Wiele osób wydaje się być absolutnie zszokowanych tezami wygłaszanymi przez Piotra Zychowicza ws. dowództwa AK (piszę "wygłaszanymi", bo książki – jak większość wypowiadających się ludzi – nie czytałem, ale odnoszę się do licznych wywiadów udzielanych przez autora "Obłędu 44"). Faktycznie, Zychowicz chyba zbyt dał się ponieść kwestiom marketingowym i wizji tysięcy sprzedanych egzemplarzy w gorącym (dosłownie i w przenośni) okresie tradycyjnych już dorocznych debat o Powstaniu Warszawskim – jego słowa o "kolaboracji" były przesadzone, a przynajmniej nie przystające do potocznego sensu tego słowa. Nie da się ich usprawiedliwić odsyłaniem do słownika. Jednakże ogólny sens wywodów Zychowicza jest logiczny i smuci mnie, że wiele osób reaguje na nie wyłącznie na sposób emocjonalny i egzaltowany.
Tymczasem dla każdego, kto przeanalizuje działania polskich przywódców latem 1944 roku staje się jasne, że było to pasmo feralnych błędów, opartych nawet nie na błędnych kalkulacjach, ale po prostu na fantazjach.
O "naiwnych bohaterach z AK" pisałem na długo przed obecną awanturą o tezy Zychowicza – w lipcu 2007 roku. Trudno mi coś dodać do ówczesnego tekstu, więc po prostu pozwolę sobie go Państwu przypomnieć, zwłaszcza, że w 2007 roku zasięg Salonu24 i mojego bloga był jednak znacznie mniejszy.
Bohaterstwo naszych przodków jest czymś wielkim, jednak czasem warto zastanowić się ile jest wart heroizm pozbawiony rozsądku. Nie, bynajmniej nie zamierzam teraz pisać o Powstaniu Warszawskim. Moim zdaniem Powstanie miało sens. Jednak wiele innych działań żołnierzy Armii Krajowej było naznaczonych naiwnością graniczącą z głupotą.
Podczas trwającej na Kresach „Akcji Burza” wielokrotnie powtarzał się ten sam schemat. Oddziały AK zwycięsko walczyły razem z Armią Czerwoną przeciw wycofującym się Niemcom, następnie oficerowie AK udawali się na spotkanie z Rosjanami – gdzie zostawali aresztowani, po czym ich podwładni byli rozbrajani i grupowo wysyłani na Wschód. W ten sposób NKWD tanim kosztem rozbiło większość polskiego ruchu oporu, a tysiące partyzantów po latach ciężkiej walki spotkała wywózka do Kaługi.
Nie można wybaczyć sowieckim oprawcom, ale pamiętajmy, iż oni po prostu brutalnie walczyli o wzrost potęgi swego imperium. A polscy dowódcy walnie im to dzieło ułatwili.
Oczywiście ktoś może mi teraz zarzucić nie liczenie się z realiami – przecież wówczas AK nie wiedziało tyle o zamiarach Rosjan! Czy na pewno? Przecież już w 1939 roku Sowieci pokazali na co ich stać. O Katyniu w 1944 roku też już wiedziano. Poza tym, nawet gdyby pominąć wcześniejsze negatywne doświadczenia to podczas samej „Burzy” starczyłoby ich dosyć.
16 lipca 1944, po wspólnym wyzwoleniu Wilna, aresztowani zostali miejscowi dowódcy AK. Dzień później taki sam los spotkał oficerów Nowogródzkiego Okręgu AK. W ciągu następnych kilkudziesięciu godzin taki sam los spotkał tysiące szeregowych żołnierzy. Akcja ta nie mogła być utrzymana przez Sowietów w tajemnicy. Informacje o niej docierały stopniowo do innych okręgów AK. Polacy zaczęli sobie zdawać sprawę z nowego zagrożenia. Najwyraźniej jednak nie wszyscy. Po dwóch tygodniach wileński scenariusz powtórzył się we Lwowie. Tamtejsi najwyżsi rangą dowódcy Armii Krajowej wsiedli (31 lipca) wszyscy razem do sowieckiego samolotu i ślad po nich zaginął. Mimo to trzy dni później wszyscy pozostali najważniejsi polscy oficerowie (!) pojawili się na naradzie z Rosjanami, gdzie zostali aresztowani. Następnie NKWD przystąpiło do rozprawy z polskimi żołnierzami.
Na mniejszą skalę podobne scenariusze powtarzały się od Lidy do Stanisławowa. Wszędzie tam AK zostało rozbijane przez naiwną wiarę swych oficerów w porozumienie z Sowietami. Oczywiście winę za taki stan rzeczy można zrzucić na słabą komunikację i ewentualny brak wiedzy o poczynaniach Armii Czerwonej. Jednak taką wiedzą zwykle akowcy dysponowali. Potwierdzają to przypadki odmienne od wyżej opisanych – gdy rozsądnie odmawiano „narad” i czym prędzej przechodzono w zachodnie rejony kraju.
W 1945 roku nastąpiło najtragiczniejsze wydarzenie – aresztowanie niemal całego kierownictwa Polski Podziemnej. Najważniejsi polscy politycy, znając wszelkie opisane wyżej fakty – od agresji z 17 września, poprzez Katyń, aż do aresztowań podczas „Burzy” – wszyscy oni oddali się w ręce NKWD. Dali w ten sposób przykład wielu swym podwładnym, którzy bezrefleksyjnie korzystali z kolejnych „ujawnień”, lub „amnestii” by trafić w ten sposób do stalinowskich katowni. A przecież w tym czasie niezwykle łatwo można się było zatopić w masie ludzi wędrujących na tzw. „Ziemie Odzyskane”. W ten sposób tysiące akowców spokojnie rozpoczęło nowe życie.
Nie możemy zapomnieć o bohaterstwie żołnierzy Podziemia. Warto jednak również pamiętać, iż popełnili błędy, których popełnić nie musieli. Ich ceną było szybkie oddanie kraju pod kolejną okupację.
Na koniec chciałbym podkreślić jedną kluczową rzecz, której najwyraźniej nie dostrzega wiele krytyków Zychowicza – analiza działań dowódców i polityków oraz podkreślanie ich błędów nie oznacza odbierania chwały i zasług żołnierzom AK i powstańcom warszawskim. Oni ufali swoim dowódcom, a równocześnie, co oczywiste, mieli mniej wiedzy o bieżących wydarzeniach. Tym bardziej jednak należy uważnie przyjrzeć się tragicznym pomyłkom polskich przywódców.
Inne tematy w dziale Polityka