Rybitzky Rybitzky
3743
BLOG

Kto dowodzi polskim wojskiem? Nie wiadomo

Rybitzky Rybitzky Polityka Obserwuj notkę 30

Akcja "Orzeł może" pełna była absurdalnych elementów, ale mojego największego zdziwienia nie budził wcale osławiony czekoladowy "Możeł". Najbardziej zaskakiwało mnie, że do realizacji pomysłów podstarzałych hipisów z radiowej Trójki zaangażowano wojsko. Jak bowiem pamiętamy, kluczowym elementem akcji był zrzut ulotek z dziwnymi wierszykami, które ludzie na "możełowych" wiecach mieli zbierać i wymieniać na plastikowe badziewie.

Może jestem laikiem, ale przelot kilku wojskowych helikopterów na niskiej wysokości nad centrami miast wydał mi się nie taką łatwą operacją. I nie taką codzienną. Próbowałem więc ustalić w wojsku i MON, jak to właściwie się stało, że wojskowych śmigłowców użyto do celów Trójki – a także firmy Lotte Wedel, głównego sponsora całej hucpy z czekoladowym orłem. Wojskowi i biuro prasowe MON mieli zawsze to samo do powiedzenia – śmigłowce wypuszczono nad miasta, bo poprosiła o to Kancelaria Prezydenta, a prezydent jest przecież zwierzchnikiem Sił Zbrojnych. Koszty zaś nie miały znaczenia, bo przecież maszyny "i tak by latały szkoleniowo".

Argument o rzekomych szkoleniach niezbyt mnie przekonywał, ale uznałem, że skoro Kancelaria Prezydenta oficjalnie poprosiła armię, to można się z tym nie zgadzać, lecz trudno. Na szczęście jednak więcej determinacji ode mnie miał znany prawniczy bloger Piotr Waglowski (czyli VaGla). Zażądał on dostępu do informacji publicznej i w ciągu kilku tygodni wydobył z MON dokumenty dotyczące udostępnienia śmigłowców na akcję "Orzeł Może".

Co dokładnie ustalił VaGla – z tym można się zapoznać na jego blogu. Tu chciałbym się skupić na najważniejszym – moim zdaniem – elemencie. Otóż okazuje się, że Kancelaria Prezydenta (nie wspominając już o samym prezydencie) nigdy nie prosiła MON o helikoptery. Zrobił to gen. Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego – tylko powołując się na rzekomą wolę Kancelarii. Jak opisuje VaGla (podkreślenia moje):

Z pisma wynika, że Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego wprowadził Ministra Obrony Narodowej w błąd informując go, że głównym organizatorem Orzeł może jest Kancelaria Prezydenta RP. Z udostępnionych przez Kancelarię Prezydenta RP dokumentów wynika wszak jedynie, że Prezydent RP objął akcję patronatem honorowym. Ale najwyraźniej albo Szef BBN był przekonany z jakiegoś powodu, że to Kancelaria Prezydenta organizuje akcję, albo postanowił powołać się na autorytet Prezydenta prosząc o zrzucenie ulotek. (...) Przypominam, że wniosek Trójki o patronat Prezydenta RP był datowany na dzień 21 lutego, a wpłynął do kancelarii Prezydenta RP w dniu 5 marca 2013 roku. Pismo Szefa BBN do Ministra Obrony Narodowej datowane jest, jak widać wyżej, na dzień 25 lutego 2013 roku. Wniosek z tego, że Szef BBN zwrócił się z prośbą o wydanie dyspozycji zrzucenia ulotek z wojskowych śmigłowców zanim jeszcze Kancelaria Prezydenta otrzymała jakiekolwiek oficjalne dokumenty w sprawie "inicjatywy Orzeł może".

Po otrzymaniu pisma od gen. Kozieja, szef MON szybko wyraził zgodę na użycie maszyn i już wszystko poszło z górki.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę dokumenty dokumentami, procedury procedurami, a tak naprawdę cała sprawa została załatwiona na tzw. "gębę". Tzn panowie Koziej i Siemioniak coś sobie ustalili, a dokumenty wysyłali potem dla picu – świadczy o tym chociażby brak chronologii w przepływie pism.

Cała sprawa w drastyczny sposób ukazuje, że tak właściwie nie wiadomo, kto kieruje tak przecież (teoretycznie) zhierarchizowaną organizacją jak polskie wojsko. Co oto bowiem wydarzyło się w tygodniach poprzedzających nieszczęsną akcję "możełową"? Urzędnik nie aż tak wysokiego szczebla (BBN jest przecież formalnie sekretariatem Rady Bezpieczeństwa Narodowego) powołując się – bez żadnej "podkładki" w postaci stosownych pism – na Kancelarię Prezydenta, skłonił Ministerstwo Obrony Narodowej do udostępnienia sprzętu wojskowego (i to w pokaźnej liczbie 4 dużych śmigłowców) na potrzeby akcji sponsorowanej przez prywatną firmę.

Jak na razie nie ma komentarzy ze strony MON, BBN oraz Kancelarii Prezydenta. A przecież sprawa jest bardzo poważna i naprawdę trudno ją będzie zamieść pod dywan.

AKTUALIZACJA

Komentując mój wpis na twitterze, min. Siemoniak stwierdził:

Przekazaliśmy dokumenty. Każdy może stwierdzić, że MON działał w tej sprawie formalnie, przejrzyście i z dobrą wolą.

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Polityka