Policja szuka wandali, którzy zdewastowali pomnik Iwana Czerniachowskiego, odpowiedzialnego za likwidację oddziałów AK na Wileńszczyźnie.
Sprawcy zniszczyli tablicę oraz namalowali znak Polski Walczącej i napis "Precz z komuną". Do zdarzenia doszło w nocy z sobotę na niedzielę na kilkanaście godzin przed wizytą delegacji z Kaliningradu. Na wiadomość o dewastacji pomnika Rosjanie zrezygnowali z przyjazdu do Pieniężna.
Tak wygląda informacja publikowana w – zaznaczmy – polskich mediach (to akurat wprost.pl na podstawie tvn24.pl) na temat zdarzeń w Pieniężnie. Anonimowi patrioci (określeni tu jako „wandale”) starali się zrobić to, czego nie potrafiły zrobić polskie władze – zapobiec fetowaniu na polskiej ziemi mordercy Polaków.
„Zniszczenie” tablicy ku czci sowieckiego bandyty poprzez namalowanie znaku Polski Walczącej było drobnym, ale bohaterskim gestem i na pewno nie można nazwać ludzi, którzy to zrobili „wandalami”.
Szczególnie cieszy, że Rosjanie w końcu zrezygnowali z przyjazdu. Teraz gromy rzuca rosyjskie MSZ, ale jest to śmieszne – zwłaszcza w sytuacji, gdy Rosjanie niszczą w tej chwili ukraińskie pomniki na Krymie.
Jak zauważa „Rzeczpospolita” w ostatnich latach zastopowano proces rozbiórki sowieckich pomników w Polsce. Są wręcz bronione – tak jak ten w Pieniężnie, jak i Czterech Śpiących w Warszawie.
Wszystko to dziwnie nie pasuje do ostatnich buńczucznych wypowiedzi Donalda Tuska, który 3 V ogłosił już wręcz, że na Ukrainie trwa wojna. Jeśli więc mamy do czynienia z wojną, jeśli Rosja dokonuje inwazji – to czemu równocześnie władza PO broni pomników agresora? No chyba, że w wojnie Rosji z Ukrainą Polska wcale nie jest po stronie przeciwników Rosji.
Inne tematy w dziale Polityka