Spadająca PO minęła się z rosnącym PiSem, w tych wyborach. Przez 1,5 roku nic się w tych dwu podstawowych trendach nie zmieni. PO będzie miało nieco ponad 20% w następnym głosowaniu a PiS szansę na zdobycie samodzielnej władzy. Jedyny ratunek w tej sytuacji - próby wykreowania jakichś nowych podrób opozycji spaliły na panewce.
Tradycyjnie PiS zrobiło do dupy kampanię. Jedyne o czym można było napisać, to spot Legutki, czy alfabet Zybertowicza. Jest parę mocnych nazwisk. Marek Jurek wszedł z piątego miejsca. Widać warto otwierać PiS na zbliżone środowiska, zostawiając im pewną autonomię. Zaś wypowiedź Kaczyńskiego o Zybertowiczu była zwyczajnie głupia. Takich rzeczy nie mówi się tuż przed dniem wyborów o jedynce listy, bo traci na tym wynik całości partii, jej wiarygodność. A i tak ludzie zagłosowali na jakość.
Powiodło się natomiast podpompowanie libertarian. Mikke, który od dwudziestu lat egzystował w niszy na pograniczu systemu, który z jednej strony próbował się mu podlizywać, wygłaszając wiele wiernopoddańczych deklaracji w takich tematach jak: Rosja, Smoleńsk, PiS. Z drugiej strony głosił anty-etatystyczne tezy gospodarcze. Wolność ekonomiczną, sprzeczną z nim. Poparł w 2010, w drugiej turze, Kaczyńskiego. Przy okazji wyborów na prezydenta Warszawy i potem parlamentarnych był wyraźnie uwalany. Przycinany. Blokowany. Przez media i konkurentów. Przeszkadzano mu w w zarejestrowaniu list nawet. Kampanię robili mu ochotnicy. Ludzie wierzący, w to, że to co on głosi ma sens. To jest raczej ideowe, nie lubiące komuny towarzystwo. Co nie znaczy, że ich idee są jakimś panaceum, tak jak oni w to wierzą. Nie są nawet lekarstwem, co najwyżej jego składnikiem. Sam długo lubiłem czytać libertarian, byłem na ich letnich obozach, ale potem poświęciłem sporo czasu na sprawdzenie, jak to w praktyce wygląda. Na jakich zasadach działają kraje, które odniosły największe gospodarcze sukcesy na świecie. I choć Mikke&Co się na ich przykłady powołują, to one niewiele mają wspólnego z ich twierdzeniami. Libertarianizm w wersji JKM, jest jak socjalizm w wersji Marksa. Teoretycznie fajnie wygląda.
Jednak Korwina poza faktycznym wzrostem zainteresowania nim u MWzWM, udało się podpompować tylko tak z 4 do 7%. A jest w nim znacznie więcej jakichś treści, niż w kompletnie pustym Palikocie, którego napompowano prawie do 11%. I to jest pocieszające. Media tracą hipnotyczną siłę.
Gdy Kaczyński w jednym z wywiadów skarżył się na prawie totalne embargo na przekazywane przez PiS treści w mediach, jeszcze bardziej niż w poprzednich wyborach. Dla JKM wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ktoś przestawił wajchę. Schemat był dokładnie powtórzeniem tego, co działo się z ruchem Palikota. Pan premier ostrzega. 2-4 % przed kampanią a pod koniec podpompowanie sondażami, puszczanie we wszystkich głównych, zamkniętych dotąd dlań mediach i jest on nowa szansa. Hit, news, łoł! A u mnie uczucie deja vu. Nie było widać innego wyjścia. Gowin nie wypalił, Palikot nawet bieżnikowany Kaliszem też. Ruch Narodowy – klapa. No to trzeba było się posłużyć Korwinem. Przedstawienie musi się kręcić żeby elektorat nie uciekł do PiS. Musi być jakaś podrabiana czy kontrolowana opozycja. Bez tego system nie działa. To się chyba bez podpisania jakiegoś cyrografu nie odbyło. A czy tak rzeczywiście jest, to wkrótce zobaczymy, usłyszymy - w wypowiedziach JKM na tematy systemowo wrażliwe. Np dziś mamy o „honorowym” pogrzebie Jaruzela. Tego słowa, w stosunku do tej postaci, to chyba tylko Michnik użył. Przed wyborami mieliśmy o Przemyku. Hitlerze i żydach, po którym twórcy filmu „Nasze matki, nasi ojcowie” otwierali szamana. Podobnie jak w Moskwie, po wypowiedzi o szkoleniu w Polsce majdańców. A to nie kłamstwo, ale prawda nas wyzwoli.
Palikot w wyborach parlamentarnych odbił JKM, jak sam go określał, „elektorat protestu”- bezmózgiego protestu – dodam. Takiemu matołectwu wystarczy pokazać w telewizorze – o to jest facet, który protestuje, zobacz jak głośno przeciw nam wrzeszczy, głosuj baranie na niego, jak jesteś przeciw nam. I osioł głosuje. Nie jest w stanie nawet skojarzyć tego, że telewizja, czy główne inne media elektroniczne są podstawowym elementem jego zniewolenia, jego problemów. Że manipulują nim, jak pacynką. Jakby był, to by ich nie oglądał.
Mimo powyżej opisanych manipulacji wynik jednak nie był satysfakcjonujący, jeśli dzień i noc ślęczała nad nim PKW. Kieruje nią 9ciu sędziów. Trzech Sądu Najwyższego, tego co to uniewinnił Sawicką, co to sobie można ja na filmiku zobaczyć, jak bierze łapówę. Pytanie więc jest, jaki był realnie wynik?
Komisje zagraniczne, angielskie np, gdzie głosowali ludzie biorący w czwartek udział w lokalnych wyborach: mogli tam np. odhaczyć wyborcę i głos jest ważny, mogli głosować na 3 listy. Ci ludzie powinni robić więcej błędów. Wszędzie za granicą głosów nieważnych było około 1%. W mojej komisji też. Jeden z haczykami, jeden cały poskreślany, i jeden z dwoma krzyżykami na różnych listach. Najwięcej głosów nieważnych było w poznańskim. Około 4%. Tam PiS miał najniższy wynik w kraju. Poznańskie było drugie po mazowieckim, jeśli chodzi o liczbę głosów nieważnych w wyborach samorządowych. 1% głosów nieważnych = norma, wszystko powyżej jest nienormalne. Statystycznie to moim zdaniem 3% nieważnych jest niemożliwe. W całym kraju było prawie dwa razy więcej głosów nieważnych, niż w poprzednich wyborach europejskich. Obliczono wynik bardzo późno. Jeśli głosy nieważne, ponadstandardowe, dotyczyły PiS, to zmieniło wynik wyborczy tej partii o około 5%.
Na podstawie doświadczenia mojej pracy w komisji, mogę powiedzieć, że fałszowanie wyników wyborów jest możliwe. Realnie, żeby w miarę kontrolować pracę komisji wyborczej, trzeba mieć w niej dwie osoby - członka i męża zaufania. Jedna musi być wtedy, gdy ta druga wychodzi. A nie wyjść do toalety nawet, przez kilkanaście godzin, jest raczej trudne. To zabezpiecza przed wrzuceniem do urny dodatkowych kart. Wrzuty umożliwiają duże fałszerstwa, bo dopisywanie krzyżyków, czyli duża ilość głosów nieważnych budzi podejrzenia. Tzn nie u PKW, bo gdyby ona chciała, to jest w stanie wykryć wszelkie nieuczciwe komisje. Nie słyszałem u jakichś kontrolach w wypadku komisji o odchyłkach od standardowej frekwencji w połączeniu z odchyłkami od średniego wyniku na danym terenie. A wystarczy w takim wypadku tylko przejrzeć karty i podpisy na listach wyborców.
Newralgiczny okres, to sam koniec czasu pracy komisji, potem liczenie głosów. Wtedy można fałszować wynik, poprzez dopisywanie krzyżyków unieważniających głosy i parafek na liście wyborców.
To jest szczególnie zagrożenie na terenach, na których nie dominuje PiS. W ten proceder musi być zaangażowane tysiące ludzi, lub angażuje się samo. Wielu ludzi tkwiącym w różnych układach PiSu nie lubi. Traktuje go jako zagrożenie. A że same partie rządzące działają jak mafia, pokazał w ostatnich wyborach samorządowych Wałbrzych.
Polacy w USA to czwarta grupa narodowościowa pod względem zamożności, wyprzedzają nawet tych z niemieckim pochodzeniem. Jak chcecie być bogatsi od Niemców to głosujcie jak ci z Chicago. 88% PiS i PO 5%. Z tego co jest, to po prostu lepszy wybór. W Londynie PiS z PO zremisował w krajowym stylu. Przy czym poza punktami w centrum: konsulatem i ambasadą, czyli w miejscach zamieszkania autentycznych emigrantów - wygrał. Pierwszy był tym razem JKM, na którego tutejsze lemingi przerzuciły głosy. Ostatnio za granicą PO dostała prawie połowę głosów.
Co do przegranych. Na Ruch Narodowy głosowało mniej ludzi, niż szło w Marszu Niepodległości ale prędzej mi kaktus wyrośnie, niż jego liderzy pozujący na „Czas honoru”, podadzą się do dymisji. Ziobro jest blisko granicy, może albo wejść do PiS na podobnej zasadzie jak Jurek, albo ryzykować dalej. Czerwoni też cienko. Reszta to TRupy.
Inne tematy w dziale Polityka