Gentryfikacja w Hamburgu
Gentryfikacja w Hamburgu
RudeKitchen RudeKitchen
302
BLOG

Niemcy, ale gdzie to jest?

RudeKitchen RudeKitchen Polityka Obserwuj notkę 12
Zabawne jest zestawianie tego, co widzą „eksperci” ze swoich gabinetów na wysokich piętrach z tym, co widać na ulicy. Wystarczy spacer centrum Hamburga i każdego z tego, co wiem dużego niemieckiego miasta. Napisałem co widać było na niemieckich ulicach przed wyborami

Klasowy punkt widzenia to nie jest teoria. To coś, co różni miasto widziane z poziomu ulicy od tego w mediach i opiniach ekspertów.

Hamburg to szczególne miasto. Tu niezmiennie wybory wygrywa SPD, w knajpach dla lokalsów przesiadują Turcy a islamiści dzielą jedną dzielnicę z LGBT i handlarzami narkotyków. Po takim mieście, po takich ulicach chodzę i taki jest mój punkt widzenia na Niemcy. I na wybory.

1.

Żeby dojechać do Hamburga muszę najpierw wyruszyć z mojego lasu.

500 m do przystanku, 600 metrów do najbliższego sąsiada, półtora kilometra do najbliższej wsi, 300 metrów do najbliższego rezerwatu. I nie jest to w Dolnej Saksonii niczym niezwykłym. Okolice Luneburger Heide to ziemniaczane serce Niemiec, teren rolniczo-leśny i turystyczny. W sezonie pełno tu niemieckich emerytów.

Region szczególny również dlatego, że stąd przez ponad sto lat było bliżej do Londynu niż Berlina, kiedy trwała unia personalna Hanoweru i Anglii. A Prusy to w sumie okupant. Królestwo Hanoweru zostało zajęte przez wojska pruskie w 1866 roku w czasie wojny prusko-austryjackiej. Wtedy tez Prusy zaczęły sobie podporządkowywać wolne i hanzeatyckie miasta Bremen i Hamburg, co dokończyli naziści w latach 30 tych XX wieku.

Mam wrażenie, że przez to tutaj ludzie mają inny stosunek do historii niż w Niemczech Wschodnich, na terenach pruskich. Timothy Garton Ash w swoje książce „Niemieckość NRD” postawił tezę, że NRD była kontynuacją Państwa Pruskiego. Tak jak o innych państwach mówi się, że mają armie tak w Prusach to armia miała państwo. I podbiła kraj, o którym mówiono w XIX wieku, że jest krajem filozofów i poetów.

Książka Asha zaczyna się od cytatu z Goethego i Schillera, najlepszego podsumowania tego, czym są i jakie są Niemcy

Niemcy? Ale gdzie to jest?

Nie umiem znaleźć tej ziemi, kraj uczonych zaczyna się tam, gdzie kończy się kraj polityków.

Po drodze na przystanek częściej spotkam zająca, a w sezonie sarnę niż człowieka. A na drodze maszynę rolniczą częściej ni samochód osobowy

Jadę oczywiście na Deutchlandticket. Gdybym mógł głosować (miał obywatelstwo), tobym pewnie zagłosował na SPD, za ten bilet. Kiedy funkcjonował przez trzy letnie miesiące poprzednik DT i można było jeździć za 9 € miesięcznie pojawił się niemiecki odpowiednik hołoty za 500+, czyli hołota, która najechała z biletem na 9 euro wyspę Sylt. Taki odpowiednik Juraty chyba, luksusowy kurort nad Morzem Północnym, gdzie bawią się niemieckie elity biznesowe, medialne i polityczne.

Dzieci tych elit śpiewały w zeszłym roku na dyskotece w Sylcie na melodię „L’amour toujours” Gigi D’Agostino „auslanders raus, Deutschland für Deutschen”

https://youtube.com/shorts/Q4kYR9754lc?si=6N-dl0lrw-hDQdbS

Trochę spóźnioną odpowiedzią był główny trend niemieckiego tik-toka przełomu. ubiegłego i tego roku, czyli utwór punkowego Band ohne Anspruch z refrenem „jeder nazi ist die horensohn”.

https://www.tiktok.com/@san_goku069/video/7461016575684971798

Od stycznia za 58 euro, wcześniej 49 euro wprowadzony w 2023 roku, bilet miesięczny na całą komunikację publiczną (poza IC i EC) włącznie z tramwajem wodnym w Hamburgu. Dzięki Dt mogę sobie pozwolić, żeby jechać do Hamburga tylko po to, żeby popływać tym tramwajem wodnym po Łabie.

W Hamburgu, rządzonym przez koalicję SPD i Zielonych (która weźmie też władzę w marcowych wyborch do senatu Hambuga) od września uczniowie i studenci mają DT dofinansowany przez władze miasta/landu i jeżdżą za darmo. jakbym mieszkal w Hamburgu i miał dzieci tez bym głosował na koalicję. Dt to najważniejszy wynalazek i innowacja w Europie ostatnich lat.

O Dt pisałem więcej m.in. tutaj

https://rudekitchen.pl/deutchland-ticket-w-praktyce

Dt poruszył też niemiecką dyskusję o komunikacji publicznej. I z mojego punktu widzenia to zadziwiające, ale Niemcy niesamowicie narzekają na swoją komunikację publiczną. I w sumie mają dużo racji jednak, przede wszystkim, jeśli chodzi o stan kolei, dramatycznie pogorszony obciążeniem przez zwiększony ruch po wprowadzeniu 9 euro icke i Dt. Kibice na Euro tego lata tez nie poprawili sytuacji.

Drugi problem z niemiecką komunikacją to obszary wiejskie. Gdzie, zwąłszcza wieczorem nie ma jak dojechać ani wyjechać.

 Z mojej perspektywy wolałbym zdecydowanie więcej połączeń autobusowych, zwłaszcza wieczorem. To znaczy, żeby coś jechało wieczorem i w nocy. Bo ostatni autobus z miasta do mnie odjeżdża o 18.30, a w sezonie letnim o 19.30. trudno wybrać się na… cokolwiek do miasta.

No ale te autobus jadący w nocy to czasami by mnie wiózł wracającego z wypadu do miasta, a może raz czy dwa w tygodniu kogoś innego.

Czasami wsiada na przystanku córka mojego sąsiada, jadąca do szkoły.

Moi sąsiedzi to głównie ci rolnicy, którzy na przełomie 2023/24 zapoczątkowali protesty rolników w całej Europie.

Pamiętam, jak obudziłem się któregoś ranka w grudniu. Była gdzieś czwarta/piąta. Otworzyłem okno, żeby przewietrzyć pokój i zdziwiłem się, bo usłyszałem maszyny rolnicze. Czemu w grudniu? przecież nie ma żadnych robót na polach.

Kiedy tydzień czy dwa później to się powtórzyło, to już wiedziałem. Sąsiedzi jadą na Berlin.

Niemieccy rolnicy protestowali już wiele razy wcześniej. Pisałem np. o ich protestach pod koniec 22 roku

https://rudekitchen.pl/przeciwko-zielonemu-ladowi-za-bezpieczenstwem-zyw...

Mieszkając na terenach leśno-rolniczych inaczej się widzi problemy związane z tym mitycznym Zielonym Ładem, o którym już nikt nie wie co znaczy i zmianami klimatu.

Bo z każdym rokiem widzę na polach więcej systemów do nawadniania i coraz więcej wyschniętych jeziorek i strumyków w lasach.

Wzrost cen żywności jaki to nieuchronnie oznacza uderza przede wszystkim w uboższą część społeczeństwa.

Nie dziwi więc, bo wzrost cen żywności jest Niemczech mocno odczuwalny (jeszcze bardziej cen energii) że na drugim i trzecim miejscy, ważne dla 40% Niemców przy podejmowaniu decyzji wyborczej są gospodarka i sprawiedliwość społeczna. W Niemczech to pojęcie w praktyce oznacza państwo socjalne i społeczną gospodarkę rynkową, z dużym udziałem państwa, silnymi związkami zawodowymi i partycypacją pracowniczą.

Problemy z imigracją są na czwartym miejscu i uznane za ważne przez 27% Niemców, na piątym jest kryzys klimatyczny (23%). Na pierwszym miejscu jest pokój uznany za ważny przez 48% Niemców. Warto też zwrócić uwagę na to że co piąty Niemiec martwi się swoją starością. Temat emerytury jest ważny przy urnie dla 20% Niemców.

Notabene jeszcze na tydzień przed wyborami 20% Niemców nie wiedziało na kogo zagłosuje. Tak więc wyniki mogą zdziwić. W każdą stronę. (badania Politbarometer ZDF przeprowadzone przez Mannheim Research Group Elections metoda CATI w pierwszej połowie lutego)

Jak ktoś sam (a nie gosposia czy inna panna służąca) robi regularnie zakupy go to nie dziwi, że Niemcy martwią się głównie o gospodarkę i socjal.

Taksówka z miasta do mnie kosztowała przed pandemią 15 euro, obecnie to 25. Podobne wzrosty cen, dużo większe niż zarobków dotyczą w Niemczech prawie wszystkiego. ostatnio moja ulubiona kawa z lokalnej palarni podrożała do 10,90. Jeszcze tydzień wcześniej kupowałem ją za 7,9. Przed pandemia 4,9-5,5. właściwie od początku pandemii w Niemczech spadają płace realne. w przedwyborczy piątek, równie w Dolnej Saksonii był strajk komunikacji lokalnej. Z tego, co przejrzałem wiadomości strajkowało ponad 50 tyś. pracowników zrzeszonych w związku Verdi. Podstawowe żądanie minimum 300 euro podwyżki dla każdego pracownika. I śledząc walki związkowe w Niemczech obstawiałbym, że Verdi wygra.

Kawa to akurat jeden z tych produktów, które drożeją szczególnie mocno, ze względu na sytuację na światowych rynkach, mniejsze zbiory spowodowane kryzysem klimatyczny, ale drożeją wszystkie produkty, również energia. Czyli to co najbardziej odczuwa oczywiście uboższa część społeczeństwa.

Ale Jaśniepaństwo z mediów tego nie widzą, bo ich to dotyka zdecydowanie mniej. Właściwie przed chwilą trafiłem na kolejnego „eksperta” który powtarzał, że najważniejszym tematem dla Niemców jest w wyborach imigracja. Ciekawe czy sam robi zakupy czy ma od tego gosposię. Obstawiam to drugie

2.

Jak jedziecie z zachodu, tak jak ja i jak holenderscy kibice na Euro w zeszłym roku to przejeżdżacie przez Harburg. Ważny węzeł kolejowy, przemysłowe miasto włączone do Hamburga przez nazistów. Które do dziś zachowało wyraźna odrębność.

Harburg to biedniejsze przedmieścia Hamburga, zamieszkałe w dużym stopniu przez imigrantów. 40% populacji to obcokrajowcy (w całym Hamburgu 17%), bezrobocie jest o połowę większe a średnie dochody o połowę mniejsze niż dla całego Hamburga.

Okolice dworca w Harburgu, należą do najniebezpieczniejszych miejsc w Hamburgu. Łatwo tu natknąć się na pijanych Polaków. Chociaż nigdy nie miałem niemiłych przygód, poza rodakami domagającymi się dorzucenia na flaszkę.

Pijacy i bezdomni mają tez swoją sadybę pod Ratuszem, w pięknym parku, w tej samej okolicy gdzie w grudniu odbywa się harburski Weinachtsmarkt. Niemcy są bardzo liberalnie nastawione do picia alkoholu, legalnego w przestrzeni publicznej. Ale pijani w centrum miasta, w parku gdzie bawią się dzieci raczej w nikim nie wzbudzają pozytywnych emocji. Ani nie zwiększają poczucia bezpieczeństwa. i tu znajdziemy imigrantów. I tak jak na dworcu głównie Polaków. Mnie to nie przeszkadza, kiedy np. w centrum Hamburga nad pięknym Alsterem spotykam grupę Polaków konsumujących substancję płynną. Ale przeciętnemu Niemcowi pewnie tak. I nie m w tym nic dziwnego.

Dalej w stronę Politechniki jest okolica zamieszkała głównie przez muzułmanów. Na jednej z ulic jest muzułmański dom modlitwy wyglądający z zewnątrz jak jeszcze jedno biuro czy firma, po drodze, ale właściwe w całym Harburgu arabskie i azjatyckie sklepy spożywcze. Dla mnie raj. A tuż koło Politechniki Harburskiej przy Marienstraße zamieszkałej przez imigrantów i studentów, mieszkali zamachowcy z 11 września.

Od kilku lat trwa przebudowa połączonej z dworcem kolejowym Harburg stacji SBahn (kolei miejskiej) Harburg Rathaus. Od jakiegoś roku ten remont objął rejon między dworcem kolejowym a stacją SBahn Harburg Ratusz. W Hamburgu od lat trwają remonty torów. Stan infrastruktury, nie tylko kolejowej, to coś, co daje się we znaki każdemu.

Kolej jest tu szczególnie istotna, bo ociążenie spowodowane tanimi biletami i Euro doprowadzało DB do zapaści i apokalipsy. Ale od lata ubiegłego roku trwa największy w historii DB program remontowy, który ma temu zaradzić. W jakim stopniu zaradzi i co dalej z DT i komunikacją publiczna to też temat jakiego z luksusowych gabinetów nie widać.

Centrum Harburga to też okolica gdzie kilkudziesięcioosobowa grupa młodych ludzi jesienią 2023 roku malowała swastyki i wychwalała Adolfa Hitlera.

Bo oficjalna ideologia i niemiecką wersją poprawności politycznej jest antyfaszyzm i antyrasizm, ale nieoficjalnie, jak się trochę podrapie farbę to wychodzi wiele brunatnego brudu jak pisałem w Czerwony terror, brunatny brudlink.

Ten brud wychodzi też po przyjrzeniu się jak państwo niemieckie traktuje radykałów z prawa i z lewa. I antyfaszystów. Bo to jest też chyba pewien niemiecki fenomen. Setki tysięcy ludzi na manifestacjach przeciwko AfD niekoniecznie mają lewicowe poglądy, właściwie niekoniecznie muszą mieć jakiekolwiek ugruntowane poglądy polityczne. Poza jednym. Poza antyfaszyzmem. I uznaniem, że Niemcom wolno mniej. Jako słowiański imigrant, „słowiańska świnia”, całym sercem jestem z tymi Niemcami i boje tego, że Niemcy, jak chce AfD mogłyby „wstać z kolan” i zrehabilitować Wehrmacht i SS.

3.

Wizyta w Hamburgu oczywiście zaczyna się od Haupbanhof. W 2023 roku było to najniebezpieczniejsze miejsce w Niemczech. I jak myślicie „imigranci” to macie trochę racji.

Dworzec w Hamburgu obsługuje codziennie 500 tysięcy pasażerów. Największy dworzec w Niemczech, drugi w Europie po Paryżu obsługującym dziennie 750 tysięcy pasażerów na 44 peronach i 67 liniach. Hamburg ma torów 14. I ciągły tłok. I pociągi z dwóch ostatnich torów odjeżdżające naraz w dwóch różnych kierunkach. Łatwo się zgubić

Na dworcu w Hamburgu prawie całą dobę jest mnóstwo ludzi, mnóstwo ludzi niepewnych, zagubionych, będących łatwym łupem.

Nie jest to zjawisko tylko hamburskie, ale w Hamburgu, z racji na liczbę osób jaka się tu dziennie przewija jest ono szczególnie duże.

Od covidu w Niemczech rosną szybko obszary biedy i wykluczenia. To ładnie brzmi w rządowym raporcie (ponad pół miliona bezdomnych, z czego ponad 50 tysięcy żyje bezpośrednio na ulicy) dużo gorzej wygląda na ulicy. A w gabinecie eksperta tego nie widać wcale. Zauważyliście że w studiach radiowych czy telewizyjnych nie ma okien? Może to o to chodzi, żeby nie było widać tego, co dzieje się na ulicach.

W ubiegłym roku w wielu niemieckich miastach postanowiono „rozwiązać” problem tego, co dzieje się na dworcach. Rozboje kradzieże, włamania, pobicia, handel i konsumpcja narkotyków, śpiący i żebrzący bezdomni.

Pierwszym krokiem był zakaz posiadania jakiejkolwiek broni na terenie dworca. Hamburg był tu pierwszy, ale obecnie jest to powszechne w Niemczech.

Przez pojęcie broni jest tu rozumiane niemal cokolwiek, włącznie z gazem pieprzowym czy qrwa nożem kuchennym! Dla mnie to absurdalne, bo gdybym jechał do Hamburga do pracy, to co jest normalne i powszechne, miałbym ze sobą swoje noże. Żeby nie ryzykować i nie łamać prawa, musiałbym tak jechać, żeby ominąć dworzec główny… ale jeszcze tylko chwilę, bo planowany jest w Hamburgu podobny zakaz ww wszystkich środkach komunikacji miejskiej.

Kolejnym krokiem było więcej policji i policji i policji (i policji) na dworcu w Hamburgu (i potem w innych miastach) Poprawiło to bezpieczeństwo. Chociaż właściwie to wcale.

W Niemczech są dwa rodzaje policji-policja krajowa, osobna dla każdego landu i policja federalna, Policja federalna działa na przejściach granicznych, lotniskach i właśnie dworcach kolejowych.

Obecnie policja krajowa i federalna działają wspólnie na terenie dworca i w bezpośredniej okolicy. Do tego dochodzi zwiększona obecność DB Sicherheit, czyli policji kolejowej, odpowiednik polskiej Służby Ochrony Kolei. I jeszcze czwarta policja, w Bremen nawet piąta, prywatna policja, czyli prywatne służby ochroniarskie, które również pojawiły się w dużych ilościach na niemieckich dworcach przez ostatni rok. W Bremen są dwie firmy ochroniarskie działające po dwóch różnych stronach dworca.

Służb jest tyle, że bardziej czuję się zagrożony przez policję, bo wygląda to nieraz jakby robili obławę. A to tylko rutynowe kontrole.

Ale rozumiem typowego porządnego obywatela, którego ta obecność policji cieszy, i który czuł i czuje w sumie nadal, mimo tych środków zagrożenie na samym dworcu i w jego okolicy.

Społeczności jaka zasiedliły w pewnym momencie niemieckie dworce były prawie całkowicie białe. Bezdomni, alkoholicy, narkomani, drobni przestępcy. Główni sprawcy wzrostu przestępczości w Niemczech w ostatnich latach, zwłaszcza przypadków użycia noża. Turyści, przyjezdni są w takich miejscach łatwym celem ataków. Kieszonkowiec okradnie ofiarę i zanim ta się zorientuje jest już w pociągu. I są wśród tych osób liczni emigranci. Największa grupa to Polacy od początku wojny przybywa Ukraińców.

4.

Dworzec Główny to najbardziej na zachód położona część dzielnicy St. George. Jak wyjdziecie na południową stronę do dworca autobusowego to będzie zaraz Museum Kunst und Gewerberbe i położony tuż obok park narkomanów

Więcej policji na dworcu nie rozwiązało żadnego z problemów. Wypchnęło je jedynie z terenu dworca na najbliższe okolice. Takie jak St. George.

Zabawne jest zestawianie opisów z wikipedii czy różnych stron internetowych zachwalających miasto dla turystów czy oficjalnych stron miast z tym, co naprawdę widać na ulicy.

Najbardziej mnie zachwycił tytuł artykułu o Bremen „Miasto z bajki”. Niemieckiej, napisanej, kiedy bracia Grimm mieli wyjątkowo ponury nastrój.

Ostatniego na wiadukcie prowadzącym na dworzec kolejowy na granicy St. George i Hammerbrook normą był widok siedzących na chodniku kolesi palących crack. W ogóle okolice dworca, szczególnie właśnie od strony Museum Sztuki i Biznesu i Steintor są wielkim “bajzlem’. Tak w latach dziewięćdziesiątych nazywano w Polsce miejsca handlu i konsumpcji „kompotu”, polskiej heroiny. Tu heroina jest też obecna, ale króluje crack. Tego z gabinetów eksperckich nie widać. A to jest największe zagrożenie na ulicach.

I jest to problem zagrażający obecnie bezpieczeństwu państwa co najmniej na poziomie landów. W Hanowerze handlarze narkotyków mieli od co najmniej 2019 roku swojego… prokuratora generalnego! To byli Hells Angels, bardzo aktywni w tym rejonie niemiec i od zawsze kontrolujący przestępczość na St. Pauli i Albańczycy.

W styczniu w jednej z cukierni (oferującej oryginalne baklawy z kurdyjskiego rejonu Turcji) małolat z Holandii usiłował zastrzelić jednego z gości. Atak się nie udał. Zarówno zaatakowany wraz z kolegami jak i strzelec są w rękach policji.

Prawdopodobnie był to początek wojny gangów w Hamburgu.

Ostatnie 2 lata to zwiększenie kontroli w portach Rotterdamu i Amsterdamu, przez co Hamburg stał się głównym portem przerzutowym dla taniej kokainy, która zalewa obecnie Europę. I to widać na hamburskich ulicach.

Oczywiście najwygodniej i najłatwiej jest w takiej sytuacji szczuć na imigrantów, zwłaszcza o innym kolorze skóry. Tym bardziej że na ulicach widać głównie czarnych handlarzy. Ale wystarczy przejrzeć raporty niemieckiej policji, żeby zrozumieć, że tak jak czarni imigranci zajmują najniższą pozycję w społeczeństwie, tak również w handlu narkotykami. Niemcy, Polacy i Turcy rządzą tym interesem. Przy czym Turcy to często obywatele Niemiec, potomkowie gastarbeiterów z lat 50-60.

Teraz w ten układ wraz z kokainą wchodzi Mocro Mafia.

Mocro mafia wbrew nazwie nie jest organizacją marokańską. Organizacja o marokańskich korzeniach, wyrosła z handlu marihuaną i haszyszem z Maroka przemycanymi do Hiszpanii to obecnie wielonarodowa, międzynarodowa organizacja. Brutalna i agresywna. Ich najsłynniejszą ofiarą w Holandii był Peter de Vries, czołowy holenderski dziennikarz śledczy, celebryta i legenda dziennikarstwa. Wykonawcami było dwóch Polaków.

Na St. George jest też przedszkole otoczone murem z drutem kolczastym na górze. Na teren przedszkola przechodzili narkomani i zostawiali pobite szkło, igły.

To też biedna dzielnica, gdzie dochód jest o połowę niższy niż dla całego Hamburga.

Bieda to problem, jaki widać na ulicy i jakiemu musi stawiać czoła coraz więcej Niemców. Realne zarobki spadają od początku pandemii. Ceny mieszkań, zwłaszcza w dużych miastach wystrzeliły w kosmos. W Hamburgu za mieszkanie płaci się obecnie nawet 100 euro miesięcznie za metr. Coraz więcej ludzi, którzy pracują w Hamburgu, dojeżdża z coraz dalszych miejscowości, bo nie stać ich na mieszkanie tam gdzie pracują.

Dramatycznie rośnie bieda wśród emerytów, których coraz większej grupie grozi z tych powodów bezdomność. W Niemczech, jak się szacuje brakuje obecnie około miliona mieszkań.

Kiedy nie ma rozwiązania na takie problemy to najłatwiej jest szczuć na imigrantów. Zwłaszcza gdy ma się neoliberalny program gospodarczy, który chce ograniczenia świadczeń socjalnych i mniejszego udziału państwa w gospodarce. Również mieszkaniowej. Wszystko w imię, aby bogaci byli jeszcze bogatsi. Przy takim programie gospodarczym oczywistym jest szczucie na imigrantów i zajmowanie tym debaty publicznej, by nikt nie zapytał o mieszkania czy problemy emerytów.

Pod siedzibą związków zawodowych koło parku narkomanów, zaczynała się i kończyła manifestacja NGG, solidarności z pracownikami gastronomii sieciowej, na której byłem w styczniu. Główne postulaty to oczywiście podwyżki.

W Niemcach trwa intensywna walka związków zawodowych o podwyżki. Niedawno w jakiejś internetowej dyskusji ktoś napisał, że Niemcy to straszny kraj, żyć się nie da, ciągle jakieś strajki. Dostaję biuletyn związku zawodowego z informacjami o kolejnych negocjacjach, układach zbiorowych, manifestacjach i strajkach. I faktycznie

I mi serce rośnie za każdym razem, gdy to czytam.

Związki zawodowe wszędzie, również w Niemczech są słabsze niż kilkadziesiąt lat temu. I lobbyści, przepraszam eksperci bardzo się z tego cieszą i w swoich ocenach i analizach z reguły pomijają, pomniejszają i demonizują role związków zawodowych.

5.

Na dwa tygodnie przed wyborami do Bundestagu na ulicach Hamburga nie za bardzo było widać plakatów czy banerów na ten temat. Bardziej widoczna była kampania do Senatu Hamburga czyli lokalnego parlamentu. Hamburg na status landu, czyli kraju związkowego republiki federalnej. Hamburg jest dość wyjątkowym wszystkie sondaże wskazują jasno, że władzę utrzyma koalicja czerwono-zielona, czyli SPD z Zielonymi, z poparciem łącznie na poziomie 60%. Dla samych Niemiec poparcie dla SPD i Zielonych jest przeszło dwa razy mniejsze. Niektórzy komentatorzy łączą to z robotniczym charakterem Hamburga. I dużą ilością imigrantów czy też osób z tłem imigracyjnych, czyli z pochodzeniem imigracyjnym. Chodzi przede wszystkim o potomków tureckich, ale nie tylko, gastarbeiterów, którzy tu przybywali właściwie od lat pięćdziesiątych. by pracować w stoczniach, w porcie, w fabrykach Hamburga. To w dużej mierze ci imigranci zbudowali niemiecki cud gospodarczy tamtych czasów. Imigranci i rozbudowana polityka socjalna.

Turcy są w Hamburgu i w całych Niemczech Zachodnich już od dawna lokalsami. Kiedyś trafiłem na St. Pauli do knajpy dla lokalsów. prowadzonej przez Turka żonatego z Polką, gdzie gośćmi byli sami Turcy, mieszkający w St. Pauli od pokoleń.

Niejeden z tych potomków imigrantów uważa się za Niemca i jest wrogo nastawiony do obecnej imigracji, zwłaszcza spoza Unii europejskiej. I głosuje na AfD. Chociaż wielu jest też nadal wiernych tradycji klasowej i głosuje jak dawniej na SPD.

Ciekawie tez wygląda poparcie dla AfD, jeśli się chwilę nad tym zastanowić, z podziałem na landy. Bo największe jest na wchodzie, co raczej jest dla wszystkich oczywistością, ale jakoś żaden z ekspertów nie robi kroku dalej. I nie mówi o tym, że są to landy z najmniejszą ilością imigrantów. Więc może tu nie o imigrantów wcale chodzi? Chyba że o tych z Polski. No i od niedawna z Ukrainy.

To zresztą emigranci z Ukrainy w dużym stopniu spowodowali antyimigracyjny zwrot w Niemczech. Uchodźcy wojenni w liczbie ponad miliona osób, przeciążyli niemiecki system pomocy społecznej. To po napływie Ukraińców Tafel Deutchland pierwszy raz w historii ogłosił, że nie starcza mu żywności dla wszystkich potrzebujących.

im więcej ubogich imigrantów, pracujących za najniższe stawki tym gorsza sytuacja rodzimej biedoty, rywalizującej o te same zasoby i miejsca pracy. I pomoc społeczną, która w trakcie każdego kryzysu jest ograniczana, co chce zrobić CDU.

Na styczniowej manifestacji NGG linktu szli młodzi hindusi, Arabowie. Kiedy razem z tobą strajkuje imigrant to wiesz, że nie on jest wrogiem a polityk który chce wam obu „uelastycznić rynek pracy”.

 Podobnie pewnie było na manifestacji Verdi, w którą wjechał młody Afgańczyk. Verdi to związek handlu i usług, a to branże gdzie tez pracuje wielu imigrantów. Jak wszędzie, gdzie się marnie zarabia a ciężko pracuje. Wystarczy popatrzeć, kto sprząta ulice. no ale to trzeba chodzić po ulicach, a do tego, żeby się z plebsem spoufalać na jednej ulicy eksperci się nie zniżają.

Politycy też. I mają równie małe pojęcie o tym, co dzieje się na ulicach Niemiec.

Niedawno przewodniczący i kandydat CDU na kanclerza Friedrich Merz zapowiadając cofniecie legalizacji (a właściwe depenalizacji więcej pisałem o tym tutaj) marihuany twierdząc, że spowodowało to rozrost w Niemczech organizacji przestępczych, oczywiście imigranckich

I te słowa do mnie wracają za każdym razem jak chodzę po St. George.

Niedaleko Wspomnianego Museum Kunst und Gewerbe jest Drop In, gdzie legalnie w bezpiecznych i higienicznych warunkach można przyjmować substancje takie crack czy heroina.

Zastanawiam się, czy Jaśniepan Merz (który, co charakterystyczne, przeszedł do polityki z biznesu, wiec jasne jest czyje reprezentuje interesy i punkt widzenia) jest tak oderwany od rzeczywistości czy jest tak złą osobą, że zamiast rozwiązać problem, używa go, by atakować przeciwników politycznych z obecnego (jeszcze przez chwilę) rządu.

Park narkomanów tętniłby życiem niezależnie od legalizacji marihuany i imigracji. Legalizacja marihuany może tu zadziałać pozytywnie poprzez odciągnięcie konsumentów konopi z ulic, czyli od ryzyka skorzystania z pozostałej oferty ulicznych przedsiębiorców.

Kryzys, rosnące obszary biedy i wykluczenia, bezrobocie to przyczyny społeczne popularności substancji. A tu kryzys, trwający i narastający od 2020 roku nałożył się na zalew taniej kokainy.

Są oczywiście imigranci wśród konsumentów i handlarzy. Ale to skutek, a nie przyczyna. Zresztą wśród konsumentów spoza Niemiec dominują imigranci z nowych krajów Unii Europejskiej, szczególnie Polacy.

Niemiecki problem z sytuacją na dworcach to w znaczącym stopniu problem z polskimi problemami społecznymi, eksportowanymi do Niemiec. Co nie jest niczym dziwnym. I ma taki sam mechanizm jak imigracja z Azji czy Afryki. Ludzie jadą do kraju gdzie im będzie lepiej.

W Bremen, w parku miejskim na tyłach dworca głównego spotkałem w zeszłym roku bezdomnego z Polski, który przez pół godziny opowiadał mi o swoim życiu w Bremen. „Tu z głodu nie umrzesz, nie to co w Polsce” a i pomoc medyczna, Niemcy milsi dla bezdomnych i chętniej dają pieniądze. Jest jednym z wielu tysięcy polskich narkomanów, alkoholików i bezdomnych, którzy podjęli oczywistą i racjonalną decyzję.

To jest w sumie niemiecki problem. Że jest to kraj, gdzie wciąż żyje się lepiej, również wyrzutkom społecznym, wiec niejako zasysa osoby usiłujące się jakoś utrzymać nawet nie na powierzchni, ale zwyczajnie przy życiu.

W sytuacji, gdy coraz więcej Niemców jest zagrożonych wykluczeniem, biedą i bezdomnością, a system wsparcia społecznego przestaje działać łatwiej jest obwiniać cudzoziemców niż rozwiązywać problemy

6.

Jak przejdziecie przez St. George do Berliner Tor i wsiądziecie do UBahn, linii nr 3 to będziecie mieli bardzo pouczającą przejażdżkę. Zwłaszcza jeżeli wiecie jakie są ceny mieszkań w Hamburgu.

Jak pojedziecie w kierunku Barmbek to w kilkanaście minut dojedziecie na St. Pauli. A po drodze uważnie się przyglądajcie widokom za oknem. Bo U3 to jedna ze specjalności Hamburga, czyli nadziemne metro. Z 26 stacji tylko 9 jest pod ziemią.

A po drodze jest co oglądać. Najpierw duma Hamburga, czyli Elbphilharmonie. Wybudowaną za 866 milionów euro co jest swoistym rekordem, bo było to 11 razy więcej niż budowa miała kosztować (77 mln). Sześcioletnie opóźnienie budowy to przy tym w sumie szczegół. ale jakbym miał tak wysokie koszty mieszkaniowe i takie problemy z wynajęciem czegokolwiek jak są w Hamburgu to mnie by szlag trafiał za każdym razem jakby widział tę dumę miasta.

A już na następnej stacji macie kolejną atrakcję dynamicznego rozwoju. Elbtower. 245-metrowy, najwyższy budynek biurowy w Hamburgu. teoretycznie.

Praktycznie ma 100 metrów i jest we wstępnej dość fazie budowy. Budowany przez austriacką spółkę Signa, która upadła w kwietniu 2024 roku. Do tej pory budynek kosztował około 400 mln euro. Dokończenie ma kosztować jeszcze 700. Budynek prawdopodobnie zostanie przejęty i dokończony przez „Becken Consortium”, z udziałem najbogatszego Niemca Klausa-Michaela Kühne. Taka zatrzymana potężna budowa to problemy wykonawców, podwykonawców, dostawców, a na koniec dnia, płaca za to robotnicy tracący pracę.

Ale zaraz za chwile dojeżdżamy do stacji St. Pauli. jedno z tych miejsc, gdzie prawie zawsze spotkamy grupę bezdomnych. Jak zresztą w całym St. Pauli. Wyższe bezrobocie i mniejsze zarobki niż średnio dla Hamburga. Miejsce imprezowe i turystyczne. Podobną funkcję pełni Viertel w Bremen. Dzielnica gdzie pobożni, bogaci hanzeatyccy kupcy i mieszczanie spychali męty społeczne, wyrzutków i marynarzy szukających taniej rozrywki po miesiącach na morzu, szczególnie dotknięte w pandemii, kiedy nie było imprez, knajpy były pozamykane, turyści i imprezowicze nie przyjeżdżali.

Parę minut od stacji metra, między stadionem Millertor FC St. Pauli i Reeperbahn, główną imprezowa ulicą, jest Miller Cafe, bardzo przyjemne i w klimacie miejsce z dobrym jedzeniem vege i vegan.

Dużo lokali nie podniosło się po pandemii, szczególnie dotknięta wydaje się Brema, ale i w Hamburgu, nie tylko na St. Pauli straszą w wielu miejscach ciemne okna.

Takie zamknięte miejsca to stracona prace przez ludzi, których nie bardzo stać na to żeby być bez pracy. A kiedy knajpy się zamykają to trudniej znaleźć nową pracę. To pogarszające się warunki pracy i płacy.

Niemcy są nadal, pomimo neoliberalnego demontażu, państwem względnie wysokiego bezpieczeństwa socjalnego, zasiłki dla bezrobotnych i biednych, dofinansowanie do czynszów, Kindergeld, czyli zasiłek na dzieci, są dla Niemców oczywistą oczywistością. Są też silne związki zawodowe pilnujące praw pracowniczych.

Ale widać na ulicach, że te zabezpieczenia nie działają albo działają coraz słabiej Mówi się o 3 mln Niemców zagrożonych wykluczeniem, zwłaszcza emerytach, którym grozi bezdomność, zwłaszcza w dużych miastach, gdzie ceny mieszkań rosną w zawrotnym tempie. Już w zeszłym roku czynsz w Hamburgu wynosił nawet 100 euro za mkw. Czyli za 35 metrów, wcale nieduże mieszkanie trzeba zapłacić trzy i pół tysiąca euro!

CDU które ostatnio wywołało awanturę w Bundestagu i protesty setek tysięcy ludzi na ulicach, swoim (w sumie niechcianym i raczej wbrew intencji) zbliżeniem z AfD, pompuje mocno kwestię migracji. Obecny (jeszcze pzez chwilę) rząd zresztą podobnie chwali się odsyłaniem imigrantów do sąsiadów Niemiec.

A czego CD tak nie nagłaśnia to swojego programu „wyjścia z kryzysu”. Elastyczne zatrudnienie, nieopodatkowane nadgodziny i mniejsze podatki dla najbogatszych. Jak słyszę o uelastycznieniu zatrudnienia mam od razu ochotę sięgnąć po bejsbola i napierdalać. Pamiętam jak w Polsce ówczesna (i obecna znowu-pierdolę nie wracam) władza ogłosiła w ramach walki z kryzysem „uelastycznienie rynku pracy”, co zawsze jest działaniem na szkodę pracowników. Od tamtej pory (10 lat, do wyjazdu do Niemiec) nie miałem w Polsce pracy na normalną kodeksową umowę.

Warto się też przyjrzeć pomysłowi nieopodatkowanych nadgodzin. Począwszy od założenia, które normalizuje nadgodziny, zamiast zatrudniania odpowiedniej liczby pracowników. Dla firm będzie to opłacalne. Jeżeli ktoś, załóżmy zarabia netto 15 euro netto na godzinę, to gdy te 15 zarobi w ramach nadgodzin będzie to równe kosztowi brutto firmy. Nietrudno sobie wyobrazić jakie to pociągnie konsekwencje dla pracowników. I poziomu bezrobocia.

Pięknym podarkiem dla nich jest ostatni zamach w Monachium. Gdybym był zwolennikiem teorii spiskowych, to zacząłbym tu jakąś tworzyć, że w rzeczywistości chodzi o to, żeby podgrzać antyimigranckie nastroje i odwrócić uwagę od problemów społecznych i planowanego zaciskania pasa. Biednym na szyi.

Swoją drogą to akurat ten atak sprawił, że miałem ciarki na plecach, bo miesiąc wcześniej byłem na podobnej manifestacji w Hamburgu.

Chociaż nie jest to coś o czym myśl i czego się boję jak idę przez Reepebahn, chociaż ta rozpustna ulica byłaby odpowiednim celem ataku islamsitów.

Nie, żeby na Reeperbahn było jakoś szczególnie bezpiecznie. St. Pauli a szczególnie Reperbahn to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w Hamburgu.

Knajpy, imprezy, prostytucja, narkotyki, Hells Angels (dziś zakazani w Hamburgu), pijackie bójki, kradzieże i rabunki jak w każdej takiej okolicy na świecie. Jak są, zwłaszcza pijani, turyści co tacy co na nich chcą zarobić. niekoniecznie legalnie.

Co jest niebezpieczne i coraz niebezpieczniejsze, to prócz wojny gangów i mocro mafii, mechanizm samospelniającej się przepowiedni.

Skoro w mediach jest o tym, że co chwila ktoś atakuje kogoś nożem i że wszyscy noszą noże, to ja też coś wezmę dla obrony. Znam ten mechanizm z lat 80/90, kiedy każdy nosił jakiś „sprzęt”, jak to wtedy nazywaliśmy. A kiedy każdy ma broń to zwykła nawet nie bójka a szarpanina uliczna jest śmiertelnie niebezpieczna.

Bodaj Bild zamieszczał „artykuły” na swoje stronie internetowej „48 godzin ataków mnoże w Niemczech”. Nakręcanie społecznej histerii, ale w artykule były wyliczane wszystkie zdarzenia z udziałem noża w Niemczech i jak się wczytać to było ciekawie.

Kłótnia rodzinna, kłótnia w knajpie, kłótnia po pijaku, kłótnia rodzinna w knajpie, kłótnia w knajpie po pijaku, kłótnia rodzinna w knajpie po pijaku, kłótnia dwóch imigrantów. Trochę to odległe od lansowanego w mediach obrazu ulic terroryzowanych przez uzbrojonych w noże imigrantów

7

Jestem starym punkiem. Tak starym, że pamiętam przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, który w Polsce był szczególnie straszny. Był okresem przemocy indywidualnej, chałupniczej i zorganizowanej na ulicach, rozkwitu przestępczości zorganizowanej, strzelanin. Biedaszybów, bezrobocia, żebraków i heroiny.

Takich widoków jak pod dworcem w Hamburgu

Obniżenia poziomu życia, bieda, brak pracy zawsze prowadzą do przestępczości, do przemocy, alkoholizmu, narkomanii.

Idąc przez Reeperbahn dojdziecie na końcu tej ulicy do stacji S Bahn, czyli kolei miejskiej. Tam wsiądziecie w S1 lub S3 i dziesięć minut będziecie z powrotem na dworcu głównym.

Jakieś 2 czy 3 miesiące temu wracałem akurat z St. George. I pod dworcem zobaczyłem… obóz taborytów. Ustawione tak, że wewnątrz była wolna przestrzeń, kilka wozów policyjnych. I mnóstwo policji. I jak się jakiś czas potem dowiedziałem, nie była to żadna obława ani inna szczególna akcja. Obóz taborowy to w slangu policji „taśma produkcyjna”, miejsce, gdzie zabierane są osoby na przesłuchania i przeszukania. Mobilny posterunek policji. Symbol tego, dokąd zmierza obecnie państwo nie tylko niemieckie.

I kiedy chodzę po ulicach, zaglądam do knajp, ogrodów i mrocznych zaułków i widzę coraz więcej biedy i wykluczenia, twarde narkotyki, bezdomnych i te piękne dwie wieże Filharmonii i Elbtower to myślę, że tym o co naprawdę chodzi jest kto ma zapłacić za kryzys, tacy ja ja czy Klaus-Michaela Kühne i jego koledzy, a cała reszta to dym i lustra, miraż dla omamienia frajerów, podłe maski, farbowany fałsz, obrazki.

To co dzieje się obecnie, a czego częścią s niemieckie wybory można nazwać drugą częścią neoliberalnej kontrrewolucji przeciwko państwu socjalnemu ustanowionemu po drugiej wojnie światowej. Można opisać to też w kategoriach kształtowania się nowego systemu-świata, opartego o gospodarką, nowego światowego modelu, ustroju społecznego.

Można go nazwać techno feudalizmem, cyber oligarchią, etc. ale to błędne i mylące terminy które odwołują się do minionego poziomu rozwoju sił wytwórczych. Na to co się obecnie kształtuje nikt nazwy nie ma ani pojęcia za bardzo jak się to ukształtuje, Nazwa zapewne ukształtuje się jakieś sto lat po wydarzeniach, jeżeli jeszcze będzie miał ją kto ukształtować.

Ale kierunek wydaje się jasny i nie jest to dla ludzi pracy dobry kierunek. Reżim oszczędności, spod którego wyjęte będą wydatki na brojenia i aparat przemocy. Może się za chwil okazać, że demokracja i państwo socjalne to taki sam nieudany eksperyment jak Związek Radziecki.

Może nieco naiwnie, ale wierzę w słowa Czesława Miłosza „lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kanieniach”. Takimi kamieniami są protesty przeciwko pogarszaniu się poziomu życia pracowników, strajki, walki płacowe i lokatorskie.

Jakbyście z U Bahny St. Pauli nie poszli w stronę Reeperbahn a przez Alter Elb Park, w stronę Łaby to zobaczycie potężny na 35 metrów pomnik kanclerza Bismarcka. To Bismarck zapoczątkował budowę niemieckiego państwa socjalnego. Nie żeby był jakimś dobrotliwym wujkiem. Bał się strajków, manifestacji, rewolucji. Dostaniemy tyle ile sobie wywalczymy.

„Stary świat umiera, a nowy świat walczy o narodziny: teraz jest czas potworów.”

RudeKitchen
O mnie RudeKitchen

Szef kuchni na emigracji religijno-ekonomiczno-politycznej na pograniczy Królestwa Hanoweru i Wolnego I Hanzeatyckiego MIasta Hamburga. Niemcy? Nie ma takiego kraju. I nigdy nie było

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka