Rzadki to (jeśli nie jedyny) przypadek w dziejach literatury, gdy autor powieści pisze (i publikuje) dwa różne jej zakończenia. Taki 'zabieg' (ulegając prośbom czytelników) zastosował Rudyard Kipling po napisaniu swej pierwszej powieści pt. "The light that failed", 1891 (w polskich przekładach "Światło, które zagasło", "Zwodne światło", "Zagasłe światło" a nawet... sic! "Błędny ognik na moczarach")
Echo burzy jaką wówczas rozpętała nad tym dziełem krytyka dotarło również nad Wisłę. Poniższe teksty ukazały się w prasie polskiej niedługo po publikacji powieści (przyjętej u nas nadzwyczaj przychylnie)
Uwaga
Uwaga Poniżej, we wspomnianych recenzjach znajdują się także streszczenia powieści.
Dla osób, które chciałyby najpierw przeczytać powieść, bez oglądania się na opinie innych:
1/odnośnik do wersji pierwotnej, klasycznej - https://polona.pl/item-view/e363602b-d88e-4ae9-b056-88295cae0986?page=6
2/odnośnik do wersji z tzw. happy endem - https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/doccontent?id=280150
***
Pieniądz i sława, dwa cele ogólnych zabiegów, dwa szczyty, ku którym pnie się połowa ludzkości, opornych, lub tych, co w drodze omdleją, w przepaść nieraz strącając; pieniądz i sława, równoważniki szczęścia dla wielu – nie zawsze szły dotąd w parze. Pieniądz drwił śmiechem szyderczym ze Sławy, bosonogiej, wybladłej, głodnej nieraz i mgłami tylko okrytej, a szybującej ku chmurom, gdzie nimb nieśmiertelności nęcił ją złotym promieniem. Ona, w locie tym nadpowietrznym, rzucała wejrzenie smutku i politowania na kruszec marny, kruszec, który zmateryalizowanych filistrów mógł zadowolnić jedynie. I, w wiecznym żyjąc antagonizmie, dwie te istoty jednemi wszakże dążyły szlakami. Pewny bowiem siebie, szyderczy Pieniądz czuł dziwny pociąg do eterycznej Sławy. Gdziekolwiek więc ona zwróciła się, gdzie zatrzymała, tam biegł w ślad za nią, rzucając pełnemi garściami deszcz złoty.
Niestety, idealna kochanka muz, rozmarzona, zapatrzona w cele wyższe, w bieg wielkich gwiazd tylko, spóźniała się często w swym pochodzie. Zdarzało się więc, że pukała do drzwi niejednego ze sług swych wiernych, wtedy dopiero, gdy śmierć krew mu już zmroziła, a Pieniądz, skarbami Golkondy nawet nie mógł przywrócić myśli, zastygłej pod wycieńczonem, troską pooranem, z głodu nieraz zamarłem czołem.
Ta opieszałość Sławy, niepomnej na ludzkie bóle, głuchej na modły ludzkie, a ciągnącej Pieniądz w swoim rydwanie, oburzyła wreszcie dzieci Apolina.
Bunt powstał na nowożytnym Parnasie.
— Cóż mi po wieńcu laurowym—wołano— gdy na głowie złysiałej śmiesznym się będzie wydawał? Co po chlebie, gdy do jedzenia go zębów już nie starczy?
— Porzucać Sławę, to porzucać nieśmiertelność!—przestrzegał jeden z jej czcicieli.
— A więc, nie wyrzekać jej się, lecz nie poświęcać zwodnicy sił wszystkich, i życia całego. Ja pierwszy, dzielę me służby. Stawiam dwa ołtarze i dwom bogom biję dotąd pokłony. Z każdego dzieła dwie stworzę kopie. Ta spokojna, z marmuru wykuta, to dar dla Panteonu, dla nieśmiertelności. Druga, z pospolitej, czerwonej gliny, rzuconą zostanie za garść złota ku uciesze motłochowi. W ten sposób zjednam sobie i laury i kruszec wszechpotężny. Wiwat dwa bogi! Niech żyją: Sława i Pieniądz!
Hasło to, wyszłe z ust przewódzcy buntu, zostało uwiecznione dziełem ciekawem, które leży przed nami. Skreślił je Rudyard Kipling, człowiek młody, utalentowany, bożyszcze tkliwych miss angielskich, a skreślił w dwóch odmianach.
Pierwsza, surowa, poważna, to zadatek nieśmiertelności, to hołd dla krytyków, którzy Kiplinga pod niebo wynoszą.
Druga, na tym samym oparta szkielecie, wykrzywia go jednak tak, iż zamiast nieruchomej grozy śmierci, przybiera on, ku uciesze widza, wesołe kontorsye pląsów weselnych. A co sentymetalizmu, co romansowych czułości! Najzakamienialsze serce niewieście rozpłynąć się w nich może!
Dwulicowa ta powieść nosi tytuł: The light that failed (Zwodnicze światło) i jest przedmiotem zarówno zachwytów, jak oburzenia poważnej krytyki. Zachwyca ją wersya, wydana u Macmillana, w osobnej książce, „na zadatek nieśmiertelności" ; oburza pokiereszowana kopia tego samego utworu, drukowana dla miłego grosza, „dla czci Pieniądza" w Lippincott’s Magazine.
Treść utworu nader jest prostą.
W wiosce nadmorskiej, u skarykaturowanej nieco sekutnicy, Mrs. Jennett, wychowuje się dwoje dzieci, z Indyj pod niebo rodzinne przysłanych: chłopiec, Dick Heldar i dziewczynka Maisy; on porywczy, zapalny, ona spokojna i w sobie zamknięta. Gdy przychodzi im się rozstać po latach kilku, Dick spostrzega, że bez Maisy żyć nie może. Dziewczę wyznanie to przyjmuje chłodno, pod naciskiem zaś gorących słów jego przyrzeka, ale z bierną tylko apatyą, iż spróbuje czekać, aż on, dorósłszy, karyerę sobie wywalczy i poślubić ją będzie w stanie.
W lat dziesięć później, spotykamy Dicka w Sudanie, jako korespondenta wojennego. Po wielu etapach w gonitwie za ową karyerą, po zwiedzeniu już Indyj, dobija on się tu, śród gradu kul, sławy i uznania. Szkice jego z pola bitwy rozchwytywane są w Anglii; płacą je na wagę złota, a imię Heldara na wszystkich rozbrzmiewa ustach. Dick wraca do laurów, do złota i oklasków. Zrządzenie losu każe mu wtedy spotkać na ulicy Maisy. Dawna miłość chłopięca budzi się nagle i, jak przeznaczenie, opanowuje jego życiem.
Maisy jednak, tak samo spokojna i chłodna jak dawniej, znalazła przez te lat dziesięć inny cel życia. Ukochała sztukę, biorąc dyletantyzm w niej za dar boży, za artyzm. Napróżno też Dick wyrzeka się pracy i trawi miesiące całe na zdobywaniu jej serca; Maisy pozostaje niewzruszoną. Ta walka z oziębłością jej wstrząsa całym systematem nerwowym mężczyzny, uderzenie zaś krwi na mózg, przynosi mu ślepotę; ślepotę, spowodowaną cięciem szabli w czaszkę, niegdyś otrzymanem.
Artysta — niewidomy, człowiek odepchnięty przez kobietę, którą kochał nad wszystko, bożyszcze chwili, wtrącone w przepaść zapomnienia! Trzy te nieszczęścia łamią Heldara. Korzysta więc z nowej wyprawy do Afryki, gdzie dobroczynna kula arabska kładzie go trupem na miejscu. Taką jest treść powieści „klasycznej".
W drugiej jej odmianie, tej dla szarego tłumu i dla grosza pisanej, nad prawdą bierze górę sentymentalizm, Dicka więc ociemniałego tak samo, ratuje najpierw idealny, poświęcający się przyjaciel; później zaś, Maisy, zawiadomiona o ciosie, jaki spotkał odepchniętego jej wielbiciela, porzuca studya swe we Francyi i biegnie ku niemu. Tu rozczulająca scena: Ślepiec siedzi w ubogiej izdebce, smutny, samotny i, jak relikwie pieści listy Maisy. Ona, wzruszona, oświadcza mu się, prosi, przekonywa, aż wreszcie pada w jego objęcia, a opuszczając je po łzach wielu, zapewnia czytelnika…że idzie dać na zapowiedzi.
Czy żegnamy ze smutkiem trupa Heldara, rozciągnionego na piaskach Sudanu, czy uśmiechamy się na myśl, iż ociemniałemu nie brak będzie ciepłego szlafroka i ręką żony wyhaftowanych pantofli, niezrozumiałem dla nas zawsze zostaje dlaczego krytyka angielska nad tą przeróbką powieści rozdzierała szaty. - Kipling poniża swój wielki talent, schlebiając tłumom, zniżając poziom pracy, dla lepszego honorarium, dla pieniędzy! – wołają augurzy.
Nie! Jeżeli zadaniem sztuki jest odzwierciadlanie prawdy, odtworzenie poruszeń serca ludzkiego, to Rudyard Kipling miał prawo napisać obydwa zakończenia, bo obydwa są wyrazem prawdy niezbitej, oba serca ludzkie wiernie malują.
O cóż tu chodzi? Nie o postać Heldara, nie o artystę, gdyż ten pozostaje niezmiennym. A więc o kobietę. Maisy zaś, miała tak dobrze prawo odrzucić artystę, zarówno w chwili nadzwyczajnego powodzenia, jak w chwili nieszczęścia, skoro ukochała inny cel więcej nad niego, skoro uczciwość niewieścia nie pozwalała jej łączyć z nim życia, jak mogła również poświęcić się dla ociemniałego, gdy sentymentalne jej usposobienie przemawiało za tem. W jednym i drugim razie, będzie ona zgodną z charakterem swym, w jednym i drugim razie prawdziwą.
Nie śmierć więc Heldara dała pierwszej odmianie powieści sławę rozgłośną i dyplom na dzieło wybitne. Nie. Uczyniły to wspaniałe obrazy Sudanu, zamęt bitew i świst kul, dał wyborny rysunek charakterów i język homerowski, przepyszny, w prozę rytmiczną zmieniony. Ten język, te obrazy, to główny urok dzieła; nie odtworzy go zaś żaden z naszych bezimiennych najczęściej, pospiesznie pracujących tłumaczy.
Nie stworzy nawet, nie wykuje w spiżu mowy ojczystej żaden z autorów oryginalnych. W zamian, nie jeden zapewne spróbuje, na wzór rozgłośnego już dziś Rudyarda Kiplinga, ujarzmić od razu Sławę i Pieniądz, oddając im, dwoistą edycją tej samej pracy, pokłon spółczesny.
Anatol Krzyżanowski, 1892
----------------------------------------------------------------------------------------------------
"Zwodne światło" Rudyarda Kiplinga
Rudyard Kipling, człowiek młody, należy do najbardziej wybitnych powieściopisarzy nowej szkoły angielskiej. Sława jego, wzrastająca z każdym tomem, rozbrzmiewa po Europie.
Jak Loti do literatury francuskiej, tak Kipling do piśmiennictwa Albionu wniósł nowy pierwiastek egzotyczny. Na tem jednak kończy się porównanie; o ile bowiem pierwszy wytworny jest ale chłodny i jednostajny, o tyle drugi pełen gorącego temperamentu i oryginalnych poglądów.
Urodzony pod ognistem słońcem Indyj wschodnich, znający na wskroś Chiny, Afrykę i wszystkie podzwrotnikowe kolonie angielskie, które przebiegał najczęściej jako korespondent wojenny, maluje w „Zwodnem świetle” Egipt, Sudan i krwawą wojnę tubylców z brytańskimi najeźdźcami; maluje z silą męskiego realizmu i poezyą niewieściego pióra.
Bohater jego, Dick Heldar, rysownik i korespondent wojenny, goni za sławą i zdobywa ją obrazami na tle walk afrykańskich. Bogaty już w laury i złoto, spotyka za powrotem do Londynu dawną towarzyszkę lat dziecinnych, Maisie, która również na artystkę się kształci. Dziewczyna, jak biblijna Dalilla, rozbraja niepokonanego Samsona i odtąd świat cały sobą mu zasłania.
Heldar, dla zdobycia jej poświęca wszystko, rozpróżniacza się, traci siłę i talent; lecz ona ma inny cel w życiu, nad mrzonki romantyczne—sztuka stała się dla niej bożyszczem. Heldar, odtrącony stanowczo, rozpija się, traci wzrok i oślepły ginie rozmyślnie w Afryce.
Upadek i śmierć artysty do najbardziej wzruszających rozdziałów książki należy. „Zwodnem światłem” było mu życie, zwodnem światłem sława i miłość kobiety. Dodajemy jeden szczegół. Kipling, który obok siły w opowiadaniu, wykazał wiele poezyi w odtworzeniu idealnego stosunku Heldara do Maisie i wielką znajomość duszy kobiecej, został za to właśnie chłodno przyjęty przez publiczność angielską. Krytyka podnosiła na wyżyny „Zwodne światło”, pisma zagraniczne dawały osobne studya o niem, sentymentalizm Angielek dąsał się jednak. Aby mu zadość uczynić, autor ogłosił w popularnym „Lippincott’s Magazine” drugie zakończenie tejże samej powieści; tu Maisie, dowiedziawszy się o ślepocie Dick’a, rzuca mu się na szyję, sama przyspiesza ślub i życie całe pielęgnowaniu ociemniałego poświęca.
Dla nas pierwsze zakończenie, przez polski przekład uwzględnione,
oryginalniejszem jest i psychologicznie prawdziwszem. Kto zna duszę ludzką ten wie, że małżeństwo z litości, małżeństwo młodej dziewczyny rozkochanej w sztuce, z kaleką zrujnowanym na ciele i duszy, większą jest często dla niego krzywdą niż dobrodziejstwem. Pierwsze więc zakończenie moralniejszem jest nawet.
***
R. Kipling. „ Zwodne światło."
Powieść „Zwodne światło" należy do piękniejszych utworów, jakie w dorobku swoim posiada znakomity autor „Księgi puszczy".
Niezwykły pomysł powieściowy, wykonany z precyzją, a tchnący siłą prawdy i uczucia, nie pozwala oderwać się od kart książki. Na wstępie jest przedziwna sielanka dwojga dzieci sierot, które lgną do siebie całą duszą. Dorastają i życie je rozdziela. Dick zostaje świetnym rysownikiem artystą, porywa tłumy, unosi go temperament i powodzenie.
Nieokiełznana jego dusza, pokornieje tylko przed Maisie, towarzyszką lat dziecięcych, którą spotyka po 10 latach rozłąki. Maisie jest też artystką, lecz bez talentu. Nie kocha Dicka, nie kocha nikogo, prócz siebie, Dick jednak wierzy w swoją szczęśliwą gwiazdę. Tymczasem przychodzi nieszczęście. Dick traci wzrok, a Maisie opuszcza go z całym egoizmem. Dick ginie od kuli na wojnie na stepach Egiptu, gdzie uciekł od ludzi za przyjacielem, by jak dawniej posłyszeć jeszcze świst kul, krzyki arabów i bieg wielbłądów.
Opisy przyrody, potyczek arabów z Anglikami, nad brzegami Nilu nie mają sobie równych, pod względem siły, prawdy i kolorytu. Niezmiernie interesująco postawiony jest także problemat psychologiczny.
Kurier Warszawski.
***
"Zwodne światło" — powieść Rudyarda Kiplinga
Cierpienia ludzkie nie starzeją się wcale, mają one tyle odmian i odcieni, że powieściopisarzowi nie zabraknie nigdy odpowiedniego materyału, gdy zechce czerpać pomysły z tej bogatej skarbnicy. Jeśli jeszcze autor potrafi pomysł ubrać w szatę artystyczną, gdy tchnie weń prawdę życia realnego i ożywi talentem, czyż może nie stworzyć rzeczy pięknej?
Do takich właśnie nie powszednieli prac słusznie zaliczyć należy i powieść Kiplinga p. t. „Zwodne światło". Jest to niejako ostatnia karta z życia awanturnika artysty-malarza, w której zawartą została cala głębia udręczeń i bezsilnej nędzy młodego, pełnego sił i talentu, człowieka wobec niszczącej potęgi losu. Młody chłopiec pozbawiony ciepła rodzinnego i oddany pod opiekę surowej kobiety, poznaje dziewczynę sierotę. Wspólna niedola zbliża ich z sobą i wkrótce łączy węzłem młodocianej miłości.
Chwila rozstania tych dwojga dzieci, jest zarazem chwilą ubopólnych wyznań i gorących przysiąg. Taki jest króciutki, nieco sielankowy, wstęp do ponurego dramatu, którego głównym i jedynym bohaterem jest ów właśnie pozostawiony na łasce losu młodzieniec — Ryszard Heldar.
Burze życia nie oszczędzały go wcale—po wielu latach poniewierki, znalazł się oto pod palącem niebem Afryki, gdzie z bronią w ręku uczy synów pustyni posłuszeństwa dla Anglii. W chwilach wolnych od trudów obozowych szkicuje z natury obrazy walk, uderzające nic tylko odrębnym, jaskrawym kolorytem, ale zarazem piętnem oryginalności i ognistego temperamentu samego twórcy. Szkice te za pośrednictwem południowego syndykatu pracy, dostają się do rąk publiczności angielskiej i jednają artyście szybki rozgłos.
Gdy kampania sudańska została ukończoną, Dick zawezwany listem przyjaciela, porzuca tułaczy żywot i poprzedzony sławą spieszy do Londynu. Tu fortuna dziwnie łaskawą okazuje się w początkach jego artystycznej karyery. W bardzo krótkim przeciągu czasu obrazami swymi zdobywa nie tylko względy ogółu ale i pieniądze. Wszystkie zawody i niepowodzenia lat młodzieńczych, sowicie zda się powinny być teraz okupione. Wrażliwej naturze Dicka, wszystko to jednak nie wystarcza; brak mu drobnej twarzyczki, okolonej kruczymi kędziorami, której obraz tak długo wytrwale w sercu swem nosił, brak towarzyszki lat dziecinnych—ukochanej Maisie.
Ślepy Traf i w tem mu dopomaga, odnajduje ją ale odtąd i życie traci dla niego wszelki urok. Dawna Maisie to obecnie pożerana niepohamowaną ambicyą artystka bez talentu, która duszę swą całą zaprzedała, nie tyle samej sztuce ile żądzy sławy i oklasków tłumu. Napróżno Dick usiłuje rozżarzyć w niej iskrę uczucia, daremnie z uniesieniem roztacza przed nią czary głębokiej miłości i w upojeniu „pragnie ją unieść na bezludne wyspy, gdzie olbrzymi wodospad toczy się srebrną wstęgą wśród zieleni i gdzie jego bóstwo jedyne, rozbujano w hamaku, usypiać będzie kołysane brzękiem owadów i rozmarzone serenadą, przez szum wodospadu śpiewaną".—Maisie chłodno odpowiada, że „idąc przez całe życie dotąd samotnie, dziś nie umiałaby już należeć do nikogo, oprócz do siebie samej".
Dick jednak łudzi się ciągle i wierzy, że z czasem te dumne i zimne usta, rozchylone szeptem miłosnym, z rozkoszą powtarzać będą imię jego, wierzy, że kto tak kocha jak on, kto kupił wszystkie swe myśli i pragnienia w tej jednej nieprzepartej chęci posiadania drogiej osoby, ten w końcu zwyciężyć musi. Niestety! nadzieje te zawiodły.
Gorliwa w poszukiwaniu sławy Maisie, opuszcza Heldara i jedzie pracować zdała od Londynu nad dziełem, które ma jakoby niezawodnie ozdobić jej skronie, upragnionym wieńcem wawrzynu. Osamotniony Dick, z raną w sercu, powraca do zaniedbanych studyów artystycznych, zamierzając skorzystać z tegoż samego co i Maisie tematu i namalować obraz, mający wyobrażać „Melancholię". W tem podczas pracy razi go jak grom z jasnego nieba wyrok lekarza, zapowiadający mu prędką utratę wzroku.
Przerażony tym nagłym i strasznym ciosem, postanawia wytężyć wszystkie siły swego ducha, wyzyskać do ostatka światło swych zbolałych źrenic i dokończyć „Melancholii". Sztucznie podniecając energię swą, pracował wytrwale... aż wreszcie dopiął swego: z siebie zrobił ruinę człowieka ale z obrazu — arcydzieło.
Pozbawiony wzroku nie widział już Maisie, która przybyła go niby pocieszać i przestraszona jego ohydą porzuciła raz na zawsze. Znosił katusze, z rezygnacyą tłumiąc ból w sobie, myśl o śmierci odpychał, jako środek nie godny człowieka odważnego, aż zwabiony przelotnem i wyrafinowanem współczuciem dziewczyny ulicznej, omal nie stoczył się w przepaść upodlenia, chcąc kupić sobie jej względy i pędzić nędzny żywot przy jej boku. Trwało to wszakże chwilę tylko; przekonawszy się, że ta właśnie ograniczona istota, wzgardzona ulicznica, w przystępie gniewu, zniszczyła jego najdroższy skarb „Melancholię", otrząsnął sie nagle—jakby brudną szmatę z siebie zrzucił—spisał testament i opuścił Anglię, ażeby w pustyniach Afryki szukać śmierci, która go też niebawem spotkała.
„Zwodne światło" jak sądzić można z powyższego, jako całość jest raczej biografią w artystycznej formie, wizerunkiem istoty ludzkiej, skazanej z góry przez dziwny fatalizm na zagładę, niż powieścią.
W każdym razie autor przedstawił nam portret wspaniały, wycieniowany do najdrobniejszych szczegółów, który choć przeraża „śmiechem krew mrożącym", zawieszonym na ustach i grozą „piekła rozpaczy", wyrytego w rysach, jednak pociąga niezwykłą subtelnością wykończenia i głębokością analizy psychologicznej. TJ
Inne tematy w dziale Rozmaitości