Z radością prezentujemy naszym czytelnikom pierwszą części wywiadu, jakiego specjalnie Nowej Debacie udzielił Gary Taubes, amerykański dziennikarz, historyk nauki, autor książek poświęconych tej problematyce.
Gary Taubes to postać o ugruntowanej pozycji w amerykańskim środowisku dziennikarskim i naukowym. Dlatego pojawia się często w mediach głównego nurtu oraz zapraszany jest jako wykładowca przez czołowe amerykańskie instytuty badawcze i uczelnie. Ukończył fizykę stosowaną na Uniwersytecie Harvarda, inżynierię lotniczą na Uniwersytecie Stanford oraz dziennikarstwo na Uniwersytecie Columbia. Pisał dla takich czasopism jak „Dicover”, „Science”, „New York Times”, „Atlantic Monthly”, „Esquire”. Za swoją twórczość został trzykrotnie uhonorowany nagrodą pn. Science in Society Award of the National Association of Science Writers oraz zdobył sypendium MIT Knight Science Journalism Fellowship na lata 1996-97. Zainteresowanych dorobkiem Taubesa odsyłamy do jego internetowej strony autorskiej, na której prowadzi swojego bloga.
W tej części naszego wywiadu rozmawiamy z Taubesem o historii, o politycznych i naukowych aspektach współczesnej dietetyki, o różnicach między europejską i amerykańską tradycją badań naukowych i o tym, dlaczego Atlantyk okazał się po drugiej wojnie światowej barierą nie do pokonania, jeśli chodzi o rozwój medycyny i dietetyki.
Zapraszamy do lektury:
Zaczynał Pan swoją karierę jako dziennikarz i autor książek o nauce koncentrujących się głównie na sprawach związanych z fizyką. Co sprawiło, że zainteresował się Pan tematyką odżywiania i zdrowia publicznego?
Na pewnym etapie mojej kariery owładnęła mną myśl, jak trudno jest uprawiać naukę poprawnie i jak łatwo dochodzi się w badaniach do złych odpowiedzi. To poczucie narodziło się, kiedy pisałem swoją pierwszą książkę opisującą błędy grupy fizyków w ośrodku CERN, którzy odkrywali nieistniejące cząstki elementarne. Następnie zajmowałem się znaną teorią z lat 80., zimną fuzją, która okazała się naukowym niewypałem. Po tym epizodzie moi znajomi w środowisku naukowym zasugerowali, że jeśli naprawdę interesuje mnie zjawisko „zepsutej nauki” (ang. „bad science”), czyli coś, co oni nazywali „patologiczną nauką”, tj. nauką o czymś, co nie istnieje, to powinienem skupić się na problematyce związanej ze zdrowiem publicznym.
W owym czasie krążyła wśród badaczy taka opinia, że pole elektromagnetyczne wytwarzane przez sieci przesyłowe energii elektrycznej może wywoływać nowotwory i pogląd ten był oparty na obserwacjach epidemiologicznych. Zauważyłem wtedy, że wszystko, o czym wiedziałem, że jest konieczne, aby uprawiać naukę bez błędów – tj. skrupulatne analizowanie szczegółów, przywiązywanie wagi do wyników negatywnych oraz poleganie na dobrze kontrolowanych eksperymentach naukowych – to wszystko dla funkcjonowania obserwacyjnej epidemiologii nie miało żadnego znaczenia. Napisałem więc artykuł o kontrowersjach wokół wpływu pól elektromagnetycznych na zdrowie. Co ciekawe, kontrowersji tych nigdy nie rozstrzygnięto i są żywe do dziś w formie opinii, że korzystanie z telefonów komórkowych sprzyja powstawaniu nowotworów mózgu. Fascynowało mnie, jak działa epidemiologia obserwacyjna, więc napisałem na ten temat artykułdo magazynu „Science”. A biorąc pod uwagę, że epidemiologia obserwacyjna jest fundamentalnym narzędziem badawczym, jeśli chodzi o odżywianie i zdrowie publiczne, było dla mnie tylko kwestią czasu, aż zainteresowałem się dietetyką i owocami tej patologicznej nauki.
W książce Good Calories Bad Calories pokazał Pan, że do wczesnych lat 40. XX w. , dzięki badaniom prowadzonym głównie przez niemieckich i austriackich uczonych, prawie wszystkie europejskie środowiska naukowe przyjęły pogląd, że otyłość jest dolegliwością o podłożu metabolicznym, wywołaną czynnikami biologicznymi (enzymami, hormonami itp.), a nie zaburzeniem natury energetycznej, jak się to przyjmuje obecnie. Z jakiego powodu cały przedwojenny dorobek naukowo-badawczy na ten temat został po wojnie odrzucony i zapomniany?
Wielkie wrażenie zrobiło na mnie, kiedy, zgłębiając tę problematykę, zrozumiałem, jak duży wpływ na losy nauk medycznych wywarła druga wojna światowa. Mało kto dziś pamięta, ale przed jej wybuchem najlepsze, najbardziej znaczące badania na świecie prowadzono właśnie w Europie.
W formie dygresji dodam, że kiedy zajmowałem się jeszcze fizyką wysokich energii i mieszkałem w CERN nieopodal Genewy, fizycy zwykli powtarzać między sobą, że najlepszym, co przytrafiło się amerykańskiej nauce, był Hitler, ponieważ to za jego rządów tak wielu znakomitych naukowców wyjechało z Europy do USA. I my ich tu przyjęliśmy z otwartymi ramionami. Mieliśmy przecież Zimną Wojnę do wygrania i musieliśmy zbudować te wszystkie bomby wodorowe, rakiety itp. Efekt był taki, że do połowy XX w. niemal wszyscy czołowi fizycy w USA byli albo Europejczykami, albo ich uczniami.
Jednak jeśli chodziło o medycynę i zdrowie publiczne, Amerykanie nie byli już tacy gotowi, aby przyjąć europejskich naukowców. Wielu młodych amerykańskich lekarzy i badaczy walczyło przeciw Trzeciej Rzeszy na froncie, i nie widzieli potrzeby korzystania z dorobku niemieckich oraz austriackich uczonych. Nie widzieli też potrzeby czytania niemieckojęzycznej literatury medycznej mimo tego, że najbardziej znaczące badania publikowano po niemiecku. Ów antyniemiecki resentyment, który zresztą można zrozumieć, wszechobecny w amerykańskiej medycynie i badaniach nad zdrowiem publicznym pozostał żywy jeszcze długo po wojnie. Jednym z efektów takiej sytuacji było to, że cała koncepcja, której pionierami byli europejscy uczeni, na temat tego, jak prawidłowo prowadzić badania naukowe w medycynie, zaginęła. W przeciwieństwie do fizyki, wiedza ta nigdy nie przekroczyła Atlantyku.
Niechęć do przedwojennego dorobku europejskich naukowców, publikowanego głównie po niemiecku, dotyczyła również badań nad otyłością. W rezultacie, po wojnie całkowicie zignorowano europejską koncepcję, zgodnie z którą otyłość to zaburzenie metaboliczne, hormonalne, enzymatyczne itp. Wielu amerykańskich badaczy - młodych, szczupłych lekarzy i dietetyków – wyznawało ten sam przesąd, że ludzie otyli to obżartuchy oraz lenie i że to ich zachowanie powoduje chorobę, a nie choroba ich zachowanie.
Dlaczego, Pana zdaniem, odeszliśmy od poglądów, podzielanych przez lekarzy do lat 60. XX w., że węglowodany, zwłaszcza wysokoprzetworzone, tuczą i przy dużym spożyciu mogą wywoływać różne schorzenia, w tym choroby serca. Co było kluczową przyczyną, dla której środowisko medyczne przyjęło inny pogląd - że za choroby serca, otyłość i inne schorzenia przewlekłe odpowiadają nie cukry, ale tłuszcze nasycone? Czy za tą fundamentalną zmianą, jaka zaszła między późnymi latami 60. a wczesnymi 80., stały przede wszystkim odkrycia naukowe, czy może rolę odegrały tu inne względy, okoliczności i aktorzy?
W latach 50. amerykański żywieniowiec, Ancel Keys, wyraził pogląd, że choroby serca były skutkiem wysokiego stężenia cholesterolu we krwi, oraz że poziom cholesterolu rośnie, kiedy spożywamy tłuszcze. Trzeba dodać, że Keys był bardzo wpływową postacią i miał bardzo silną osobowość. Kiedy uznał, że ma rację, wszystkie opinie przeciwne uważał za błędne a wszystkich, którzy się z nim nie zgadzali - za idiotów .
Kiedy Keys zaczynął popularyzować swoją koncepcję, Amerykańskie Towarzystwo Kardiologiczne (AHA) i całe środowisko kardiologów w USA nie akceptowało jego poglądów. Jednak Keys, wraz ze swoim współpracownikiem Jeremiahem Stamlerem, skutecznie nakłonili AHA do zmiany stanowiska. Udało im się to osiągnąć dzięki temu, że zorganizowali w ramach AHA komisję , której zostali członkami - mimo tego, że Keys nawet nie był kardiologiem, tylko dietetykiem. Komisja ta przedstawiła czterostronicowy raport mówiący, że istnieją wystarczające dowody, aby uznać zasadność teorii Keysa i na jej podstawie nakłaniać Amerykanów do przejścia na niskotłuszczowy model odżywiania. Bardzo szybko poglądy Keysa zaczęły rozprzestrzeniać się za pośrednictwem prasy i bez znaczenia był fakt, że w eksperymentach naukowych nie udawało się ich potwierdzić. Pomimo to sama teoria stała się przedmiotem codziennych rozmów i wielu ludzi w nią uwierzyło. Z czasem ta teoria stała się wiedzą potoczną, mimo że brakowało na jej poparcie dowodów naukowych.
Kiedy koncepcję Keysa wsparło AHA, jego poglądy zaczęła rozpowszechniać nie tylko prasa, ale również pisma medyczne. Postrzegały one AHA jako uczciwe źródło wiedzy i koncepcji medycznych. I tak też było, z tym że członkowie AHA nie byli naukowcami, lecz lekarzami od chorób serca i nie wiedzieli, jak powinno się uprawiać naukę. Jeśli zaś chodzi o dziennikarzy, można powiedzieć, że tych zajmujących się problematyką zdrowia trudno było zaliczyć do najbardziej tęgich umysłów dziennikarskich w USA.
Jednak w owym czasie wciąż istniała hipoteza alternatywna, popularna wśród lekarzy i zwykłych ludzi, zgodnie z którą węglowodany są tuczące. Tak więc jeśli węglowodany są tuczące, a ludzie otyli częściej chorują na serce, to mamy problem. Z jednej strony mówiono ludziom, że za choroby serca odpowiadają tłuszcze w diecie, więc skuteczna walka z chorobami serca musi polegać na spożywaniu mniejszych ilości tłuszczów i zastąpieniu ich pokarmami bogatymi w węglowodany. Ale z drugiej strony, wciąż żywa była ta ponad 150-letnia koncepcja, w myśl której spożywanie węglowodanów prowadzi do otyłości, co sugerowało, że należałoby raczej spożywać mniej węglowodanów, a więcej tłuszczów. Do tego dochodził jeszcze fakt, że otyłość zwiększa ryzyko zachorowania na serce. Cokolwiek sprawia że tyjemy, podnosi nasze ryzyko zachorowania na serce. Obie hipotezy nie mogły być jednocześnie prawdziwe. Mieliśmy zatem sytuację, w której oba paradygmaty bezpośrednio konkurowały ze sobą, bo się wykluczały. I z uwagi na to, że za hipotezą mówiącą, że węglowodany tuczą, stali głównie lekarze stosujący leczenie dietą i dietetycy, a tylko niewielka grupa badaczy, łatwo było teorię tę zdyskredytować jako niedorzeczną, co też się stało.
Kluczowe znaczenie w tym wszystkim ma to, że skoro uznano, iż tłuszcz w diecie naprawdę wywołuje choroby serca, to żywieniowym sposobem na zapobieganie im musiała stać się dieta uboga w tłuszcze a bogata w węglowodany. Co więcej, taka dieta automatycznie musiała też stać się lekarstwem na otyłość, ponieważ otyłość i choroby serca są ze sobą bardzo blisko związane. I taka właśnie logika ukształtowała rekomendacje żywieniowe, które otrzymujemy od ponad 30 lat.
(...)
Przeczytaj całą rozmowę na portalu Nowa Debata
Inne tematy w dziale Technologie