Zasznurowana Zasznurowana
1129
BLOG

Algier

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim? On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: Zaprawdę, powiadam wam:Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. 

(Mt 18,1-5)

Tekst ten pochodzi z Czytań Mszalnych z 14 sierpnia, a więc z wczoraj. Pojawił się w momencie, gdy był mi bardzo potrzebny, żeby dokończyć w sobie pewną konieczną pracę, którą zaczęłam wiele miesięcy temu. Pisałam o tym częściowo we wpisie mówiącym o moim wyjeździe do Maroka i jakoś tak spodobało się Opatrzności, że wybiera sobie dla mnie kraje muzułmańskie, żeby mnie w nich uczyć i prowadzić do wzrostu. Kolejny bowiem, jeszcze ważniejszy, etap przeszłam w czasie mojej wizyty w Algierii w kwietniu tego roku.

Wyjazd był niespodziewany. Sekretarka kazała mi wypełnić formularz wniosku o wizę, a ja tego nie zrobiłam od razu, bo wydawało mi się, że to na pewno jakaś pomyłka. A jednak – wiza przyszła szybko, jeszcze szybciej nadszedł dzień wyjazdu. Pojechaliśmy tam małą grupką do pracy. Robiłam dokładnie to, czym zajmuję się tutaj, tyle że po angielsku.

Algier, jako miejsce, oszołomił mnie kompletnie. Architektura, położenie – w górach, a jednocześnie nad morzem, inni ludzie, inna atmosfera. Wydawało się chwilami, że to zupełnie nierzeczywiste doświadczenie, kiedy spacerowaliśmy po ulicach tak niezwykłego miejsca, którego na szczęście jeszcze nie eksploatują hordy turystów, pod których podporządkowane jest życie mieszkańców, jak to miało miejsce chociażby w Agadirze. Ale dotknęło mnie tam coś absolutnie nieoczekiwanego: przeniosłam się w czasie. Niemal w minucie, w której zgasły silniki samolotu, poczułam, że cofnęłam się o trzydzieści lat i jestem malutką dziewczynką, która nawet nie poszła jeszcze do przedszkola. Cofnęłam się do chwil, których wspomnienia całkowicie – zdawało się – zniknęły. I nie chodziło wcale o to, że ja coś tam sobie przypomniałam – chodziło o to, że ja tą dziewczynką byłam.

Praca, zwiedzanie miasta, spotkania służbowe czy nawet samotne odpoczywanie na tarasie hotelowym – wszystko to działo się naprawdę, ale na zewnątrz. W środku przeżywałam coś nie do opisania słowami. Emocje, głównie lęki, myśli i skojarzenia, obrazy niektórych dzielnic Algieru, które dziwnie przypominały mi widoki blokowisk w Polsce na początku lat osiemdziesiątych… wszystko to zaatakowało mnie i kazało na nowo przyjrzeć się sobie i swojej historii.

Pisałam tu kiedyś o poczuciu spójności wewnętrznej. Rzeczywiście, od dłuższego czasu przeżywam coś na kształt sklejania potłuczonego na kawałki dzbana. Musiałam dokonać nadludzkiego wysiłku, by wykasować „taśmy kłamstw” na mój temat, które nagrała mi matka czy parę innych, znaczących osób, by oczyścić obraz mojego życia i żyć w Prawdzie. Niektóre elementy tego dzbana leżały gdzieś w kącie albo na śmietniku i wcale nie miałam ochoty nawet patrzeć w ich stronę. Zostałam do tego zmuszona, kiedy okazało się, że w nich właśnie znajdę odpowiedzi na większość nurtujących mnie pytań. W ostatnim wpisie wspomniałam o wchodzeniu w głąb siebie, a w głębi jest nic innego, jak to moje dzieciństwo. Bez życia w prawdzie o sobie i swojej historii nie mam szans na normalną i szczęśliwą dorosłość.

Dlaczego dzieciństwo jest kluczowe? Bo jeśli nawet użyć metafory stłuczonego dzbana, to każdy zauważy, że choćby nie wiem jak piękny – bez spodniej części jest bezużyteczny. To naczynie będzie naczyniem, jeśli nie będzie się z niego wylewać to, co zostanie do niego wlane, jeśli będzie ciągle brakować mu jakiegoś elementu tam, u jego podstaw.

Wklejony przeze mnie fragment Ewangelii naprowadził mnie jednak na coś jeszcze głębszego. Jezus mówi o tym, by przemienić się, by stać się jako dziecko. Tylko to nam zagwarantuje prawdziwą dojrzałość, dzięki której zbudujemy Królestwo Niebieskie już dziś, w tym życiu… Uniżona jak dziecko nie chowam po kątach fragmentów swojego życia. Przeciwnie – w dzieciństwie znajduję klucz do pojęcia, kim jestem, kim chce mnie Bóg.

Ktoś może zapytać, dlaczego się przemienić w kogoś, kim się już było? Bo może nie było się nim naprawdę? Bo rodzice albo inni opiekunowie zafałszowali obraz rzeczywistości, czyniąc siebie bogami i narzucając nam swoje prawa? Bo może dopiero jako dorosły człowiek mogę z tym dzieckiem zrobić to, czego nie zrobili moi rodzice: pozwolić je kochać, troszczyć się o nie Dobremu Bogu i w pełni Mu zaufać… tak jak bezgranicznie ufałam matce, choć na to nie zasługiwała i nie zasługuje, tak jak ufałam wielu innym wiarołomnym osobom.

Być znowu dzieckiem, ale mądrzejszym o wiedzę, którą posiadam. Cofnąć się w czasie i tej małej dziewczynce powiedzieć, że może na Bogu polegać zawsze i bezgranicznie Mu ufać. Jemu i tylko Jemu. Czy to możliwe? Tak, skoro Jezus mówi, że to konieczne… Takie właśnie jest Królestwo Niebieskie. Bo wtedy dorosły przemieniony w dziecko, dopieszczony i dokochany przez Boga, Któremu pozwolił się prowadzić, nie będzie miał pretensji i roszczeń do ludzi, tak zawodnych przecież. Nie będzie potrzebował się sycić niczyją słabością, zalękniony o własne istnienie.

A co z dziewczynką z Algieru? Została i mogła opowiedzieć o sprawach naprawdę strasznych, których całe lata nie chciałam słuchać. Dzięki niej zrozumiałam źródło swoich lęków, które przeżywam teraz „bezpiecznie” przed Najświętszym Sakramentem. Mogę to wypłakać, mogę też wysłuchać słów pocieszenia. Mogę żyć dalej…

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości