Odłożę maglowanie początku Księgi Rodzaju na jakiś czas. Chcę powrócić do tego, od czego zaczęłam pisanie niniejszego bloga.
A zaczęło się od fatalnego stanu ducha, w zasadzie graniczącego z depresją, oraz próbą zrozumienia, nazwania i wydobycia się ze stanów wówczas mi towarzyszących. Przeszłam długą i bolesną drogę, aczkolwiek bardzo owocną. Wiodłam przez kilka miesięcy szczęśliwy i spełniony żywot. Doszłam jednak do jakiegoś kolejnego punktu zwrotnego, który wymógł na mnie podjęcie istotnych decyzji. W zasadzie wymogły ją na mnie rozliczne wydarzenia, skumulowane w ostatnim czasie.
Zanim jednak o decyzjach, chcę najpierw poruszyć kwestię, nieporuszaną jak dotąd nigdy. Można powiedzieć, że pękłam w środku i wróciłam się pamięcią do istotnych wydarzeń z dzieciństwa, które zaważyły na moich dalszych losach i które to w chwili obecnej uniemożliwiają mi przejście do kolejnego etapu życia. Zagadnienie nosi nazwę:
OJCIEC
Lata doświadczeń pokazały, że wierutną bzdurą jest pomijanie tego wątku, udawanie, że nic nie znaczy i że mogę się bez jego poruszania obyć i żyć normalnie. To kłamstwo! Ale za to bardzo wygodne dla wielu osób (zwłaszcza dla mojej matki), bo dające złudzenie, że nie trzeba się z emocjami z tematem ojca męczyć.
Mój ojciec o moim istnieniu dowiedział się dość późno, bo gdy miałam trzy lata. Nadmienię, że był od dawna żonaty i miał prawie dorosłą córkę. Z tego, co opowiadał - zawalił mu się świat. Cóż, podnoszące na duchu, prawda? Przyjechał do mojej matki i chciał się z nią zobaczyć. Bezskutecznie. Kazała mu spadać, upokorzyła go, zachowała się tak, jak często się zachowuje wobec wielu osób. Nie poradziła sobie z własnymi emocjami, bowiem musiałaby się zmierzyć z jego (słusznym skądinąd) gniewem, z zarzutami, że został potraktowany wyłącznie jako dawca nasienia do zaspokojenia jej zachcianki. Tyle że potem sama podejmowała próby spotkania, gdy sytuacja finansowa nie wyglądała najlepiej. Znowu więc oberwał cios poniżej pasa: poczuł się jak skarbonka do dojenia pieniędzy.
A co działo się ze mną? Dziś wiem, że odpowiedź na to pytanie jest kluczem do WSZYSTKICH moich relacji z mężczyznami... na których mi zależy. Oczywiście, jak tylko nauczyłam się mówić, zaczęłam pytać. Pytałam o wszystko, o niego więc także, zwłaszcza że - co naturalne - był to temat dla mnie ważny i niepokojący. Moje pytania spotkały się z negatywnym odzewem. Kiedy miałam cztery lata, już wiedziałam, że poruszanie tematu ojca jest złe, że źle się dla mnie kończy, że będę karana milczeniem albo dziwnymi przestrogami. Nauczyłam się, że pytanie o ojca jest zbrodnią największą, przestępstwem zagrożonym największymi karami, z którymi tak naprawdę nikt by sobie nie poradził, a co dopiero kilkuletnia dziewczynka. To wówczas nauczyłam się, że jak się mężczyznę kocha najbardziej na świecie, to się o tym głośno nie mówi, bo to na pewno nietakt i na pewno sprawia mu wielki dyskomfort. Mało tego - nauczono mnie NEGOWAĆ to, co czuję, ośmieszać i umniejszać wagę moich uczuć. Od wczesnego dzieciństwa wiedziałam, że zakochać się oznacza cierpieć w milczeniu i znosić liczne upokorzenia. Ostatnim, co było ważne i co należało szanować, była moja Miłość.
Potem poszło gładko. Kiedy miałam osiem lat, ojciec wymusił spotkanie. Przyjechał, zabrał nas na wycieczkę, spędziłam z nim trochę czasu i cały ten czas... wiedzialam, kim jest, choć ani on, ani matka nie pisnęli słowem. Czułam się strasznie. Czułam, jakby mnie coś miażdżyło od środka. Wówczas wszystko, czego się do tej pory nauczyłam o ojcu, utrwaliło się... Widziałam w jego oczach zachwyt na mój widok, ale widziałam również dezaprobatę. Wycisnęła się we mnie pieczęć, na której napisano, że zakochany mężczyzna rani nie zadając ran, że nigdy nie zasłużę sobie na większą uwagę i miłość z jego strony, że nigdy nie będę dość dobra... i że i tak mnie opuści, bo on wtedy pojechał i już nigdy się nie odezwał. I to we mnie zostało.
Nie przypominam sobie, bym była kiedykolwiek zakochana w kimś, kto nie spełniłby tych moich "oczekiwań". Potem doszły czynniki "magiczne", o których tu także pisałam, ale nawet jeśli ich nie było - obiekt moich uczuć zawsze nosił te same cechy, które idealnie wpasowywały się w miejsca moich zranień. Był to więc ktoś trudno dostępny, ktoś mieszkający daleko albo robiący się na niedostępnego, dający do zrozumienia, że tu za wysokie progi na moje nogi (czy raczej serce). Wszystkie przejawy moich uczuć były negowane lub deprecjonowane. Poza tym wybierałam sobie kolesi NIEOBECNYCH, dosłownie albo w przenośni, takich, których rzadko widuję lub emocjonalnie odciętych od kontaktu ze mną. Przy tym mężczyźnie mam zasznurowane usta, jak na tej wycieczce z ojcem, nie wolno mi głośno powiedzieć: "jesteś dla mnie NAJWAŻNIEJSZY, kocham cię!"... i wciąż czuję, że to wielki nietakt, że go kocham i że w ogóle jestem i istnieję.
Wtedy, gdy miałam osiem lat, ojciec obraził się na dobre, tzn. matka go w jakiś sposób poniżyła i to było dla niego zbyt wiele. Przeniósł niestety ten żal na mnie. Nie usprawiedliwiam go, uważam wręcz, że zrobił źle, ponieważ nie umiał oddzielić relacji z moją matką ode mnie. Kiedyś znajomy, będący w wieku zbliżony do mojego ojca, kiedy opowiadałam mu, jak ten mnie traktuje, zdumiony odparł: "To jakieś dziwne. Naturalnym odczuciem, gdy się na ciebie patrzy, powinna być duma, że jest się ojcem takiej kobiety". Nie łyknął tego, sam miał córkę i uważał, że przesadzam. A jednak nie.
Spotkanie z moim ojcem, kiedy byłam już na studiach, było pasmem upokorzeń. Zniszczył mnie. W ciągu półtorej godziny schudłam pięć kilo! Wtedy uwierzyłam w wiele niemożliwych rzeczy... Zdarzyło się mu mnie nazwać kurwą, odesłał do "sponsora, który kupi ci, co będziesz chciała". Wciąż porównywał mnie do mojej matki, oskarżał o rzeczy, których nie zrobiłam. On UDOWODNIŁ mi, że wszystko, co matka złego mówiła o mężczyznach, było prawdą. On - razem z nią - złapał sznurki mojego gorsetu i docisnął je jeszcze mocniej tak, że odechciało mi się żyć.
Myślę, że nie pójdę dalej, jeśli nie dobiorę się do tegoo węzła. Doszłam do punktu, za którym jest czarna dziura. Osiągnęłam wszystkie postawione sobie jakiś czas temu cele i napotkałam blokadę. Pewne wydarzenia zmusiły mnie do zastanowienia się, ale też oświetliły ten - ciemny do tej pory - zakamarek duszy.
https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości