Akcja "Orzeł może" pełna była absurdalnych elementów, ale mojego największego zdziwienia nie budził wcale osławiony czekoladowy "Możeł". Najbardziej zaskakiwało mnie, że do realizacji pomysłów podstarzałych hipisów z radiowej Trójki zaangażowano wojsko. Jak bowiem pamiętamy, kluczowym elementem akcji był zrzut ulotek z dziwnymi wierszykami, które ludzie na "możełowych" wiecach mieli zbierać i wymieniać na plastikowe badziewie.
Może jestem laikiem, ale przelot kilku wojskowych helikopterów na niskiej wysokości nad centrami miast wydał mi się nie taką łatwą operacją. I nie taką codzienną. Próbowałem więc ustalić w wojsku i MON, jak to właściwie się stało, że wojskowych śmigłowców użyto do celów Trójki – a także firmy Lotte Wedel, głównego sponsora całej hucpy z czekoladowym orłem. Wojskowi i biuro prasowe MON mieli zawsze to samo do powiedzenia – śmigłowce wypuszczono nad miasta, bo poprosiła o to Kancelaria Prezydenta, a prezydent jest przecież zwierzchnikiem Sił Zbrojnych. Koszty zaś nie miały znaczenia, bo przecież maszyny "i tak by latały szkoleniowo".
Argument o rzekomych szkoleniach niezbyt mnie przekonywał, ale uznałem, że skoro Kancelaria Prezydenta oficjalnie poprosiła armię, to można się z tym nie zgadzać, lecz trudno. Na szczęście jednak więcej determinacji ode mnie miał znany prawniczy bloger Piotr Waglowski (czyli VaGla). Zażądał on dostępu do informacji publicznej i w ciągu kilku tygodni wydobył z MON dokumenty dotyczące udostępnienia śmigłowców na akcję "Orzeł Może".
Co dokładnie ustalił VaGla – z tym można się zapoznać na jego blogu. Tu chciałbym się skupić na najważniejszym – moim zdaniem – elemencie. Otóż okazuje się, że Kancelaria Prezydenta (nie wspominając już o samym prezydencie) nigdy nie prosiła MON o helikoptery. Zrobił to gen. Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego – tylko powołując się na rzekomą wolę Kancelarii. Jak opisuje VaGla (podkreślenia moje):
Z pisma wynika, że Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego wprowadził Ministra Obrony Narodowej w błąd informując go, że głównym organizatorem Orzeł może jest Kancelaria Prezydenta RP. Z udostępnionych przez Kancelarię Prezydenta RP dokumentów wynika wszak jedynie, że Prezydent RP objął akcję patronatem honorowym. Ale najwyraźniej albo Szef BBN był przekonany z jakiegoś powodu, że to Kancelaria Prezydenta organizuje akcję, albo postanowił powołać się na autorytet Prezydenta prosząc o zrzucenie ulotek. (...) Przypominam, że wniosek Trójki o patronat Prezydenta RP był datowany na dzień 21 lutego, a wpłynął do kancelarii Prezydenta RP w dniu 5 marca 2013 roku. Pismo Szefa BBN do Ministra Obrony Narodowej datowane jest, jak widać wyżej, na dzień 25 lutego 2013 roku. Wniosek z tego, że Szef BBN zwrócił się z prośbą o wydanie dyspozycji zrzucenia ulotek z wojskowych śmigłowców zanim jeszcze Kancelaria Prezydenta otrzymała jakiekolwiek oficjalne dokumenty w sprawie "inicjatywy Orzeł może".
Po otrzymaniu pisma od gen. Kozieja, szef MON szybko wyraził zgodę na użycie maszyn i już wszystko poszło z górki.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę dokumenty dokumentami, procedury procedurami, a tak naprawdę cała sprawa została załatwiona na tzw. "gębę". Tzn panowie Koziej i Siemioniak coś sobie ustalili, a dokumenty wysyłali potem dla picu – świadczy o tym chociażby brak chronologii w przepływie pism.
Cała sprawa w drastyczny sposób ukazuje, że tak właściwie nie wiadomo, kto kieruje tak przecież (teoretycznie) zhierarchizowaną organizacją jak polskie wojsko. Co oto bowiem wydarzyło się w tygodniach poprzedzających nieszczęsną akcję "możełową"? Urzędnik nie aż tak wysokiego szczebla (BBN jest przecież formalnie sekretariatem Rady Bezpieczeństwa Narodowego) powołując się – bez żadnej "podkładki" w postaci stosownych pism – na Kancelarię Prezydenta, skłonił Ministerstwo Obrony Narodowej do udostępnienia sprzętu wojskowego (i to w pokaźnej liczbie 4 dużych śmigłowców) na potrzeby akcji sponsorowanej przez prywatną firmę.
Jak na razie nie ma komentarzy ze strony MON, BBN oraz Kancelarii Prezydenta. A przecież sprawa jest bardzo poważna i naprawdę trudno ją będzie zamieść pod dywan.
AKTUALIZACJA
Komentując mój wpis na twitterze, min. Siemoniak stwierdził:
Przekazaliśmy dokumenty. Każdy może stwierdzić, że MON działał w tej sprawie formalnie, przejrzyście i z dobrą wolą.
Inne tematy w dziale Polityka