Zasznurowana Zasznurowana
404
BLOG

Spotkanie na drodze

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 8

W najbardziej skrajnych sytuacjach, kiedy z moim doświadczaniem Boga w życiu było naprawdę ciężko, kiedy zwyczajnie chwiała się moja Wiara, a nade wszystko wiara w siebie i swoją możność poprawy, moja pamięć przywoływała zawsze pewne konkretne wydarzenie, a ja się jego chwytałam i wytrzymywałam najcięższą nawałę pokus.

Było to zdarzenie z wiosny 1992 roku, kiedy jako nastoletnia dziewczynka wracałam z koleżankami z rekolecji w mojej parafii. Dziś mogę pokazać miejsce, w którym zostałam "złapana" wyraźnym pytaniem, będącym pokłosiem tychże nauk rekolekcyjnych (bo w istocie wiele mi dały). W chwili, gdy rozmawiałam i śmiałam się, gdy wydawało się, że mój umysł zajęty jest czymś zupełnie innym, zobaczyłam Jego, jak zastępuje mi drogę i zmusza do udzielenia odpowiedzi na pytanie: "Idziesz za Mną, czy przeciw Mnie? Trzeciej drogi nie ma". W tej chwili miałam najbardziej jasny obraz konsekwencji mojej decyzji, jaki w ogóle może mieć człowiek. W ułamku sekundy pojęłam, że większość ludzi żyje właśnie tą trzecią drogą, a więc próbują oni pogodzić dwie wykluczajace się rzeczywistości, skazując się na egzystencję w ciągłym wewnętrzny (a i zewnętrznym) rozdarciu. Zobaczyłam, że następstwem tej decyzji będzie całkowite oddanie się Jego Planom wobec mnie, że już nic nie będzie takie samo, że wszystko będę musiała podporządkować Jemu i Jego Woli. Walka nie trwała długo, ale wypaliła we mnie najsilniejszy znak, który mogę nazwać znakiem przymierza (z hebr. hedes), a który pokierował dalej innymi moimi decyzjami. Bowiem za każdym razem, gdy stateczek mojego życia zdawał się kierować nie tam, gdzie potrzeba, to wspomnienie przywracało mu właściwy kurs.

Zmierzam tym opisem do jednego wniosku: Bóg traktuje nas i nasze słowa bardziej niż poważnie. To po pierwsze. Po drugie zaś świadoma decyzja  to wartość, której nie da się przecenić. Tego najbardziej chce od nas Stwórca: świadomego i wolnego wyboru. I niczego więcej. Rozliczne doświadczenia w relacjach z ludźmi doprowadziły i mnie do zrozumienia, że i ja nie pragnę niczego więcej.

Padło w ostatnim wpisie słowo "gra". Pisałam, że pewne moje zachowania są swoistą grą, czymś w rodzaju układu figur na szachownicy. Wiem, że się to może wielu nie podobać, bo niektórzy mogą mieć złe konotacje słowne. Ale czym innym jest gra, a czym innym maniupulacja.  Nawet Matka Teresa z Kalkuty pisała, że Jezus prowadzi wobec niej swoją grę. Każdy, kto wchodzi w głębszą relację z Bogiem, też tego doświadcza: On ustawia figury, On wie, co będzie dalej, On myśli inaczej niż my... Edyta Stein mówiła, że nieważne, co i jak sobie zaplanuje - i tak wszystko idzie w niwecz, bo Opatrzność miała swoje Plany. I w tej grze, o której piszę, to nie ja decyduję o tym, jak stoją figury, nie ja decyduję o tym, kiedy i co się wydarzy, to nie ja wymyśliłam obojętność, wrogość, mentalne "łamanie kołem". Jestem w nią tak samo uwikłana, tyle że świadomie  i Bóg wie, że ma na wszystko moją zgodę. 

Zgodziłam się na wszystkie te - dziwne czasami - zabiegi z jednego powodu: chcę chcenia. Chcę tylko jedej świadomej decyzji na TAK lub NIE. A jest to coś, czego od owego mężczyzny nie dostanę... od razu. Oczywiście nie działam zupełnie na ślepo. Wykorzystuję absolutnie każde doświadczenie, jakie wyniosłam z minionych wydarzeń, tzn. nie to, jak kogoś zmienić i jak wpłynąć na jego wolę, ale jak nie pozwolić znowu siebie skrzywdzić. Bez świadomej decyzji bowiem facet działa schematami (które od roku skutecznie mu niszczę), zmierzającymi do przejęcia kontroli nade mną. Totalny niedorozwój pewnych emocjonalnych umiejętności rozeznawania samego siebie pcha go do robienia rzeczy, które podpowiadają mu właśnie emocje i wgrane przez rodziców mechanizmy postępowania, a nie świadome decyzje. Dla mnie osobiście to istna tortura patrzeć na kogoś podobnego. Ale też znajomość własnej historii mówi wyraźnie, że nie ma nic lepszego do nauki i rozwoju sfery wolitywnej nad sytuacje graniczne. A jeśli ktoś jest naprawdę zakochany, jeżeli dostał autentycznego strzała  prosto w serce w prezencie urodzinowym od Niebios, to odrzucenie kwalifikuje się do sytuacji bardziej niż granicznych...

No i tu warto zwrócić uwagę na pewną istotną zmianę, jaką w sobie zauważyłam. Bez względu na temperaturę moich uczuć nie dam się wpuścić w maliny z wchodzeniem w toksyczne relacje z kimkolwiek (a z ukochanym  najłatwiej, niestety). Nie nadaje się? Nie spełnia jakichś fundamentalncych warunków do koegzystencji? Nie ma świadomej decyzji?  To się nim nie zajmuję. Jeśli bowiem to Boża sprawa, mogę być o nią spokojna. Jeśli nie Jego - szybko upadnie. Lęk przed utratą ukochanego człowieka, który niszczył mi życie wiele lat, ustąpił zaufaniu oraz przekonaniu, że to nie od mojej nie-wszechmocy cokolwiek tu zależy.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Rozmaitości