Polityczne przepychanki wokół rocznicy Rzezi Wołyńskiej są niesmaczne i wręcz haniebne – ale niestety nie ma w nich nic nowego. Polacy nie potrafili się zmierzyć z dokonaną na swoim narodzie zbrodnią ani po 1989 roku, ani wcześniej. Antykomunistyczna opozycja, zarówno w kraju, jak i za granicą, łudziła się, że o Wołyniu trzeba milczeć. Liczono bowiem na współpracę z Ukraińcami.
Co zaś najgorsze, Wołyń mało obchodził polskich polityków już w 1943 – gdy lała się krew. Polski ruch oporu w żaden sposób nie zareagował na ludobójstwo, chociaż w tym samym czasie potrafił powstrzymać niemieckie pacyfikacje na Zamojszczyźnie.
Skąd ta, ciągnąca się przez dekady, bierność i nieczułość? Wygląda na to, że głównym powodem była naiwna wiara w braterstwo z Ukraińcami. Niestety, ale mimo naszych starań Ukraińcy nie chcą się z nami zbytnio bratać. Może więc pora zrozumieć, że owszem, Ukraina jest ważna, ale nasi pomordowani rodacy nie mogą być kolejny raz ofiarami politycznych złudzeń?
Jednakże Ukraińcy to jedno, a Warszawa to drugie. Warszawa (oczywiście ta Warszawa Armii Krajowej) milczała w 1943 roku – co ostatnio mimochodem opisano w "Do Rzeczy Historia". Ta obojętność wtedy jest równie szokująca, jak obojętność dziś – jeśli nie bardziej.
Czemu w 1943 roku Warszawa milczała? Nasuwają mi się dwie odpowiedzi. Po pierwsze, być może polskie elity polityczne wcale nie czuły specjalnej łączności z tymi "zza Buga". Owszem, Kresowiacy mieli w II RP spore znaczenie, ale zarazem przynajmniej od 1815 roku łączność jądra Polski, jakim niewątpliwie była Kongresówka z tzw. ziemiami zabranymi była niewielka. Historia miała niestety pokazać, że to, co zabrano nam pod koniec XVIII wieku, odzyskaliśmy tylko na chwilę w II RP. Krótko mówiąc – Wołyń był dla polskich elit czymś dalekim i dzikim, mało wartym uwagi.
Po drugie, obserwując obojętność na Rzeź Wołyńską trudno nie użyć pojęć zahaczających o Marksa. Kogo bowiem mordowano na Wołyniu? Głównie chłopów, często biednych i niepiśmiennych. Oni elitą nie byli. Tyle się mówi o Katyniu, o tym, jak to zamordowano tam "polskie elity". Skoro te 20 tys. oficerów było tak cenne, to kogo tam obchodzi te 130 tys. pomordowanych chłopów? Zwłaszcza, że ginęli całymi rodzinami i często mało kto o nich pamięta. A potem jeszcze Warszawa padła, ta nasza wspaniała Warszawa, i ci wszyscy warszawiacy poginęli, ten nasz kwiat młodzieży... Co tam jakiś Wołyń.
I w ten sposób pomordowani na Wołyniu stali się ofiarami podwójnymi. Najpierw zabili ich ukraińscy mordercy, a potem pamięć o ich tragedii zatarli sami Polacy. Bo Wołyń to nie tragedia elit, to śmierć tych z samego dołu.
Inne tematy w dziale Polityka