Sytuacja wygląda następująco: Na sali, gdzie odbywa się rocznicowy zjazd związku, siedzą dawni działacze "Solidarności" piastujący najwyższe funkcje państwowe. Jest prezydent, premier, marszałek Senatu, szef Parlamentu Europejskiego. Mają oni pełnię władzy nad krajem – zwłaszcza od czasu katastrofy smoleńskiej (w której zginęło wielu innych działaczy "S", np. legendarna Anna Walentynowicz). W swoich przemowach sypią banałami i co drugie słowo cytują Jana Pawła II, wzywając do pokoju jedności – jakby na co dzień nie rozpalali polsko-polskiej wojny.
Gdy przemawia Jarosław Kaczyński i przypomina rolę zwykłych ludzi w ruchu "Solidarności" oraz krytykuje dawnych doradców protestujących stoczniowców – budzi owacje. Ale budzi też wściekłość u zasłużonej działaczki "S" Henryki Krzywonos – obecnie osoby otwarcie popierającej rządzącą partię i Bronisława Komorowskiego. Po wejściu na salę pani Krzywonos wyściskała się z prezydentem oraz premierem. Teraz rzuca się do mikrofonu i atakuje Kaczyńskiego – w obronie, jej zdaniem pokrzywdzonych, członków polskiej elity politycznej. Krzywonos stwierdza, że trzeba pamiętać o ich zasługach – jakby ktoś zacierał pamięć np. o Borusewiczu.
Reakcją związkowców na słowa Krzywonos są krzyki i gwizdy – ale dla mediów zostaje ona bohaterką, która rzuciła się do odważnej walki o prawdę i sprawiedliwość. W "Faktach TVN" jej postawa jest określona jako "fenomenalna".
I tak, nie pierwszy raz, okazało się, że w Polsce szczytem nonkonformizmu jest obrona Platformy przed Jarosławem Kaczyńskim.
Inne tematy w dziale Polityka