Właśnie uświadomiłem sobie, że pomnik jednak będzie. Mimo ze chce go tylko czwarta część obywateli (zadziwiająca zbieżność z notowaniami PiS?..); nie chcą zaś – ¾. Mimo że Lech Kaczyński na ten pomnik nie zasłużył: był słabym prezydentem, nie zostawił po sobie żadnej spuścizny. Nic wielkiego dla Polski nie uczynił.
Pomnik będzie, bo mniejszość się go domagająca jest głośna i zdesperowana, a większość mu przeciwna – zdezorganizowana i leniwa. Premier rządu Rzeczypospolitej i Prezydent Warszawy będą kluczyć i sprawę przeciągać, ale jednocześnie będą szli na kolejne małe ustępstwa. No, może pomnik ofiar katastrofy 10 kwietnia w ogóle… Może pomnik Lecha Kaczyńskiego i innych ofiar… Może pomnik w Warszawie, ale nie na Krakowskim… Może na Krakowskim, ale nie przed Pałacem…
W tym samym czasie wyznawcy idei pomnika będą odrzucać kolejne „kompromisy”. I w końcu doczekają się swego.
Chyba, że przeciwnicy skrzykną się na facebooku.
Jeśli jednak nawet pomnik stanie, to pocieszająca (dla sceptyków) jest dalsza część tej historii: będzie tłumnie oblegany i obstawiany zniczami tylko tak długo, jak długo Jarosław Kaczyński będzie miał siłę, aby mobilizować swoich politycznych zwolenników. Pięć lat? Dziesięć? Później pójdzie w zapomnienie, będzie stał opuszczony, przybrudzony, niszczejący. Chyba jednak długo nikt go stamtąd nie usunie; może przy okazji kolejnej renowacji Krakowskiego Przedmieścia zostanie z honorami przeniesiony w jakieś bardziej ustronne miejsce.
Inne tematy w dziale Polityka