W sprawie profilaktyki i leczenia nowotworów dominuje obecnie narracja, zgodnie z którą nowoczesne technologie pozwalają nam diagnozować raka w coraz wcześniejszych stadiach, a wczesna diagnoza zwiększa szanse na podjęcie skutecznej terapii. Na tej podstawie aparat państwowo-medyczny przeprowadza okresowo rozmaite akcje społeczczne mające skłonić „opornych” obywateli do regularnego poddawania się badaniom przesiewowym w celu wczesnego wykrycia nowotworów. Rzecz jasna politykę tę w różnej formie wspiera kompleks biotechnologiczny, który inwestuje olbrzymie kwoty w coraz bardziej zaawansowany i kosztowny sprzęt diagnostyczny. Jednak wbrew pozorom wielu uczonych i obserwatorów zgłasza zastrzeżenia do lansowanego w mediach przekonania o zbawczej roli badań przesiewowych i skutków użycia w nich nowoczesnych technologii. Można się o tym przekonać czytając wywiad, jakiego udzielił portalowi Philly.com prof. Robert Aronowitz, lekarz i historyk medycyny na Uniwersytecie Stanu Pensylwania, autor opublikowanej w 2007 roku książki pt. Unnatural History: Breast Cancer and American Society (Nienaturalna historia: rak piersi a amerykańskie społeczeństwo). Przytoczmy krótki fragment tej rozmowy.
Jakie tendencje w przypadku raka piersi przykuwają jeszcze Pańską uwagę?
Widoczne jest dążenie do tego, aby stosować coraz czulsze technologie w badaniach przesiewowych, na przykład badania obrazowanie MRI. Jednak za mało mówi się o tym, że jeśli chodzi o czułość badań i ich swoistość, zawsze mamy „coś za coś”. Jest faktem, że potrafimy wykrywać coraz więcej nowotworów. Ale cena, jaką za to płacimy, jest taka, że diagnozujemy ich zbyt dużo, co prowadzi do niepotrzebnego, a nawet szkodliwego leczenia. Zanim zacznie się upowszechniać coraz czulszą diagnostykę w badaniach przesiewowych, zarówno lekarze jak i pacjenci powinni żądać mocnych dowodów na istnienie długoterminowych korzyści związanych z jej zastosowaniem.
(...)
Przeczytaj cały artykuł w seriwsie Nowa Debata
Inne tematy w dziale Technologie