RobertzJamajki RobertzJamajki
1896
BLOG

DOM (opowiadanie) 1

RobertzJamajki RobertzJamajki Kultura Obserwuj notkę 31

 DOM

 

 

Czy znalezienie się na szczycie, w tym przypadku szczycie budynku, jego wewnętrznej części, w pokoju jasnym, pełnym słońca i powietrza, świadczy o jakimś awansie jednostki?

Źle postawione pytanie, w złym miejscu tekstu powoduje i prowokuje złe prowadzenie akcji.

Upierający się jednak przy swoim autor, sugeruje celowość konstrukcji tekstu. Być może wytłumaczy się z tego zabiegu w następnym akapicie..

Nie!

To może w innym miejscu, a może rzecz jakoś wyjaśni się automatycznie, zresztą co mnie to obchodzi. Przecież wyraziłem tylko swoje zdanie na temat konstrukcji tekstu i tyle.

Po co? Nie lubię jak ktoś zagląda mi przez ramię i komentuje zanim tekst zostanie przeze mnie opublikowany. Przecież ja mogę pisać list, prywatny list do osoby prywatnej, tekst pełen intymnych skojarzeń i komentowanie już pierwszym akapicie to jest zwykle chamstwo!

Zresztą impertynencja typu: „co mnie to obchodzi” i zaraz potem zastrzeżenie: „wyraziłem tylko swoje zdanie”, eliminują Cie z grona osób, które mogą wnieść cokolwiek konstruktywnego do mojego nowego opowiadania.

 

Stan

 

Dzień był fatalny, pełen deszczu, dżdżu miarowego, jednostajnego i wprawiającego w osłupienie, graniczące z zamiana żywej materii w bezmyślny kamień. Dla miejscowych ludzi był to zwykły, beznadziejny wtorek, pełen powodów do wymówek przed wyjściem z Domu i okazji do nieprzytomnego upicia się lub upalenia tajemniczymi ziołami, a znowu inni leżeli patrząc bezmyślnie w sufity swych brzydkich sypialni obok pochrapujących współmałżonków, kochanek, kochanków lub psów, kotów lub samotnie, czasami szukając wygodniejszej pozycji i powoli rozmyślając nad swym położeniem, aktualnie horyzontalnym, lecz już niedługo, niedługo i tak trzeba wstać.

Coś w tym jest, w tym deszczu powiedział Stan do pomazanego farbami sufitu i poszukał po omacku okularów, bez nich był ślepy, jak kura, czy to w nocy, czy w dzień, zawsze szukał po omacku swoich starych, reperowanych wielokrotnie okularów i zawsze wpadał w panikę, ze znowu znajdzie je rozwalone pod własnym ciałem, a często tak było i musiał wtedy wkładać inne, znalezione na przystanku autobusowym, nawet nieźle dopasowane do jego twarzy, lecz zupełnie niedopasowane do jego wady wzroku, a tamte uszkodzone kleił, skręcał i odkładał na następny dzień ułożone na bezpiecznie zamontowanej wysoko nad łóżkiem półce..nigdy jednak nie przyszło mu do głowy, żeby odłożyć je tam, gdy były całe, nieuszkodzone.

Tym razem los okazał się łaskawy i okulary leżały nienaruszone na tomiku „HAIKU Antologie du poème court japonais”, cieniutkiej książeczki, którą Stan otwierał zawsze przed snem, wymrukując jakiś wybrany kawałek, czy to komentarza autorów, czy tez utwór na przykład Kobajashi Isa i zawsze po takiej recytacji zasypiał momentalnie, pochrapując straszliwie, z siłą silnika maszyny budowlanej, z ostatkiem świadomości zdejmując okulary z nosa i czasami kładąc je na książkę, a czasami bardzo pechowo zostawały one w dłoni, co oczywiście powodowało ich późniejsze uszkodzenie, bo Stan zawsze śnił i to były niespokojne, niespójne obrazy, które powodowały czasami, ze budził się z wrzaskiem, ale zawsze powodowały ze wiercił się podczas snu, a grawitacja łózka zawsze, według Stana złośliwie, powodowała wsuniecie się okularów pod jego wielkie ciało.

Włożył uroczyście okulary na nos i obrócił twarz w stronę brudnej, nigdy nie mytej szyby okiennej.

Deszcz, oglądany przez okulary wcale nie wyglądał ładniej, wręcz przeciwnie.

No tak, z szukania pracy nici, eeh powiedział to z niestarannie skrywaną satysfakcją, bo Stan, jak większość mieszkańców Domu, nie lubił szukać pracy, lubił za to konsumować jej efekty, co niestety stało w konflikcie z prawem posiadania pieniędzy, ale od czego była atmosfera Domu, pełna kontestacji i protestu wobec nieludzkiego Systemu, wykorzystującego masy pracownicze? No...

Wstał i otworzył drzwi swojego położonego na szczycie schodów czwartego pietra pokoju, wyszedł przed próg i przeciągając się, wydal codzienny „ryk Szczęścia” i jak zwykle, z położonych obok i niżej pokoi powitały go te same narzekania, protesty i pogróżki:

Zamknij się Stan!!!..Uo jessu, zawsze, jak uda mię się zasnąć, to On musi mnie budzić??.. itp..

Stan uśmiechnął się, jak co południe szczęśliwy:

Panowie i panie! Czas podnieść dupy i pupki. Pada deszcz, ale nie można spać i spać. Jest tyle do zrobienia i posprzątania.. mówił to, mijając otwartą kuchnię czwartego pietra, skąd dolatywał go zapaszek nieumytych naczyń, pustych puszek po piwie i niedojedzonych potraw..

 

                  1

 

Pierwsza Nagroda w konkursie na najlepsze opowiadanie o Powstaniu Warszawskim organizowane przez salon24.pl za 2014 rok Zapraszam na mój blog: https://robertzjamajkisite.wordpress.com/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (31)

Inne tematy w dziale Kultura