W latach 60- tych ub. wieku zdiagnozowano wśród mieszkańców Nowej Gwinei śmiertelną chorobę polegającą na tym, że dotknięci nią ludzie tracili umiejętność sensownego myślenia, a w wyniku dalszej degeneracji systemu nerwowego ich twarz wykrzywiała się trwale w grymas koszmarnego uśmiechu, po czym umierali. Stąd amerykańscy lekarze (którzy zresztą dostali za jej zdiagnozowanie Nobla) nazwali ją „laughing sickness” (uśmiechnięta choroba), a w polskiej literaturze przyjęło się określenie „uśmiechnięta śmierć” albo „śmiejąca się śmierć”. Jest to albowiem choroba śmiertelna, a przy tym nieuleczalna. Papuasi nazywają ją „kuru”. Stwierdzono wpierw że jest ona zakaźna, lecz dłuższy czas pozostawała nieznana droga zakażeń. Okazało się w końcu, że wywołują ją priony. Prionów nie należy lekceważyć: gdy ok. roku 2002 wybuchła epidemia tzw. wściekłych krów, wielu epidemiologów twierdziło, że skutki zakażeń w postaci np. gąbczastości mózgu ujawnią się dopiero po dwóch dekadach. I oto równo dwadzieścia lat potem pojawiły się liczne manifestacje niektórych pań. Niektórzy uważają je właśnie za przejaw epidemii wściekłych krów u początku naszego stulecia. Jednak Papuasi nie jedzą krów. Okazało się w końcu, że choroba „kuru” przenosi się poprzez ludożerstwo. Papuasi zarażali się nią poprzez praktyki kanibalistyczne. Te na szczęście są współcześnie wykorzeniane, a zatem „uśmiechnięta Papua” przechodzi do historii. Co jednak osobliwe, współcześnie w innej krainie w zupełnie innym zakątku globu promowana jest „uśmiechniętość”, a w ostatnim czasie ujawniane są towarzyszące tej akcji przypadki kanibalizmu, który zaczyna już przybierać rozmiary systemowe. Albowiem jest on (kanibalizm) formą gratyfikacji za udział w owej promocji. Co najzawziętsi kanibale honorowani są różnego rodzaju orderami uśmiechu. Nie skończy się to dla nich dobrze, historia uczy, że przeżyli ci Papuasi, którzy nie dali się nabrać na te praktyki.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo