Niektóre państwa Unii Europejskiej hołdują zasadzie Realpolitik. Rosja, czy Chiny to potęgi gospodarcze, a więc w imię merkantylnych interesów nie należy im zawracać uwagi na szarganie wolności i praw obywatelskich, nawet jeśli chodzi o pozbawianie ludzi życia. Do tej pory my – Polacy zajmowaliśmy stanowisko diametralnie odmienne, najczęściej wykorzystując do jego głoszenia forum Parlamentu Europejskiego. W tej kwestii byliśmy zgodni niezależnie od reprezentowanej opcji politycznej. Europosłowie PO, PIS, czy SLD ramię w ramię piętnowali nadużycia władzy w Rosji, czy w Tybecie. Według naszego rozumowania interes interesem, ale nie można przymykać oczu na deptanie swobód obywatelskich.
Jednym z naszych najbardziej istotnych priorytetów jest obecnie forsowanie Partnerstwa Wschodniego, które ma zbliżyć kraje sąsiadujące do Unii Europejskiej. Problem polega na tym, że większość z tych krajów, delikatnie mówiąc, nie zasługuje na miano kryształowych demokracji. Prezydent Mołdawii Vladimir Woronin właśnie sfałszował wybory, Prezydent Gruzji Michaił Sakaszwili, którego darzymy w Polsce sympatią, w oczach większości współobywateli jest autokratą naginającym zasady demokracji. W Armenii i Azerbejdżanie sytuacja przedstawia się podobnie. Najbardziej skrajnym przykładem groteskowego satrapy jest jednak Aleksander Łukaszenko. Jak ma zachować się wobec nich Unia? Na razie wszyscy przywódcy z wymienionych krajów zostali zaproszeni do Pragi na majowy szczyt. Czesi, przewodniczący obecnie UE, musieli wykazać się niezłą ekwilibrystyką, bo niektóre państwa UE sprzeciwiały się idei wysłania bezpośredniego zaproszenia Łukaszence.
Czy postępujemy sensownie? Na pewno brak w naszym stanowisku konsekwencji. Nie możemy krytykować Niemców, czy Francuzów, że nie piętnują zachowań Putina, czy Kadafiego, równocześnie promując ideę zacieśniania kontaktów z Łukaszenką, czy Woroninem. Z drugiej strony zajęcie pryncypialnego stanowiska wobec tych krajów, kłóci się z naszym elementarnym interesem. Jeżeli nie zaprosimy Łukaszenki do Partnerstwa sami popychamy Białoruś w objęcia Rosji. Jeżeli nie będziemy rozmawiać z Erewaniem, Baku, czy też niektórymi reżimami krajów środkowej Azji pozbawimy się szans na dywersyfikację źródeł energii. Nawet niektórzy opozycjoniści Białoruscy nakłaniają nas do rozmawiania z Łukaszenką. Według nich paradoksalnie jest on obecnie gwarantem niepodległości kraju.
Nie ma więc perfekcyjnego rozwiązania, albo bedziemy pryncypialni, albo skuteczni w promowaniu swojego interesu. Niestety nie można jednocześnie mieć ciastka i zjeść ciastka.
Inne tematy w dziale Polityka