"Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. Żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś usługiwali Mu" [Mk 1,12-13]
Stanięcie człowieka twarzą w twarz z pokusą było i jest nieuniknione. To się musiało zadziać, właśnie ze względu na nasz intelekt i dar mowy oraz możliwość dokonywania wolnych wyborów (wolnych - nie znaczy słusznych). Nie mogę tu uniknąć porównań do relacji kobiety i mężczyzny, tej głębokiej zażyłości, która jest nieporównywalna z żadną inną pomiędzy ludźmi. Zawsze pojawia się "okazja", zawsze nasza wierność i Miłość wystawione są na próbę i tylko poprzez te doświadczenia możemy dać najprawdziwszy wyraz naszej Miłości, która jest aktem wolnej woli... Mamy czasem jakieś dziecinne wyobrażenia, że po ślubie - jeśli się tak strasznie kochamy, że żyć bez siebie nie możemy - nie doświadczymy niebezpieczeństwa pokus, nasze uczucie nie wygaśnie, nie zniechęcimy się. Nieprawda! I nie ma się co o to złościć na los - taka kolej rzeczy. Tak było na początku.
W Raju zrodziła się okoliczność do sprawdzenia naszej zażyłości z Bogiem oraz międzyludzkiej. W jednym i drugim polegliśmy z kretesem.
Proszę zauważyć, że ta scena powiela się cały czas: człowiekowi wydaje się, że Boga przy nim nie ma, że nie go nie widzi, może nawet o Nim specjalnie w danej chwili nie myśli... zajmuje się swoimi sprawami, rozluźniając więzi łączące go z najbliższą osobą, która to osoba zaczyna błąkać się w zakazane rewiry. Pojawia się jakiś przeciwnik, ktoś, kto umie tę sytuację wykorzystać. Poczucie, że Boga przy nas nie ma, nie jest chyba ludzką "winą", jest czymś zupełnie naturalnym, wynikającym z tego, że w swej ograniczoności nie potrafimy objąć Stwórcy swym umysłem i sercem. On JEST, ale tylko intelekt i ciągła czujnośćsą w stanie utrzymać nas przy tym fakcie, a więc jakiś wysiłek, który dla Boga jest największą radością. Tak przecież brzmi pierwsze i największe z Przykazań: "Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem" (Mt 22, 37; Łk 10, 27: "...całą swoją mocą". MOCĄ, a więc ze wszystkich swoich sił, zwłaszcza wówczas, gdy nie bardzo będzie się nam chciało. On to przewidział i tego pragnął, byśmy mogli powiedzieć za świętym Augustynem: "Nie jakimś mglistym uczuciem, ale stanowczym wyborem kocham Ciebie, Panie".
Jaki jednak jest bezpośredni skutek grzechu pierworodnego? Pierwsi rodzice, po dokonaniu aktu konsumpcji, rzeczywiście posiedli pewną wiedzę, której wcześniej nie mieli: zrozumieli, że bez Boga są nikim. Posmakowali nicości. W tym właśnie diabeł ich okłamał, że nie stali się bogami, ale kimś zgoła odwrotnym. Stąd uczucie nagości i wstydu. Sławek w jednym komentarzu napisał o tym skalaniu naszej intymności w relacji Bóg-człowiek. To jest jak skalanie intymnych doznań pomiędzy mężem a żoną, które może dokonać się w różnoraki sposób: poprzez zdradę, obnażanie się przed kimś innym lub właśnie ukrywanie czegoś... Tej przestrzeni nie wolno naruszać.
Wstyd znika wówczas, gdy się komuś ufa. Oczywiście są ludzie bezwstydni (taka nomenklatura nie jest przypadkowa), którzy nie mają zahamowań przed obnażaniem się przed kimś niegodnym zaufania. Adam z Ewą zaś czmychnęli w krzaki przed Tym, Którego wstydzić się nie musimy, a my - ich nieodrodne dzieci - robimy wciąż tak samo. Przed Bogiem ubrani jesteśmy ciągle w łaszki kłamstwa albo niedomówień. Przed Tym, Który wszystko widzi i wszystko wie.Razi nas nasza bezbronność, ale nie przed Bożą potęgą, ale pragnieniem Go, które w sobie nosimy. Wstydzimy się tych uczuć i tęsknot. Wystarczy poczytać wspomnienia ludzi, którzy doświadczyli Zjednoczenia ze Stwórcą w stopniu najwyższym: spalała ich tęsknota, zdawało się, że usychają z głodu Boga, mimo że byli z Nim jedno. Bo oni poddali się temu stanowi odważnie, poszli na całość, dotknęli swoją nagością Ognia, a przy tym cierpienia... I tego się boimy najbardziej w Miłości: bólu. Jestem zakochana - wiem, jaka to udręka. I gdy patrzę na ludzi również zakochanych, obserwuję ich lęk przed swoją bezbronnością, niemocą. Jakże trudno kochać! Jak trudno być nagim, bez pancerza wypierania swoich uczuć.
Kłamstwo diabła niosło jeszcze jedną "nadzieję": zniknie ten ból i to pragnienie, będziemy wolni od swojej bezbronności. Ewa, snując się po ogrodzie, nie widziała Boga. Jej zwierzęce odruchy mogły kazać jej pomyśleć, że jest opuszczona, tym bardziej, że Adama gdzieś też wywiało na ten moment. Czy nie jest z nami tak na codzień? Od dzieciństwa mierzymy się z lękiem, że nie wrócą rodzice, że nas zostawią i już nie kochają (dramatem jest, gdy robią to naprawdę), a potem te lęki tak często są negowane i wyśmiewane, czego i ja doświadczałam od mojej bezrozumnej rodziny, kiedy matka zostawiała mnie u niej na długie tygodnie. Potem w życiu dorosłym ciągle lękamy się, że odejdą nasi przyjaciele, że zdradzi małżonek. I pchają nas te emocje do robienia różnych rzeczy, które nam szkodzą, a naszych bliskich do wykorzystywania ich do swoich, także niewłaściwych, celów. Wiem sama najlepiej, że wobec takich wewnętrznych ciśnień strasznie trudno ufać Bogu, tym trudniej, że te lęki często się ziszczają: rodzice zawdodzą, ukochany mężczyzna zdradza, przyjaciele ranią. I w takich doświadczeniach dopiero pojęłam, że nie da się inaczej, jak ufać BEZGRANICZNIE. Nie można ufać tylko trochę, warunkowo, od przypadku do przypadku... Trzeba stać się zaufaniem, przeistoczyć się siłą woli w trzy słowa: JEZU, UFAM TOBIE!
W tym doświadczeniu odnajduję Maryję. W nim rozumiem właśnie, że ona nie poznała nigdy stanu braku zaufania. To jest Człowiek, który ma wolę nieskończenie wolną... od samej siebie.
https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości