Tego nie wiecie, ale kijowski majdan, jest tym miejscem, gdzie najbardziej lubi się Polaków, ze wszystkich miejsc na świecie. Ja wiem, ja tam byłem. Szedłem pod polską flagą, wiem to z doświadczenia, nie z zanieczyszczonych brudem putinowskiej propagandy mediów i umysłów ich odbiorców. Mierzi mnie ten bród. Smuci, że tyle go w moim kraju, co gorsza wśród tych, którzy uważają się za patriotów, prawicę a są marionetkami dezinformacji. Chcę też, żebyście zrozumieli, jak ważny jest dla Ukraińców teraz każdy nasz gest wsparcia, każda nasza akcja. One są dla nich, jak te węgierskie naboje dostarczane nam w 1920, gdy walczyliśmy z nawałą sowiecką. Nie czują się do końca osamotnieni w swojej walce.
To mocno spóźniona relacja. Na majdanie byłem następnego dnia po tym, gdy po raz ostatni zabito tam ludzi. Ich krew jeszcze nie całkiem wyschła, miejsca ich śmierci nie obrosły jeszcze kwiatami. Był jeszcze jeden alarm antysnajperski, człowiek choć stał obok miejsca gdzie ktoś zginął, patrzył na jego krew, nie kojarzył dlaczego chłopcy w kaskach parędziesiąt metrów dalej błyskawicznie wprasowali się w podnóże barykady.
My w Polsce zachowujemy się wszyscy podobnie. Nie rozumiemy, że wszelkie zasady, wg których żyjemy, mogą w jednej chwili stać się nieaktualne. Że szanse na to ostatnio ogromnie wzrosły. Nie będzie miało wtedy znaczenia to, jakie mamy poglądy, co chcemy, tylko to, czy stoimy w odkrytym miejscu, w zasięgu kuli.
Majdan to było zupełnie coś innego, niż ta wesoła dyskoteka na wolnym powietrzu, połączona z piknikiem z „ochroniarzami” na barykadach z grudnia. Teraz to był 2- 3 razy większy obóz wojskowy, z szpitalami polowymi, kwaterami w zajętych nie w pojedynczych, a drzwi w drzwi budynkach. Spodziewałem się rozpaczy, ale tę widziałem tylko u rodzin ofiar. Chłopcy z samoobrony żegnali swoich kolegów wyjeżdżających w trumnach za ostatnią barykadę stukaniem hełmów w bruk. Okrzykami „bohater”, „bohaterowie nie umierają”. Kilku z nich przyjechało przechwyconą polewaczką. Następnego dnia, były już dwie a na szybie kartka „na Moskwę”.
Pod wieczór, spotkałem panią z polską flagą, porozmawialiśmy, potem w trójkę poszliśmy jako poczet sztandarowy na nabożeństwo żałobne jednego z zabitych demonstrantów później było ich wiele. Podano też informację o ugodzie firmowanej przez Sikorskiego tej „wszyscy zginiecie”, ale wtedy słychać było tylko gwizdy oburzonego tłumu i krzyk „zdrajcy”. Setnik samoobrony ze sceny dał potem Janukowyczowi czas na rezygnację do 10 rano, albo on idzie do ataku, a ten uciekł. Następnego dnia stało ich tam kilku w mundurach, i zapowiedzieli, że dopóki parlament nie uchwali dymisji prezydenta, nikt z niego nie wyjedzie. Uchwalił migiem. Ale nie o tym chcę pisać. Tego i następnego i kolejnego dnia ludzie się zatrzymywali, pokazywali sobie polską flagę, robili wspólne fotografie. „Niech żyje Polsza” jak hasło, odzew „sława Ukrainie”, dziękowali pani Jolancie, która ją trzymała, zresztą od pierwszego dnia Majdanu będąc tam prawie codziennie. Gdy grała muzyka, i gdy świstały kule. Sztandar bojowy, jak go określił pan Włodzimierz, ma nawet dziurę po odłamku granatu, w całości na szczęście jest trzymający go, choć inny odłamek o włos minął mu oko, z Berkutem miał mniej szczęścia, oberwał od jednego z nich. Jest ich tam zawsze kilka osób, pod flagą, kijowskich Polaków. Na samym majdanie więcej. Co rusz idąc nań kogoś spotykaliśmy. Dziewczyny wracające z robienia kanapek, innych idących, wracających Polaków. Jeśli na Kijów pójdą Rosjanie, nasi rodacy też będą zagrożeni a jest ich tylko w tym mieście tysiące. Do Kijowa od miejsca koncentracji ruskich czołgów jest tylko 190 km, a nasi z flagą, wtedy pewnie znów będą na Majdanie.
Gdy wyjeżdżałem, wyglądało na to, że wszystko dobrze się skończyło, choć wielu wspaniałych ludzi straciło życie. A to jednak nie tak łatwo. Wielu jeszcze może je stracić. Przyjdzie taki czas, gdy będzie odwrotna sytuacja, my będziemy zagrożeni, tak zawsze w historii bywało, a wtedy na taką pomoc będziemy mogli liczyć, jakiej sami wcześniej udzieliliśmy.
Większość z tych co zginęli znał pan Michał - Polak. Gdy go o nich spytałem, nie mógł ukryć łez. Po chwili powiedział, że to byli „najlepsi ludzie”. On sam robi jedzenie, jak było mało ludzi stał na barykadach, był gdy temperatura spadła do -27 stopni i po 40 minutach człowiek szczękał zębami. Najdłużej 8 dni bez przerwy. Pracy nie przerwał, przychodzi po niej. Pytałem skąd mają jedzenie, odpowiedziała, że ludzie przynoszą. Pełne przejrzyste skarbonki stały przed wieloma namiotami.
Po nabożeństwie w częściowo polskim kościele, bo w pełni naszego tam nie ma, choć akurat ten św Mikołaja, był zbudowany ze składek Polaków. Takiego z polskim księdzem, wystrojem. Teraz wyraźnie wymaga remontu. Jedni politycy, którzy wsparli starania o remont polskiego kościoła, to Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, żeby było śmieszniej. Drugi kościół, stojący blisko majdanu, niby odzyskano, ale bez ziemi na której stoi. Polacy modlili się przed kościołem, klęcząc na śniegu, by go odzyskać. Część jego przybudówek przekazano ambasadzie. Nie ma też miejsca dla Polaków, nie ma dbałości o nich ze strony polskich placówek. No ale radzą sobie po partyzancku, raz tu raz tam, w użyczanych miejscach. Tym razem czytano i deklamowano wiersze w podziemiach kościoła. Spotkanie pani Wiktoria rozpoczęła minutą ciszy, poświęconą poległym w poprzednich dniach. Potem deklamowano poezję po polsku i ukraińsku. Wiersz 90 letniej pani o nastolatce która zginęła na Majdanie, wiersze klasyków. Szwczenki, kresowego poety Bohdana Zaleskiego, Mickiewicza i wielu innych. Najwięcej własnych. Właściwie każdy coś powiedział mądrego, coś deklamował. Pachniało to I RP, bo tylko ona tam sięgała, a i wielu tam było herbowych. „Wszystko w tytule, nic w szkatule”- taka to kresowa szlachta. Towarzystwo szalenie sympatycznie. Spotkanie zakończyło się odśpiewaniem jednej zwrotki hymnu polskiego i bez chwili przerwy przejściem na pierwszą zwrotkę ukraińskiego, pod biało-czerwoną flagą. A potem na Majdan. Państwo ze „Zgody”, gdy ich pytałem, czy ktoś z Polski do nich trafił, mówili o posłance Gosiewskiej, dzięki pomocy której w jednym dniu wydali kilkaset porcji gorącego, polskiego bigosu na Majdanie w „zziębnięte ręce” ludzi tam stojących.
Takich mniejszości my sami powinniśmy sobie życzyć. Robią wspaniałą robotę tą polską flagą na majdanie, lepszą niż cała „nasza” dyplomacja.
W trzecim dniu, w niedzielę spotkaliśmy europosła Saryusza Wolskiego, powiedział „zrobi się” gdy Polacy użalali się nad swoją „bezdomnością”. No cóż, zobaczy się. Ukraińcy w Warszawie mają podobną sytuację, tak twierdzili spotkani dziennikarze jakiejś polskiej telewizji. Można by te obie sprawy chyba teraz załatwić. Jak na razie jest w Kijowie, w 2 pokojowym mieszkaniu „Dom Polski”, który robi płatne kursy języka polskiego dla tych młodych z pochodzeniem, którzy widzą w Karcie Polaka szansę na wyjazd z Ukrainy na zachód, na studia do Polski. Bibliotekę polską zrobili państwo ze „Zgody”, ale nie chcą już w niej przyjmować książek, bo to w prywatnym mieszkaniu i miejsca nie ma. Robią spotkania, zajmują się ludźmi którzy jadą do Bykowni, 30 km od Kijowa, miejsca straceń polskich oficerów. Jest też w Kijowie na cmentarzu kwatera 120 polskich legionistów, o której nestorka tego towarzystwa wydała broszurę.
Kijowscy Polacy teraz, na majdanie, są ich godnymi następcami.
Inne tematy w dziale Polityka