Nieprzebrany tłum ciągnął wąskimi ulicami Jerozolimy, skandując imię mężczyzny, który - ku zdziwieniu Kajfasza i innych kapłanów przyglądających się wydarzeniom z tarasu pałacu będącego siedzibą Sanhedrynu - wjechał do miasta na ośle. Palmowe gałązki powiewały nad ludzką ciżbą niczym flagi.
- Aresztowanie tego mężczyzny może być nieco trudne - przerwał ciszę Annasz.
Kajfasz porzucił obserwację ulic miasta i powoli odwrócił się w stronę swego teścia oraz pozostałych kapłanów. Gdy patrzył na tę grupę przerażonych starców nie czuł nic, prócz pogardy. Przemawiając jednak, był łagodny, uprzejmy i uśmiechnięty.
- Jeszcze nic straconego, szanowni kapłani. Łaska ludu jest niczym cienka pajęcza nić na wietrze. To, że dziś go kochają - Kajfasz lekceważąco machnął ręką w stronę tłumu - nie znaczy, że nie będą go nienawidzić. I to już wkrótce. Działamy według ustalonego planu.
Annasz dobrze pamiętał, jak podczas niedawnej narady Kajfasz twardo domagał się rozprawy z mężczyzną, którego imię skandowała właśnie cała Jerozolima. A właściwie cały Izrael, bo na czas Paschy do miasta zjechali się pielgrzymi z najdalszych stron kraju, a nawet ci Żydzi, którzy mieszkali w Aleksandrii, Damaszku i Antiochii.
- Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród - mówił podczas narady rozgorączkowany Kajfasz. Pod wpływem jego przemowy, inni kapłani zgodzili się na ostre działania. Sprawa miała być jednak prosta. Tymczasem obecnie aresztowanie Jezusa, bo takie było imię człowieka na osiołku, wydawało się być czynem, który wywoła wojnę domową, a co najmniej zamieszki. Wprawdzie Sanhedrynowi udało się znaleźć w otoczeniu Jezusa kogoś gotowego do zdrady, ale to tylko ułatwiało same aresztowanie. A co dalej?
Kajfasz dostrzegł wahanie na twarzy Annasza i stojących wokół niego kapłanów.
- Powtarzam, ta miłość szybko przeminie. Wiemy przecież, jak postępować z ludem.
Kiedy uszczęśliwiona przybyciem Jezusa Jerozolima szła spać, na jej ulice wyszli ludzie wysłani przez Kajfasza. Każdy z nich skierował się w inną stronę, ale każdy z nich cicho pobrzękiwał ciężkimi mieszkami złota.
Żydowska tradycja była niechętna ulicznym teatrom, ale rzymskie rządy i napływ licznych rzymskich i greckich kupców oraz urzędników i żołnierzy sprawiły, że w Jerozolimie nie brakowało teatrów wystawiających swoje przedstawienia - często improwizowane i nawiązujące do bieżących wydarzeń. Spektakle cieszyły się szczególnie dużym powodzeniem w dni targowe i świąteczne, gdy do miasta przybywały tysiące gości. Nie inaczej było i teraz. Od rana aktorzy dawali swoje występy, a bohaterem wszystkich był nie kto inny niż Jezus. Artyści z werwą wyśmiewali wczorajszego bohatera. Początkowo widzowie przyjmowali występy z niechęcią, a nawet otwartym oburzeniem. W stronę aktorów leciały nadgryzione owoce i zwierzęce łajno. Zwykle taka reakcja publiczności przekonałaby uliczne teatry, że trzeba zmienić repertuar - ale nie tym razem. Wyśmiewanie Jezusa trwało.
Do aktorów dołączyli miejscy heroldowie, którzy na co większych placach zajmowali się obwieszczeniem urzędowych komunikatów i przekazywali wieści ze świata. Tym razem heroldowie mówili tylko o Jezusie, lecz nie o jego triumfalnym wjeździe do miasta, ale o rzekomych skargach na Jezusa, które napływały z odległych wsi i miasteczek. Nie miało znaczenia, że mieszkańcy tychże wsi i miast byli właśnie w Jerozolimie i słuchali z niedowierzaniem tego, co mówili heroldowie.
Wieczorem, gdy życie przeniosło się do karczm i winiarni, także tam pojawili się ludzie głośno perorujący o tym, jak złym człowiekiem jest Jezus. I jak głupi i ciemni są ci Żydzi, którzy mu ufają i mają go za przywódcę.
Niejedna taka przemowa zakończyła się bijatyką, ale wówczas ktoś inny wstawał od stołu i zaczynał krzyczeć;
- Patrzcie, tacy są zwolennicy Jezusa! Przemoc im tylko w głowach, utrapienie na nas przyniosą!
Następnego dnia rano heroldowie zaczęli ostrzegać przed zamieszkami wszczynanymi przez zwolenników Jezusa, a uliczne teatry zaczęły wyśmiewać nie tylko samego Jezusa, ale też jego uczniów i tych, którzy witali go zielonymi gałązkami w Jerozolimie. Tym razem publiczność była już nastawiona inaczej. Żarty z Jezusa coraz częściej wzbudzały wesołość, a nie oburzenie. Coraz mniej ludzi przyznawało się - nawet sami przed sobą - że byli w radosnym tłumie witającym Jezusa w Jerozolimie.
Kiedy Jezus został aresztowany, mało kto się z tym przejął, a przede wszystkim - mało kto o tym wiedział. Wieści o zatrzymaniu i procesie nad Jezusem nie były dla ulicznych artystów i heroldów tematem. Coraz częściej mówiono za to na ulicach Jerozolimy o Barabaszu. Nikt wprawdzie o nim wcześniej nie słyszał, ale nagle stał się on bohaterem dla wielu. Żydzi szybko zapomnieli o Jezusie, za to Barabasz stał się dla nich niezwykle ważny, chociaż nikt do końca nie wiedział - dlaczego? Rozsądny człowiek był za Barabaszem, bo wszyscy wokół niego też za nim byli i o nim mówili.
Kapłani nie mogli wyjść z podziwu wobec Kajfasza, gdy ich ludzie obserwujący wydarzenia w pałacu namiestnika Poncjusza Piłata przynieśli wieści o tłumie skandującym “uwolnić Barabasza!” i wściekle reagującym na wszelkie objawy sympatii wobec Jezusa.
Jeden z urzędników pracujących dla Sanhedrynu opowiedział nawet, że spotkał niejakiego Piotra, uznawanego za najwierniejszego i najważniejszego ucznia Jezusa:
- Pytam tego Piotra, czy nie jest jednym z uczniów Jezusa, a on, że nie. Mówię, że przecież widziano go razem z Jezusem podczas aresztowania w ogrodzie nad strumieniem Cedron, a on znowu, że nie. Ale to był on.
Kajfasz wzruszył tylko ramionami:
- Teraz to już bez znaczenia, kim jest ten Piotr. Zapraszam szanowny Sanhedryn na górny taras. Jest z niego dobry widok na Golgotę.
Inne tematy w dziale Polityka