Zasznurowana Zasznurowana
393
BLOG

Pionki trzeba detronizować

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 14

Uwodzenie często polega na wabienu człowieka tym, czego on pragnie, ale nie zawsze jest daniem zwabionemu tego właśnie obiektu pożądania. Mnie Bóg "złapał" na faceta. Całkiem dosłownie.

Fakt, że byłam zdziczała i kompletnie nieprzygotowana do relacji damsko-męskich, i do 25 roku życia nie wiedziałam, że istnieje męski świat, nie znaczy, że o mężczyznach nie myślałam. Jako dziewczę z domu, gdzie Miłości brakowało najbardziej, bardzo wcześnie zaczęłam o domu wypełnionym Miłością marzyć. Ale jak się nie wie, co to Miłość (i co to dom), to się buja w obłokach, a nie realnie patrzy na rzeczywistość.

Ponieważ jednak po cichu zawsze marzyłam też o Niebie, żeby się do niego jak najszybciej dostać i wreszcie zniknąć z tego padołu, jedno z drugim Opatrzność sprytnie powiązała. Bo kiedy zakochałam się po raz pierwszy w wieku 25 lat, było to zakochanie specyficzne. Kiedyś już tu o tym pisałam, że "kręcą" mnie mężczyźni o swoistych cechach. Po pierwsze ci, co profilem psychologicznym przypominają mi matkę, a ich zachowania są kopią jej zachowań, ale po drugie zawsze musiał temu towrzyszyć jakiś "cudowny" znak. Nie macie pojęcia, drodzy Czytelnicy, jak mnie pociągają wszystkie kwestie związane ze Stwórcą, tyle że nie byłam tego tak do końca świadoma. Jak czytam o tym, że tego, czego najmocniej pragnie człowiek, jest Bóg - widzę siebie. W tych wszystkich marzeniach ukryte było jedno zasadnicze: ON. Zanim jednak doszłam do tej świadomości, minęło naprawdę dużo czasu.

O co chodzi z tym "znakiem"? Sama tego nie pojmowałam, aż nadszedł sierpień 2006. To był czas jakiejś katastrofy w moich relacjach z Bogiem. Czas gniewu i żalu. Wróciłam z Niemiec, odrzucając kilka ofert dobrej pracy, mieszkania i układania sobie normalnie życia. Moi niemieccy znajomi pukali się w głowę, po jakiego czorta chcę wracać gdzieś, gdzie tak trudno żyć. Ale tęskniłam. Melancholia zabijała mnie dzień po dniu. Wróciłam i nie mogłam się odnaleźć. Nikt mnie nie chciał zatrudnić, pieniądze szybko się kończyły (wpakowałam w matki długi grube tysiące). No i ten facet w sensie ogólnego pojęcia, a nie jakiś konkretny. Nikt mnie nie chciał, ciągle sama, moja rozpacz sięgała zenitu. O wszystko oskarżałam Boga, wyczuwając instynktownie, że to On w tym macza swoje wiekuiste palce. Ciągle w sercu tliła się niespełniona miłość do tego pierwszego, który (na całe szczęście) ożenił się dawno. I któregoś dnia, podczas tej tyrady narzekań, rzuciłam złośliwą uwagę: "Jasne, najlepiej daj mi ślepego, bo się inny nie utrzyma. Nie ma przecież innej możliwości, żeby coś poczuł bez patrzenia". Chodziło o to, że latających wokół mnie "orbit" były zawsze tabuny, ale nie byli warci niczego, bo tylko ich ładna buzia interesowała i to, czego nie miałam ochoty im dawać i nie dawałam. Czułam się jak wywłoka, tak naprawdę nosiłam głęboko zakorzenione przeświadczenie, że nie zasługuję na więcej, że tak naprawdę ten żal jest nie na miejscu. I... wcale nie wierzyłam, że moje krzyki do Nieba coś znaczą.

A jednak. Nie minął tydzień, a odpowiedź na tę złośliwość nadeszła. Poznałam kogoś przez internet, przez forum tematyczne. I przeskoczyła iskra. On spełnił od razu dwa konieczne warunki do zakochania: był psychicznie niedojrzały, z cechami mojej matki (moimi również) oraz pojawił się jako "znak" z Nieba na moje (nieeleganckie) modły. Z początku nie wiedziałam, jakie to będzie miało następstwa, ale czasami potem plułam sobie w brodę, co mnie podkusiło... Piszę "czasami", bo tak naprawdę, jeśli mam być ucziwa, to był to początek mojego nowego życia. Cztery lata wściekałam się na Boga, że wymyślił taką historię, żeby mnie ułowić dla Siebie. "Prostszych metod nie było?" - miotałam się miliony razy. To jak w grze w szachy, gdy się człowiekowi pomerda pionek z... królem. No, jak się może pomerdać? A mnie się udała ta sztuka, gdy myślałam przez wiele miesięcy, że zmiany, jakie we mnie zachodzą, są "zasługą" tego człowieka. Nie, już na początku opisywania tej historii stwierdzam jasno: ten człowiek nie ma i nie miał ŻADNYCH zasług dla mojego życia. Był pionkiem. Bardzo przydatnym pionkiem. I niech sobie teraz pionkuje komuś innemu. Król już stoi na właściwym polu.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Rozmaitości