szantażu zniknie. Na takim rozwiązaniu nikomu jednak najwyraźniej nie zależy – a zwłaszcza nikomu z rządu. Nic dziwnego, zapewne to, co usłyszeliśmy do tej pory było niewinnymi pogaduszkami, w porównaniu z tym, co jeszcze jest na taśmach. I Tusk woli być szantażowany, niż stawić czoła wściekłości Polaków.
Osobiście sądzę jednak, że kolejne taśmy w końcu zostaną opublikowane, chociaż niekoniecznie w całości. Raczej będą stopniowo dawkowane w odpowiednich chwilach.
Czekam, kiedy pojawią się nagrania Tusk i członków jego rządu mówiących o katastrofie w Smoleńsku. Bynajmniej nie spodziewam się, że będzie w nich np. dowód na zamach. Z pewnością jednak – bo tu nie mam wątpliwości – słowa ludzi z ekipy Tuska będą porażały bezczelnością i wulgarnością. Bo przecież i publicznie ci ludzie nie kryją swojej pogardy. To co muszą wygadywać przy winku i wódeczce?
Inne tematy w dziale Polityka