Nawiązując do znanego dowcipu z czasów PRL można powiedzieć, że kiedy ujawniono fakt nagrania połowy rządu III RP i upubliczniono co i jak ta połowa rządu III RP wygaduje, pesymiści sądzili, że śmieszniej chyba być nie może. Po czasie wyszło na jaw, że rację mili ci, co jednak zachowali optymizm. Może być śmieszniej, znacznie śmieszniej.
Do PRL-u jeszcze wrócimy.
Wczoraj tematem dnia była informacja, pogłoska czy też plotka, że jedyną osobą, która potrafiła jakoś skoordynować działania naszych służb specjalnych jest Marek Falenta, biznesmen oskarżany o zorganizowanie procederu rejestrowania dla potomności formatu i niebanalnych przymiotów umysłu naszych mężów stanu w rodzaju choćby Radosława Sikorskiego. Który o dziwo nie jest z owych utrwaleń jego przemyśleń zadowolony. Co jest o tyle dziwne, że trudno chyba o istotę ludzką bardziej z siebie zadowoloną od niego.
Ujawnienie faktu koordynowania naszych służb przez Falentę dało wczoraj asumpt wielu zabawnym sytuacjom, stanowiącym bez wyjątku potężne i niestety z góry skazane na porażkę zmagania z logiką.
Ich motywem przewodnim była rola PiS-u w przedsięwzięciu Marka Falenty. Już na początku tygodnia podręczny Lisa w „Newsweeku” Michał Krzymowski zasugerował, że w sprawie nagrań PiS jest „w tle”. Nie jest to określenie ostre i jednoznaczne. W zasadzie, jeśli wziąć poprawkę na to, że napisał to Krzymowski i w „Newsweeku” nie oznacza to nic.
Jak bardzo nic to nie oznacza można się było przekonać wczoraj, kiedy przegrany bój z logiką stoczył w TVN Andrzej Morozowski. Zasugerował on w rozmowie z Dukaczewskim i Dziewulskim (którzy na 25 lecie naszej wolności tak pięknie, w oparciu o swoje dawne doświadczenia, opowiadali o agenturze i „zadaniowaniu”), że Falenta mógł służbom posłużyć do próby zamachu stanu, mającej obalić PO i oddającej władzę PiS. Słabością tej koncepcji była powtarzana przez Morozowskiego plotka, która jakoby krąży po Warszawie, że są także nagrania PiS. Dla redaktora dowodem spisku jest to, że jakoś nikt tych nagrań, które rzekomo istnieją, nikt nie chce publikować. Oczywiście nie przyszło Morozowskiemu do głowy, że nikt nie publikuje, bo nie ma czego. A już zupełnie redaktor nie pomyślał, że jeśli za „zamachem” miał stać PiS, to nagrywanie samego siebie byłoby oczywistym przejawem debilizmu.
I właśnie nad tymi debilami się trzeba będzie jeszcze pochylić.
Przy całym wiciu i gięciu obecnej ekipy nie da się zaprzeczyć, że afera podsłuchowa jest dowodem na to, iż obecna ekipa, ilu by tam ministrów odesłała do drugiej, trzeciej czy dziesiątej linii, prezentuje się niczym przedszkolaki z grupy „Muchomorki”. Ciekawszym wątkiem wczorajszych dywagacji o „spisku służb i PiS” była uwaga któregoś z gości TVN, że do Amber Room i do Sowy zabierano także oficjalnych, zagranicznych gości. Jeśli i takie nagrania wyciekną to i owe „Muchomorki” będą zdecydowanie na wyrost.
Po 8 latach rządów PO rozważania o tym, że nasze służby specjalne zajmowały się głównie inwigilacją władzy i próbami jej obalenia są dowodem przede wszystkim na to, że określenie przez Sienkiewicza efektów owych lat rządów sławetnym „ch***, d*** i kamieni kupa” było bardzo łagodne. Tak, jak i twierdzenie, że „państwo istnieje tylko teoretycznie”.
Przyznam, że kiedy wczoraj widziałem bezsilność Waldemara Kuczyńskiego, który nie wiedział jak ma ocenić ów burdel ze służbami, wypracowany przez jego ukochaną władzę mieszało mi się współczucie dla starca z satysfakcją, że na tę gimnastykę zasłużył. Nie mógł zaprzeczyć, że brak kontroli władzy nad służbami to horrendum a jednocześnie nie chciał przyznać, że PiS sobie z tym lepiej radził.
Nie wiem jak innym ale mnie cała ta śmieszno- straszna afera na szczytach władzy kojarzy się z fragmentem piosenki Kultu „Amnezja”. Kazik Staszewski napisał w tekście, poświęconym nostalgii za PRL-em między innymi tak :
„To były piękne, piękne chwile
Nie złodzieje rządzili lecz debile”
Ja wiem, że dla wielu krytyków obecnej władzy niewątpliwym jest, że o uwolnieniu obecnej władzy z zarzutu lepkich rąk absolutnie nie ma mowy. Dla mnie natomiast jest rzeczą oczywistą, iż doprowadzić państwo do stanu, w którym znaczna część obywateli zamarła w oczekiwaniu który kolejny z „mężów stanu” zanim zabierze się za opłacone służbową kartą „fułagra” i czerwone wino powie „kurwa”, zdradzi międzynarodowe tajniki robienia laski, wyjaśni jak można spożytkować nadwyżki narodowego banku czy wyjaśni gdzie władza ma górnictwo, mogli bez wątpienia tylko debile.
I na koniec (ponownie bo chyba już załączałem) piosenka z jakże aktualnym tekstem Kazimierza Staszewskiego.
ps. Tytuł jest, jaki jest bo musi uwzględniać wymogi systemu. Słowo "debil" nie przeszło.
Inne tematy w dziale Polityka