Zasznurowana Zasznurowana
264
BLOG

Gorset, który czasem warto mieć

Zasznurowana Zasznurowana Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Znajomemu z pracy zmarła w tym tygodniu czternastoletnia córka. Miała nowotwór. Wszyscy jesteśmy w szoku, trudno sobie wyobrazić takie cierpienie... Koleżanka mówi do mnie: "No, po czymś takim to można mieć depresję, a nie jak moja znajoma..." i opowiedziała historię dziewczyny, która nie chce się kontaktować z nikim, nie odbiera telefonów, nie umawia się, a na pytania, co się stało, odpowiada niezmiennie od roku: jestem w depresji. Rok temu bowiem straciła dziecko, była w ciąży, ale moja koleżanka jej nie wierzy, uważa, że w "tak niskiej" ciąży to się za dzieckiem nie powinno płakać. Ręce mi opadły. Jakie więc są granice? Od kiedy można czuć się smutnym? W jakim momencie wypada być w żałobie?

O moich zmaganiach nie wie nikt. Nie ujawniam się światu, a gdy chcę płakać, chowam się. Tego się nauczyłam - są sprawy, o których nawet nie warto opowiadać, bo reakcje bolą jeszcze bardziej. Samej sobie jednak daję prawo do tego smutku, nie potrzebuję legitymizacji kogokolwiek.

Chociaż wiem, że jestem na dobrej drodze, czuję, że podążam we właściwym kierunku i we właściwym tempie to czynię, nie mogę wyprzeć się uczuć, które mam w sobie. Tęsknię. Tęsknię za mężczyzną, który choć krzywdził, był przeze mnie kochany. Nikogo do tej pory tak nie kochałam. Dla nikogo tak wiele nie zrobiłam. Przechodzę takie etapy po jego "stracie", jak gdyby umarł. Tak właśnie się czuję. Skończyło się to wszystko, odeszła ta cała walka - najpierw o to, by ze mną był, a potem by się uwolnić od jego złego wpływu. Wszystko wydaje się teraz bezsensowne, miałkie, pozbawione kolorytu...

A jednak żyję. Uratował mnie - paradoksalnie - ten mój "gorset", a więc ciągłe poczucie przymusu. Z jego powodu od bardzo dawna narzucam sobie żelazny regulamin wewnętrzny, ściśle przestrzegany rytm dnia, tygodnia, miesiąca. Wszystko mam zapisane, obliczone w tabelkach w exelu, wypalone w mózgu, do tego stopnia, że gdy dwa miesiące temu wracałam po bardzo ciężkich badaniach ledwo żywa, obiecując sobie, że dziś to już tylko spać i nic więcej, po powrocie do domu zorientowałam się, że jestem właśnie w trakcie przygotowywania sobie jedzenia na dzień następny. Pół godziny stałam przy garach, nie wiedząc o tym, jak zaprogramowany robot, dowodząc sobie samej, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka.

Dlatego teraz, gdy mnie ten smutek odbiera chęci i motywację do życia, żyję jednak, przygotowuję posiłki, sprzątam, robię zakupy, chodzę do kościoła, a nawet - jak co weekend - spotykam się  z przyjaciółką, która nie ma pojęcia o moim rzeczywistym stanie. Jestem więc w gorsecie, ale tego nie czuję. On dosłownie utrzymuje mnie w pionie, pozwala przeżyć kolejny dzień, niczego z niego nie tracąc. Wygląda więc na to, że jeśli ze smutku nie umrę, to głód także mnie nie pokona, a i z pracy nie wylecę, bo co mam zrobić, to robię.  

https://www.rozalewanowicz.com/ rozalewanowicz.com Pisarka. Autorka trylogii "Porwana" i powieści "Otwórz oczy, Marianno".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości