IPN przeprowadził w piątek (czyli 17 stycznia, w rocznicę zajęcia przez LWP i Armię Czerwoną ruin Warszawy – zwaną w PRL „wyzwoleniem”) akcję informacyjną o tzw. Pomniku Czterech Śpiących (czyli monumencie tzw. Braterstwa Broni). Jak wiemy, pomnik ten na czas budowy warszawskiego metra został usunięty z placu przed Dworcem Wileńskim na Pradze. Ma jednak powrócić, bo tego sobie życzą władze Warszawy.
Trudno powiedzieć, czemu rządząca stolicą PO tak bardzo chce powrotu sowieckiego pomniku w jedno z centralnych punktów miasta. Przecież usunięcie pomnika przy okazji budowy metra było idealnym pretekstem do jego ostatecznego pozbycia się. Władze Warszawy sugerują jednak, że nie chą irytować Rosjan. Co ciekawe, wg badań zamówionych przez miasto, powrotu pomnika chce większość warszawiaków – stąd właśnie akcja IPN.
IPN skoncentrował się jednak na kwestiach historycznych, zwracając uwagę na propagandową rolę pomnika i przypominając o tym, że w zaraz po wojnie okolice Dworca Wileńskiego były centralnym punktem komunistycznego aparatu terroru w Polsce.
Nie sądzę jednak, by tym się wiele osób przejęło. Gdyby warszawiacy mieli się zbuntować przeciw promocji sowieckiej propagandy, to już dawno by temu dali wyraz – i to nie tylko przy okazji Czterech Śpiących.
Moim zdaniem sprzeciwiając się powrotowi pomnika należy podkreślać co innego – a mianowicie gigantyczny koszt całej operacji. Delikatne rozmontowanie, przeniesienie, a potem odbudowa pomnika ma kosztować niemal 2 mln złotych (potwierdził mi to jeden z warszawskich radnych). To tyle, co nie przymierzając, ile zbiera się łącznie na WOŚP w kilku dużych miastach Polski. Ile to pieniędzy na szpitale, szkoły czy drogi! Ale nie, miasto chce koniecznie wydać te pieniądze na sowiecki pomnik.
Co Wy na to, drodzy warszawiacy, tak troszczący się przy innych okazjach o swoje pieniądze? Zasponsorujecie dobre samopoczucie Rosjan?
Inne tematy w dziale Polityka