Dochody podatkowe rządu nie są wartością samą w sobie, to po porstu przesuwanie pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej. Możemy sobie wyobrazić następująca regułę. Uchwalono nowe przepisy, obywatele Polski zamieszkali pod nieparzystymi numerami muszą zapłacić jednorazowy roczny podatek na rzecz obywateli zamieszkałych pod parzystymi numerami w wysokości 10,000 złotych. Ten przepis byłby oczywiście witany z radością przez parzystych i z nienawiścią przez nieparzystych. Bogactwo narodowe w wyniku uchwalenia takiego przepisu nie wzrośnie ani o złotówkę, po prostu jedni staną się bogatsi kosztem innych. A teraz wyobraźmy sobie, że zabieramy 10,000 złotych nieparzystym, dajemy 5,000 parzystym, a 5,000 wysyłamy na Marsa, żeby zielonym ludzikom żyło się lepiej. To właśnie ma miejsce obecnie, taką funkcję pełni skarbówka. Przesuwa pieniądze od jednych do drugich, przy okazji marnując część pieniędzy. Dlatego im mniej pieniędzy na pracownika przesunie skarbówka, tym lepiej, bo mniej się zmarnuje.
Oczywiście nie mogę wykluczyć, że Polacy czerpią olbrzymią satysfakcję z dokarmiania zielonych ludzików, i że w związku z tym marnowanie takiej fury pieniędzy ma sens. Ale równie prawdopodobna, a może nawet bardziej, jest hipoteza, że system w którym nieparzyści płacą 10,000 rocznie parzystym byłby bardziej efektywny (płacę sąsiadowi z lewej, bez kosztów administracji) , niż obecny system zatrudniający 39 tysięcy urzędników skarbowych.