Sporo się ostatnio dzieje w Unii Europejskiej jeśli chodzi o internet. Wygląda na to, że jedną ręką Unia daje, a drugą zabiera. Z jednej strony Komisja Europejska postanowiła się zająć dyskryminacją w sieci. Polacy i inne nacje z nowych panstw członkowskich mają problemy z zakupami on-line. Sklepy internetowe ze starych państw UE traktują nas czasem gorzej niż obywateli Australii. Zdarza się, że w ogóle nie możemy kupować muzyki na internecie, albo że za przesyłanie paczek płacimy trzy razy więcej niż obywatele starej Unii. Komisja jest zdania, że ograniczanie licencji do obszary konkretnego państwa jest sprzeczne z ideą jednolitego rynku. Właśnie dlatego Unia zamierza wprowadzić jednolite zasady handlu na internecie, włącznie z wprowadzeniem "licencji wielo-obszarowej" na utwory muzyczne na teren całej UE.
Jednocześnie komisarz Reding, odpowiedzialna za społeczeństwo informacyjne, chce umożliwić wykorzystywanie utworów chronionych prawami autorskimi na użytek własny i zwalczać spam w sieci. Brzmi sensownie.
Niestety niemalże w tym samym czasie Komisja zaproponowała ograniczenie dostępu do sieci. Według projektu dyrektywy, który właśnie trafił do Parlamentu Europejskiego dostep do internetu miałby być podzielony na "pakiety". Co oznacza, że dostawca usług mógłby nam zablokować dostep do naszych ulubionych niekomercyjnych witryn. Biorąc pod uwagę, że największą zaletą internetu jest wolność zakrawa to na paranoję.
Ostatnio Parlament Europejski zachował się sensownie odrzucając pomysł organizacji antypirackich bezwarunkowego blokowania dostępu do internetu wszystkim, którzy udostepniają w sieci zastrzeżone pliki. Walczmy z piractwem, ale nie za pomocą takich metod, bo wylejemy dziecko z kąpielą.
Miejmy nadzieję, że jutro Parlament zachowa się równie sensownie, nie godząć się na rozwiązania ograniczające dostęp do internetu i pozostanie wierny poglądom, które większość eurodeputowanych głosiła przy okazji głosowania na temat odcinania dostepu do internetu - w myśl dewizy: "unikajmy środków zapobiegawczych sprzecznych z prawami obywatelskimi".
Powyższy przykład pokazuje jak łatwo przejść od sensownej regulacji, która służy interesom konsumentów do rozwiązań szkodliwych, które ograniczają naszą wolność. Zaiste cienka jest ta granica. Dotykamy tutaj w ogóle kwestii zakresu unijnej regulacji. Niektórzy mają chrapkę regulować absolutnie wszystko, na szczęście coraz częściej słychać głosy, że co za dużo to nie zdrowo.
Inne tematy w dziale Polityka