Zasznurowana Zasznurowana
351
BLOG

Stanowczo zaprzeczam, jakobym miała w życiu jakiegoś farta!

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Coś, z czym trzeba się pogodzić będąc dzieckiem z rodziny dysfunkcyjnej (albo takim, które w ogóle nie miało rodziny), jest ciągły i nigdy nie zaspokojony głód Miłości, tej rodzicielskiej oczywiście. Dopiero kilka lat temu zaczęło do mnie docierać, że od mojej matki i mojego ojca nie dostanę więcej, niż dostałam i że nic ani nikt nie zapełni tej luki, którą zapełnić mieli oni. To nie jest takie proste - po prostu to sobie wytłumaczyć, przyjąć do wiadomości, że zawsze mi będzie tego brakować. Jest to chyba nawet trudniejsze od ran, jakie mi zadali.

Bo choć mam swoje lata i swoje życie, to matki brakuje mi bardzo. Ale nie tej, która tam gdzieś mieszka i czasem dzwoni, która mnie urodziła i próbowała na swoją modłę wychować... Brakuje mi takiej prawdziwej matki, która swoją rolę spełnia, jak należy. Matki nierozchwianej emocjonalnie, niepogrążonej w różnych nałogach, a nade wszystko tak bardzo nieskupionej na sobie. Matki dającej wolność. Wpojone mi zostało poczucie winy, jeśli tylko się do kogoś bardziej chciałam przywiązać, bo przecież otaczali mnie różni dobrzy ludzie. Oni to mogli - dziś to wiem i tego doświadczam - dawać mi chociaż substytuty Miłości, która zawsze leczy najbardziej nawet zbolałą duszę. Była tylko ona, ona miała się liczyć dla mnie i miała być całym moim światem. Taka jest prawda: inny świat większą część mojego życia nie istniał. To jak z tym facetem - z nim miało być dokładnie tak samo.

Dziś jest trochę inaczej. Z mozołem (i Bożą pomocą) zbudowałam własny świat. Cegła po cegle powstaje mój Dom wewnętrzno-zewnętrzny, przemyślany i przemodlony, moja oaza spokoju i bezpieczeństwa. Nie dałoby rady jednak go wznieść, gdyby nie ludzie. Kiedy odsunęłam matkę całkowicie od mojego życia - zobaczyłam ich. Ludzie o kochających sercach, gotowi wiele zrobić, by mnie uszczęśliwić. Obcy ludzie, którzy mnie przecież nie znali, a którzy obdarzyli mnie zaufaniem "na kredyt", wierząc mi na słowo, li i jedynie. Oni nie wypełnią tej luki niedoborów Miłości, którą zrobili moi rodzice, ale - z niezrozumiałych dla mnie powodów - wypełnili całkowicie ich zadanie, pomagając stanąć na nogi jako dorosłemu człowiekowi. Nie odebrali mi przy tym wolności, nie wchłonęli w symbiotycznej relacji. Oni są mi matką i ojcem, oni są moimi braćmi i całą rodziną, jaką mam.

Ktoś mi powiedział, że miałam farta w życiu. Nieprawda! Nadszedł kiedyś taki moment, gdy pojęłam, że nie ciąży nad nami żadna karma, nie wierzę też specjalnie  w przeznaczenie. Ufam za to Opatrzności, a Ona domaga się od człowieka jednej rzeczy: aktów woli. Wyszłam z piekła, które mi stworzono tylko aktami woli, niczym więcej. Wola to sprawiła, że zaczęłam widzieć rzeczy takie, jakimi są, a nie takie, jakimi chciałabym widzieć. Nauczyłam się nie mieć postaw życzeniowych, przestałam dążyć do czegoś nieświadomie, zaspokajając tę część siebie, której zaspokajać nie wolno. Logicznymi wywodami dopuściłam do swojej świadomości fakty, np. takie, że dłuższe przebywanie w obecności mojej matki niszczy mnie, że wielkie zakochanie w Panu przemocowym nie było Miłością, ale kopiowaniem schematów wyniesionych z dzieciństwa. Potrzebowałam oczywiście do tego narzędzi: rozmów z ludźmi, wielu książek, długich nieprzespanych nocy spędzonych na modlitwie... czasu.

Czas jest tu bolesną kwestią, bo wiem, że kiedy poświęcam go na pracę nad sobą, inni są już daleko w kwestiach rodzinno-zawodowych. Ciężko na to patrzeć, zwłaszcza że nie jestem głucha na komentarze. Mimo wszystko widzę sens swoich starań i pierwsze efekty poniesionych trudów.

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości