Zasznurowana Zasznurowana
583
BLOG

"Mamusia"

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 9

Podobno rodziców się nie wybiera. Podobno... Jakieś dziesięć lat temu zajmowałam się trójką dzieci, dorabiając na studiach do nędznych dziennikarskich wierszówek. Któregoś dnia, gdy siedziałam z najmłodszym i czekałam na jego matkę, która nareszcie zwolniłaby mnie z tego zajęcia, usłyszałam pytanie: "Czy mama dziś wraca?", a gdy odparłam twierdząco, padły słowa, których nigdy nie zapomnę: "Szkoda. Wolę być z tobą niż z mamą".

Reklama
Biologicznych rodziców się nie wybiera, ale można się ich wyprzeć. Można to zrobić całkiem nieświadomie, jak ten sześciolatek "z dobrego domu" i zamknąć się wewnętrznie na ich beznadziejność, albo w starszym wieku trzasnąć drzwiami i dać nogę całkiem fizycznie. Dopiero gdy miałam jakieś dwadzieścia trzy lata, wyrwało się z mojego gardła stwierdzenie: "Nie chcę takiej matki!" Krewni, którzy byli tego świadkami, napomnieli mnie z uśmiechem pobłażania, że przecież tak musi być, nic z tym nie mogę zrobić itd. a w ogóle to jestem głupia i naiwna, i strasznie młoda, i takie tam bla bla bla... Ale dziś mogę spokojnie (choć nie do końca) powiedzieć: nie chcę takiej matki. I robię to bez większego poczucia winy. Nie chcę... i nie mam. Dlaczego? Bo chyba od pięciu lat nie przeszło mi przez gardło słowo "mamo". Nie potrafię, duszę się, uważam, że jest to kłamstwo. Nie cierpię jej jako matki. Nie zwracam się tak do niej, chociaż starałam się, ale nie mogę siebie samej okłamywać. Nic mi nie dała oprócz cierpienia i proszę nie wmawiać mi, że mnie kochała, bo to nie była Miłość, ale relacja symbiotyczna, chory układ, jakieś przywiązanie albo uwiązanie do starej śmierdzącej pępowiny, która nie pozwalała mi oddychać i dalej nie pozwala do końca.

Kiedy nie myślę o niej jak o matce, ale o jakiejś znajomej, która nie ma na mnie ŻADNEGO wpływu (bo jej go odcięłam i odcinam za każdą próbą ponownego maltretowania mnie), odczuwam do niej nawet sympatię. Mam wówczas coś na kształt zrozumienia, tak jak rozumie się kobietę z podobną historią życia, uwikłaną w rodzinne toksyczne schematy. Mogę z nią pójść na kawę, mogę ją zaprosić do siebie na Boże Narodzenie i wiem, że spędzimy je miło i wesoło, mogę ją wysłuchać... ale za żadne skarby nie wolno mi wchodzić w to "coś", co miało miejsce kiedyś tam, a co nazywano relacją matka-córka. Mnie się słowo "matka" kojarzy fatalnie, bo kojarzy mi się z nią. Dziś rozumiem, że będę miała problem z byciem matką, choć podobno matkuję, komu się da, czuję się odpowiedzialna za ludzi, pomagam - nawet skutecznie, a nawet się zdarza, że ktoś powie do mnie "mamo". Taka jestem, tak się do innych odnoszę, wiele wymagam i wiele daję. Jednak wiem, że mam w sobie blokadę na bycie matką "oficjalną", bo nie chcę być NIĄ, tą, która mnie urodziła i zrobiła ze mnię tę kalekę, którą jestem.

Jeśli jednak będę miała "własne" dzieci, które urodzę bądź adoptuję, chciałabym, aby mogły mnie wybrać i powiedzieć: "tak, ciebie chcę", a jeśli tego nie zrobią, to będę mogła mieć pretensje tylko do siebie. Nie chcę nikogo przymuszać do oddawania mi czci, jeśli ja sama jemu tej czci nie oddaję. Nie mam zamiaru nikogo karać słownie ani wielodniowym milczeniem za to, że powie do mnie "mamo", a nie "mamusiu", bo się w rozmowie zapomniał...

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Rozmaitości