Wczoraj minęło siedemdziesiąt dwa lata od okrutnej zbrodni popełnionej na kieleckich Żydach przez funkcjonariuszy władz komunistycznego państwa polskiego oraz mieszkańców miasta.
Ale od początku.
Po zakończeniu wojny w Kielcach znaleźli się Żydzi - ci, którzy mieszkali tam przed 1939 rokiem, i ci, którzy przygotowywali się do wyjazdu do Palestyny. Pierwsi wrócili do swoich domów, a drudzy zostali skupieni w jednym miejscu - w domu przy ulicy Planty 7, gdzie mieścił się Komitet Żydowski. Od pewnego czasu w Kielcach rozpowszechniały się pogłoski o porwanych dzieciach i mordach rytualnych, jakich mieli się dopuszczać na nich Żydzi.
Wieczorem 3 lipca na komisariat przy ulicy Sienkiewicza w Kielcach przyszedł pijany szewc Walenty Błaszczyk, którego syn zaginął parę dni wcześniej. Stwierdził on, że chłopiec właśnie uciekł z piwnicy, gdzie przetrzymywali go Żydzi. 1 lipca syn Błaszczyka wskoczył za miastem na furmankę i pojechał ponad dwadzieścia kilometrów do wsi, w której mieszkał, zanim przeprowadził się do Kielc. W tym czasie jego ojciec zgłosił zaginięcie syna na milicji. Aby uniknąć kary za oddalenie się od domu, Henio Błaszczyk prawdopodobnie wymyślił historię o porwaniu przez Żydów.
Nazajutrz po złożeniu zeznań Błaszczykowie udali się wraz z sąsiadem Janem Dygnarowiczem na komisariat. Po drodze - obok budynku Komitetu Żydowskiego na ulicy Planty 7 - chłopiec pytany przez Dygnarowicza miał wskazać Żyda w zielonym kapeluszu, który jakoby dał mu parę dni wcześniej paczuszkę z poleceniem dostarczenia jej do budynku przy ul. Planty. Tam Żydzi mieli chłopca schwytać i uwięzić w piwnicy. Zeznał to na komisariacie, po czym pod budynek Komitetu został wysłany patrol milicji, który przyprowadził po chwili Kalmana Singera - owego Żyda w zielonym kapeluszu.
Seweryn Kahane - przewodniczący kieleckiej gminy żydowskiej - próbował w tej sytuacji interweniować, jednak został odesłany z kwitkiem, natomiast Singer został pobity przez milicjanta. Tymczasem pod budynkiem Komitetu zaczęli zbierać się ludzie. Sierż. Edmund Zagórski wysłał wkrótce również drugi patrol dla sprawdzenia, w której piwnicy miał przebywać chłopiec. 14 milicjantów udało się na ul. Planty wraz z Błaszczykami. Funkcjonariusze mówili po drodze, że idą otoczyć dom, gdzie przetrzymywane są polskie dzieci. Było ok. 9.30. Dom został otoczony i przeszukany. Tłum, który zgromadził się przed budynkiem, liczył już kilkadziesiąt osób. Mjr Kazimierz Gwiazdowicz wysłał kolejny partol z poleceniem rozpędzenia tłumu.
Tymczasem mjr Władysław Sobczyński, szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, twierdząc, że jest to sprawa polityczna, nakazał odwołanie milicjantów spod budynku. Między 9.30 a 10.00 funkcjonariusze WUBP oraz siedmiu milicjantów pod dowództwem oficera bezpieczeństwa kpt. Jana Muchy udało się na Planty, zaś Błaszczyków odprowadzono do Urzędu Bezpieczeństwa.
Tłum stawał się coraz bardziej agresywny i domagał się wpuszczenia do środka osób cywilnych. W obliczu takiej sytuacji kpt Mucha i Albert Grynabaum z Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa w Kielcach poprosili szefa WUBP o przysłanie wojska, które jednak zachowało się jednak dosyć biernie, gdy prowokatorzy rzucili kamieniami w okna. Ludzie zaczęli dobijać się do wejścia i wraz z grupą wojskowych z MO, KBW i żandarmerii wtargnęli do budynku. Żołnierze i milicjanci wyprowadzali ludzi z domu, strzelali do nich bądź ich bili lub oddawali w ręce zgromadzonych gapiów. Siły porządkowe przysłane na miejsce nie zdołały zapanować nad tłumem, natomiast nastroje przenosiły się na inne ulice, gdzie Żydów bito i obrzucano kamieniami.
Ok. 12.30 pod budynek Komitetu Żydowskiego przybyli robotnicy z huty uzbrojeni z łomy, kije i kamienie i na nowo rozpoczęło się mordowanie i rabowanie ludzi. Dopiero pojawienie się oddziału wojska, który oddał kilka salw, umożliwiło opanowanie sytuacji, można było zabrać z budynku rannych i zabitych.
Ofiarą stała się także rodzina Abrama i Reginy Fischów i ich trzymiesięczne dziecko. Nie mieszkali na Plantach, zostali zamordowani poza miejscem pogromu.
W wyniku wydarzeń kieleckich śmierć poniosły 42 osoby, a ponad 40 zostało rannych. Polska Partia Robotnicza o zorganizowanie pogromu oskarżyła konspirację. Z kolei Polskie Stronnictwo Ludowe sugerowało, że inicjatorem był UB, który chciał odwrócić uwagę od fałszowania wyników referendum.
W mojej opinii była to ubecka prowokacja.
Wskazują na to materiały historyczne oraz opinie naukowców. Skuteczna operacja polityczna doskonale wykorzystująca antyżydowskie nastroje części polskiego społeczeństwa.
I tak się zastanawiam, współczując ofiarom tego barbarzyństwa i ich bliskim, czy na moje współczucie w tym samym lub większym stopniu nie zasługują cywilni pomocnicy sprawców ... Bo zarówno w Kielcach jak i w Jedwabnem mordercami byli okupanci. To jasne. Ci od swastyki i w niczym im nie ustępujący zbrodniarze od sierpa i młota. A odpowiedzialność spada jak zwykle na nas, Polaków...
I sam już nie wiem co jest z nami nie tak ?
Bóg się na nas uwziął, czy jaka cholera ?
No chyba, że sam jest Żydem ...
Ronin.
http://m.fronda.pl/a/pogrom-kielecki-4-lipca-1946-zbrodnia-komuny-o-ktora-zydzi-bezpodstawnie-oskarzaja-polakow,112071.html
Polecam.
Inne tematy w dziale Kultura