Grzegorzowi Zalewskiemu film „Good Night and Good Luck” kojarzy się z bieżącymi wydarzeniami w kraju. Otóż według niego nasi dzielni, walczący z opresyjną władzą (która na szczęście już przegrała, co stale obserwujemy) dziennikarze są niczym słynny Edward R. Murrow, który sprzeciwił się wszechwładnemu senatorowi McCarthy.
Nie zamierzam teraz analizować dokładnie sytuacji w Ameryce lat pięćdziesiątych. Bez wątpienia nie była ona czarno – biała, tak jak to przedstawia film George’a Clooney’a. Pragnę się skupić jedynie na przesłaniu „Good Night and Good Luck”.
Niezależnie od tego czym naprawdę kierowali się Murrow i jego ludzie, film wyraźnie pokazuje, iż postawili się oni nie tylko państwowej administracji, ale przede wszystkim własnym szefom. Za swoje zaangażowanie zapłacili wielką cenę w życiu osobistym i zawodowym.
Jedną z lepszych scen „Good Night and Good Luck” jest moim zdaniem ta , gdy wychodząc z gabinetu zwierzchnika (po ciężkiej rozmowie) Murrow rzuca: „Nie spodoba się wam to co przygotowaliśmy”. Ma na myśli kolejny odcinek swojego programu. Film być może nie pokazuje prawdy historycznej. Opowiada za to o grupce ludzi, która była sama przeciw wszystkim – i zwyciężyła.
A teraz pytanie. Czy Grzegorz Zalewski ma rację porównując polskich dziennikarzy do tych z czasów McCarthy’ego? Czy przez ostatnie lata musieli oni działać niemal w konspiracji i tworzyć antyrządowe materiały, drżąc równocześnie o pracę? Gdzie są te osobowości na miarę Murrow’a? Dobranoc i życzę powodzenia… W szukaniu odpowiedzi.
Inne tematy w dziale Polityka