Za nami obchody 90 rocznicy bitwy warszawskiej. Wydarzenia zaistniałe przy okazji tych uroczystości skłoniły mnie do napisania tej notki.
Cała otoczka towarzysząca rocznicy w ogóle mnie nie zdziwiła. Spodziewałem się, że po raz kolejny pojawiający się w mediach historycy całą chwałę będę przypisywać marszałkowi Piłsudskiemu. Niestety poziom bezczelności i ordynarnego pomijania ewidentnych faktów naprawdę mnie zaskoczył. Jeżeli historyk, profesor na antenie TVP stwierdza, że nie ma najmniejszych wątpliwości co do autorstwa planów bitwy warszawskiej, to ja się pytam na jakiej podstawie ten pan wygłasza takie kategoryczne stwierdzenia? Ja wiem, że ten pan jest piłsudczykiem, jak wiem, że ten pan chciałby, żeby społeczeństwo podobnie jak on wielbiło „geniusz” marszałka, ale ten pan chyba zapomina, że zadaniem historyka jest przedstawianie prawdy, a nie tworzenie legendy.
Tak się zastanawiam, co musiałoby się jeszcze stać, żeby szanowni historycy się opamiętali. Wiadomo, że własnoręcznie pisane plany i szkice do bitwy przez gen. Rozwadowskiego nie przekonają tych jakże wybitnych uczonych. Oni są do tego stopnia bezczelni, że gdy rodzina gen. Rozwadowskiego w latach 90-tych przekazała Instytutowi im. Marszałka Piłsudskiego w Nowym Jorku szkice planów bitwy warszawskiej i rozkaz operacyjny specjalny nr 10 000, według którego rozegrano bitwę, opatrzyli go kuriozalnym opisem: „Rozkaz operacyjny specjalny nr 10 000 autorstwa Józefa Piłsudskiego dotyczący bitwy warszawskiej pisany ręką gen. Rozwadowskiego z podpisami wszystkich dowódców”. Po prostu szok! Przypomnę, że tak naprawdę rozkaz operacyjny specjalny nr 10 000 był własną inicjatywą gen. Rozwadowskiego, co więcej Piłsudski krytykował podjęte w rozkazie decyzje. Zastanawiające jest również to, dlaczego Piłsudski w rozkazie figuruje jako przyjmujący go do wiadomości. Przecież to, co wyczyniają historycy nosi znamiona niewyobrażalnego wprost fałszowania prawdy historycznej. Podłość i bezczelność do jakiej się posuwają wprawia w zdumienie. Inny z historyków na łamach GW sugeruje, że gen. Rozwadowski fałszował dokumenty. To już jest szczyt wszystkiego, zwłaszcza w świetle relacji Mariana Kukiela, który będąc szefem Wojskowego Biura Historycznego informował o fałszowaniu i wynoszeniu dokumentów dotyczących bitwy warszawskiej przez ludzi związanych z Józefem Piłsudskim, m.in. przez Kazimierza Świtalskiego. Piłsudczycy za wszelką cenę starali się zdobyć wszystkie dokumenty, które mogłyby świadczyć, że to nie Piłsudski był autorem planów bitwy warszawskiej. Po zamachu majowym w czasie bezprawnego utrzymywania aresztu nad gen. Rozwadowskim, wielokrotnie przeszukiwano jego mieszkanie i willę w Jastrzębiej Górze, w poszukiwaniu szkiców bitwy warszawskiej. W czasie ostatniego spotkania Rozwadowskiego z Piłsudskim w 1927 roku, marszałek zażądał od generała wydania planów i szkiców bitwy. Rozwadowski kategorycznie odmówił, na co Piłsudski rąbnął pięścią w stół i wrzasnął: „ale bitwę warszawską wygrałem ja!”.
Polscy historycy badajacy historię okresu międzywojennego znajdują się pod ogromnym wpływem legendy Piłsudskiego, większość z nich to niemalże wyznawcy kultu Piłsudskiego. Dla wyniesienia swojego guru na piedestał zrobią wszystko. Ostatnimi czasy posuwają się nawet do (przepraszam za użycie dosadnego słowa, ale jest odpowiednie do tego, co się dzieje) gnojenia dowódców będących w konflikcie z marszałkiem. Oto dowiadujemy się, że gen. Józef Haller w ogóle nie potrafił dowodzić, gen. Rozwadowski niczego nie umiał zorganizować i w dodatku był złodziejem, gen. Zagórski agentem obcych wywiadów i malwersantem finansowym, Władysław Sikorski marnym wojskowym i mściwym, małym człowiekiem. Coraz więcej pomyj wylewa się w nowopowstających książkach na bohaterów bitwy warszawskiej, żeby tylko żaden z nich czasem nie przyćmił jego, genialnego wodza, mickiewiczowskie 44, cincinnatusa, ojca narodu marszałka Piłsudskiego. Robią to nasi „wspaniali” historycy. Należy tylko ubolewać, że ci wszyscy kształceni profesorowie mylą historię z hagiografią.
Inne tematy w dziale Kultura