List Jarosława Gowina do Platformy mało mnie obchodzi – ani nie jestem w Platformie, ani nie jestem fanem Gowina. Według mnie rzekomy lider rzekomej frakcji konserwatywnej w PO nadal wpisuje się swoim działaniami w ogólną strategię partii Donalda Tuska – tworzy medialne wrzutki, które odciągają uwagę opinii publicznej od realnych problemów.
Jednym z takich problemów jest chociażby sprawa katastrofy smoleńskiej, jej przyczyn oraz konsekwencji – nie tylko jako narodowej tragedii, ale też symbolu erozji polskiego państwa. W swoim liście Gowin rozwodzi się nad wieloma sprawami (chociaż robi to tak, aby zbytnio nie atakować Platformy – bo przecież nie o to mu chodzi), ale Smoleńsk całkowicie pomija.
Czy może to dziwić? Przecież Gowin przez lata biernie przyglądał się poczynaniom swoich kolegów, mącących w sprawie katastrofy. Nie przeszkadzały mu haniebne wypowiedzi i dwuznaczne czyny. Bo był w tej samej paczce, co Palikot lub Niesiołowski. I nadal jest, czego by nie próbował robić.
Dla Gowina ”Smoleńsk” to najwyraźniej słowo zakazane – i to dowodzi faktu, że tak naprawdę nadal jest on wiernym ”Platformersem”. Nie zajmujmy się Gowinem, bo nie ma czym.
Inne tematy w dziale Polityka