Do zainteresowania tym zagadnieniem skłoniło mnie wydarzenie z ostatnich dni , kiedy dowiedziałem się od jednej z moich znajomych że przez lata była tzw. „Skrytką” …
„Że czym proszę” … ? Zapytałem … I tak się zaczęło.
Aby nie ujawniać szczegółów które mogłyby doprowadzić do dekonspiracji w/w zamieszczam artykuł który mi poleciła … I od razu powiem że jestem jeśli nie w lekkim szoku :) to na pewno pod wrażeniem … Zapraszam zresztą do rozmowy …
„Ewangelizują po kryjomu w pociągach, dają świadectwo prawdy w supermarketach, gdzie zatrudniają się na najniższych stanowiskach, uczą w szkołach. Pozwalają nawet, abyśmy w nich się kochali ? zakonnice w cywilu.
Anna jest nauczycielką języka polskiego w jednym z warszawskich liceów. Jest siódma rano, poniedziałek, i właśnie przygotowuje się do wyjścia. Każdy dzień spędzany poza domem ma starannie zaplanowany. Dopracowuje każdy szczegół: jak mówić, jak się ubierać. Dziś zakłada gładką czarną spódnicę do połowy łydek, do tego białą koszulę i skromne pantofle. Nigdy się nie maluje, chyba że jest uroczystość, wtedy delikatnie podkreśla oczy. To taki mały kobiecy przywilej jej zgromadzenia.
Do pracy ma daleko, na drugim końcu miasta. Ale w tym też nie ma przypadku. Choć musi jechać w ścisku z Żoliborza na Mokotów i zdarza się, że ludzie klną, są wściekli na cały świat i na Pana Boga, to woli to, niż gdyby mieli ją zdemaskować.
Anna jest zakonnicą bezhabitową - "skrytką". O tym, że jest w zakonie nie wie na zewnątrz prawie nikt. Nawet w szkole, choć pracuje tu kilka lat, żaden z nauczycieli nie domyślił się, że jest osobą duchowną i że jest tu nie tylko, by uczyć, ale i nieść Słowo Boże.
Skryta misja
Ukryte zakony zaczęły powstawać po upadku powstania styczniowego, gdy władze rosyjskie zabrały się za ograniczanie życia kościelnego. Prześladowane "skrytki" przetrwały. Zajmują się wszystkim: pracują jako pielęgniarki, wychowawczynie w przedszkolach, prowadzą domy starców. Są też gospodyniami domowymi albo opiekują się "upadłymi" dziewczętami. Coraz częściej jednak zajmują się niesieniem Posłania w szkołach. Wiele z nich po to kończy studia nauczycielskie i kursy pedagogiczne, aby nie na lekcjach religii, lecz w czasie innych zajęć móc dawać świadectwo prawdzie.
Siostra Jolanta Szymańska ze Zgromadzenia Małych Sióstr Niepokalanego Serca Maryi zauważa, że pośród bezhabitowych zakonnic coraz mniej jest katechetek, gdyż tę funkcję mogą pełnić siostry w habitach, a coraz więcej zwykłych nauczycielek i przedszkolanek.
- Obecność takich osób w szkole w tej formie budzi mój niepokój - mówi prosząca o anonimowość polonistka jednego z warszawskich liceów. - Przede wszystkim pojawia się pytanie, dlaczego one uczą w ukryciu? Czy jest to kwestia tylko ich tradycji czy też są jakieś inne powody?
- Naszym charyzmatem (powołaniem) jest dawanie świadectwa w środowisku - tłumaczy siostra Sebastiana ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszego Imienia Jezus pod opieką Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych. - W dużych miastach charakterystyczne jest, że mały procent dzieci przychodzi na religię. Ucząc innego przedmiotu, możemy do nich dotrzeć.
- Zachowujemy szczególną dyskrecję, gdyż często trafiamy do środowisk mocno ateistycznych. Gdybyśmy wyjawiły prawdę, nie mogłybyśmy pracować - wyjaśnia siostra Gerarda z tego samego zgromadzenia. - Przez sposób naszego działania mówimy czasem o sobie, że jesteśmy w partyzantce Pana Boga - żartuje siostra Sebastiana.
Zakonnica polonistką
- Jako nauczycielka zastanawiam się też nad tym, w jaki sposób przekazują wiedzę z mojego przedmiotu - mówi polonistka. - Jak będzie poruszana kwestia Boga u egzystencjalistów, czy pokazywana kobieta wyzwolona w literaturze? Jak duchowny będzie opowiadać o "Hymnach" Kasprowicza, w których pojawia się bunt wobec Stwórcy, akcenty satanistyczne? A literatura holokaustu z jej załamaniem wiary w Boga? Literatura ma nas uczyć, coś w nas zostawiać, zadawać pytania, ale ocenę i odpowiedź pozostawmy każdemu z osobna.
- Najpierw jest się człowiekiem, potem siostrą zakonną, a dopiero później polonistką czy chemikiem - tłumaczy Anna. - Skończyłam studia i przekazuję wiedzę najlepiej jak potrafię, ale muszę pamiętać o Tym, który jest najważniejszy, czyli o Jezusie.
- Wszyscy nauczyciele powinni liczyć się z tym, że biorą odpowiedzialność nie tylko za wiedzę młodego człowieka, ale i za wychowanie - mówią zgodnie siostry Gerarda i Sebastiana. Z takim stawianiem sprawy nie zgadza się polonista z Uniwersytetu Warszawskiego Dariusz Dziurzyński:
- Dydaktyka szkolna powinna przekazywać w pierwszej kolejności wiedzę niezbędną do zrozumienia różnych, często przeciwstawnych wartości. Osoba, której praca polega na utajonym ideologizowaniu wiedzy, może stanąć wobec pokusy cenzurowania kontrowersyjnego materiału historycznoliterackiego lub naginania interpretacji do dogmatycznych wartości chrześcijańskich. A, jak wiadomo, wielka literatura i wielka sztuka rodziły się zwykle z buntu przeciwko normom światopoglądowym, w tym religijnym.
Przedstawiciele Episkopatu odmówili wszelkich komentarzy w sprawie działalności "skrytek". W wielu rodzicach informacja, że zakonnice bez habitu mogą uczyć ich dzieci, budzi mieszane uczucia. Krzysztof Majer, ojciec małej Basi, mówi: - Nie miałbym nic przeciwko temu, ale pod warunkiem, że byłbym o tym fakcie poinformowany przez dyrektora szkoły. Pewnie baczniej bym obserwował moją córkę, co mówi, jak się zachowuje. Jestem katolikiem, ale z wieloma poglądami prezentowanymi przez Kościół się nie zgadzam. Gdybym chciał, aby moje dziecko było uczone przez siostry zakonne, to posłałbym je do katolickiej szkoły niepublicznej.
Dyrektor liceum imienia generała Sowińskiego, Barbara Zimińska: - Nie ma znaczenia, czy ktoś jest osobą duchowną, czy nie. Ważne jest to, czy narzuca swój światopogląd. Jeśli przekazuje tylko wiedzę, to nie widzę żadnego problemu. Jednak skłaniam się do opinii, że informacja o tym, czy nauczycielem jest zakonnica, powinna być przekazywana rodzicom i uczniom. - Czym różni się osoba o ortodoksyjnych poglądach od zakonnicy? - zastanawia się filozof Sylwia Gibaszek.
- Nawracać może każdy, a my nie wiemy, jakie poglądy ma ten, kto uczy nasze dziecko. Osoba zakonna może być bardzo wartościowym człowiekiem. Celem jej bytności w szkole jest nie tylko kształcenie, ale czynienie świata lepszym. Niepokoi mnie tylko sytuacja, gdy duchowni uczą w przedszkolach i niższych klasach szkolnych. Tam dzieci są psychicznie bezbronne i to powinno być bardziej kontrolowane.
Psycholog szkolna Justyna Święcicka jest całkowicie zaskoczona: - Zawsze wydawało mi się, że w szkole jest jasne, kto jest duchownym a kto nie. Słyszałam o sektach, które infiltrują środowisko uczniowskie, ale z czymś takim nigdy się nie spotkałam. Jedno jest pewne: nigdy nie jest dobrze, gdy dorosły oszukuje dziecko.
Kto może mieć wychowawstwo
- Dzięki temu, że pozostajemy w ukryciu i uczymy innych przedmiotów niż religii, możemy być wychowawczyniami. Katecheta nie może być wychowawcą. Proszę się zastanowić, dlaczego ateista może być, a katecheta nie? - pyta siostra Sebastiana.
- Nie ma prawnych przeciwwskazań, aby osoba zakonna uczyła w szkole normalnych przedmiotów. Jeśli oczywiście spełnia warunki, które są regulowane rozporządzeniem o kwalifikacjach nauczycieli. Takie osoby mogą być nawet lepsze od zwykłych nauczycieli, bo są dyspozycyjne i mogą pracować z uczniami poza lekcjami - tłumaczy Krystyna Kowalska, wizytator katechetów z kuratorium oświaty w Warszawie. - Jeśli chodzi o wychowawstwo, to według rozporządzenia nauczyciel religii jest członkiem rady pedagogicznej, ale nie przyjmuje wychowawstwa. Jednak jeśli ktoś uczy polskiego, a jest osobą zakonną, to już nie ma znaczenia i może mieć wychowawstwo.
Co na to kuratorium?
- Nie spotkałam się z tym, aby uczyły w szkole siostry bezhabitowe, ale to nie oznacza, że ich nie ma - mówi Anna Milewska dyrektor wydziału kształcenia podstawowego i gimnazjalnego Kuratorium Oświaty w Warszawie.
- Niemniej uważam, że jest to osobista sprawa tej osoby. Nie możemy przekazywać takiej informacji rodzicom ani nawet nie mamy uprawnień, aby o to kogokolwiek pytać. Nie dociekamy też, jakiego jest wyznania lub czy jest ateistą. Zresztą, czemu miałoby to służyć?
Kowalska: - Na zarzut apostołowania odpowiem w ten sposób: apostołowanie odbywa się nie tylko słowem, ale i przez czyny. Przez to, czy nauczyciel jest uczciwy, punktualny, koleżeński, obowiązkowy, czy jest sprawiedliwy w stosunku do dzieci i czy porządnie nimi kieruje. Znałam dwie dyrektorki szkoły z Otwocka, które były zakonnicami bezhabitowymi. To były przede wszystkim cudowne i mądre kobiety.
Dyrektor Milewska: - Szkoła musi wspomagać wychowawczą funkcję rodziny, czyli wszystko to, co zmierza do wychowania dobrego człowieka. A kształtowanie poprzez własny przykład to chyba najlepsza droga. To jest właśnie apostołowanie.
Jak uniknąć romansu
W mokotowskim liceum kończy się właśnie duża przerwa. W pokoju nauczycielskim zamieszanie. Jedni wchodzą, drudzy wychodzą. Anna kończy pić herbatę, bierze dziennik i idzie do klasy. W drzwiach mija się z nauczycielem wf. Ten mężczyzna ją adoruje, choć jest żonaty. Przed jego niedwuznacznymi propozycjami broni ją tylko jej złota obrączka. Świadectwo ślubów wieczystych. Jak większość zakonnic, trafiła do swojego zgromadzenia od razu po maturze. Potem postulat, nowicjat i śluby wieczyste. W sumie spędziła prawie dziesięć lat w zakonie. Pamięta, że przez cały ten okres często zdarzały się dziwne sytuacje damsko-męskie.
- To, że nie mam habitu, pozwala dotrzeć do niektórych osób. Ale niesie ze sobą różne niespodzianki - śmieje się siostra Gerarda.
Pewnego dnia przed drzwiami Zgromadzenia Sióstr Najświętszego Imienia Jezus pod opieką Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych stanął chłopak. Zadzwonił, bez skrępowania wszedł do środka. Trzymał białą różę. Przy furcie zapytał o jedną z sióstr. Siostry poprosiły, aby zaczekał. "Gerarda za godzinę wróci z Częstochowy" oznajmiły. Chłopiec został w kaplicy i modlił się. Gdy Gerarda wróciła, ale znacznie później, znalazła w pokoju gościnnym różę, dwa bilety do opery i list z płomiennym wyznaniem miłości.
Siostra Gerarda (od 11 lat w zakonie) od kilku lat studiuje na uniwersytecie: - Nikt się nie domyślił, że gdy inni studenci chodzili do pubu albo studenckiego klubu, to ja wracałam do zgromadzenia na modlitwę. Miałam kolegę na polonistyce i nie zauważyłam, że się we mnie zakochał. U moich koleżanek wyprosił adres i przyszedł z kwiatami i biletami do opery. Gdy się dowiedział prawdy, bardzo to przeżył, ale na szczęście później wyjaśniliśmy sobie wszystko i wciąż możemy być dobrymi przyjaciółmi.
Siostra Aneta ze Zgromadzenia Sióstr Westiarek Jezusa opowiada podobną historię: - Na studiach, gdy jeszcze byłam przed ślubami, też zakochał się we mnie mężczyzna. Był tak zaangażowany, że trzeba było mu wyznać prawdę. Był w szoku. Nie wierzył, musiałam przytaczać konkretne fakty ze swojego życia. Ale obrączki też powodują kłopotliwe sytuacje. Ktoś mnie pyta o męża albo o dzieci, i zawsze pojawiają się problemy z odpowiedzią. Trochę żartuję, bo trzeba delikatnie wybrnąć, nie skłamać, a jednocześnie zachować tajemnicę. Gdy pada pytanie o liczbę lat po ślubie, to mówię, ile jestem po ślubach wieczystych. W końcu to też jest pewna forma ślubu.
Tańczące siostry
Jest tuż przed świętami. Szukam domu zgromadzenia sióstr Westiarek, do których należy siostra Aneta. Patrzę na kartkę z adresem. Centrum Warszawy? Bracka? Przecież to niemożliwe, nie ma tu żadnego kościoła.
Wchodzę na podwórko jednej z kamienic. Domofon. Nie ma numerków. Wchodzę na szóste piętro. Drzwi jak drzwi, nie różnią się niczym od innych. Jedynym wyróżnikiem jest tabliczka - pracownia haftu artystycznego. Dzwonię, otwiera mi starsza kobieta. - Dzień dobry, ja do siostry Anety - mówię. Kobieta bez słowa wprowadza mnie do środka i zostawia w pokoju, w którym wisi sporo świętych obrazów. Wchodzi siostra Aneta. - Sąsiedzi wiedzą o was? - pytam.
- Niektórzy wiedzą, bo mieszkamy tu bardzo długo. Ci, co wiedzą, to przychodzą, kiedy coś się dzieje, bo zdają sobie sprawę, że mogą na nas zawsze liczyć. Przychodzą pogadać, poradzić się. Ale są też tacy, co mają uwagi. Trudno ukryć, że jesteśmy zakonnicami, bo mieszka tu dziesięć kobiet i czasem jest msza. Nigdy się nie ujawniamy. Chyba że ktoś zapyta wprost. Nie wiem, czy my inaczej wyglądamy, ale w dochowaniu tajemnicy pomagają nam stereotypy o zakonnicach. Wszyscy myślą, że siostry są zamknięte i tylko modlą się na klęczkach, a my jesteśmy radosne, często się śmiejemy, potrafimy tańczyć. Nasze zgromadzenie prowadzi pracownię tkacką. Figurujemy jako osoby prywatne. Klienci, którzy się zgłaszają, nie wiedzą, że to zakon. Na tym polu też możemy apostołować. Siadamy z klientem, rozmawiamy z nim, możemy dowiedzieć się, kim jest, co myśli. Zabawne, bo zdarzały się nam propozycje haftowania nawet sierpa i młota, ale wtedy odmawiałyśmy.
- Jak wszystkie zgromadzenia w czasach komunistycznych, też byłyśmy inwigilowane - mówi siostra Sebastiana ze Zgromadzenie Sióstr Najświętszego Imienia Jezus pod opieką Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych. - Zainstalowano nam nawet szpiega. Siostra miała na nas donosić, ale prawda szybko wyszła na jaw, bo nie miała zapału ani do pracy, ani do modlitwy. „
Macie pojęcie Szanowni ... ? :) Tajni agenci różnych służb na trzy literki powinni brać u nich korepetycje …
Katolicka partyzantka w świeckim świecie …
.
Inne tematy w dziale Rozmaitości