To co ostatniej nocy Straż Graniczna "trenowała" w okolicach Białowieży to preludium przed prawdziwą ofensywą. Ludzie Łukaszenki już zaganiają w odpowiednie miejsca dyslokacji masy migrantów za pomocą swoich żołnierzy i strzelania w powietrze co pokazały opublikowane przez SG filmiki. Obawiam się że teraz ludzie "Baćki" wydadzą broń kilku desperatom a może i wyszkolonym weteranom wojen w Iraku i Afganistanie. Padną strzały w stronę interweniujących Polskich policjantów i żołnierzy. Strategom od wojen hybrydowych Putina właśnie o to chodzi by ta sytuacja eskalowała w stronę poważnych retorsji w stosunku do Białorusi a u nas spowodowała medialną burzę i jeszcze większy podział społeczny. Kolejnym elementem tej hybrydowej wojny jest fakt, że skoncentrowanie przez Polskę 15 000 wojska i służb na granicy wschodniej do tego na tak długi okres w warunkach polowych to ogromne koszty. Zapewne w stosunku do środków jakie do "operacji śluza" uruchomił Łukaszenko, są to środki niewspółmiernie większe tym bardziej, że jego operacja sama się finansuje z pieniędzy jakie płacą wszyscy ściągnięci do Mińska migranci. To jeden z aspektów tej sytuacji a więc zmuszenie nas do ponoszenia ogromnych kosztów, które mogły by być spożytkowane na ważniejsze z punktu widzenia Polski, cele. Dziwnym trafem UE jakoś nie kwapi się do pomocy finansowej w tym wymiarze, dodatkowo obkładając nas kolejnymi karami przez TSUE czy ETPC i te ciągłe naciski ze strony kontrolowanych przez Niemców euro parlamentarzystów z Partii Ludowej, to inspirowane przez nich ataki naszej tzw."opozycji" i niemieckich mediów polskojęzycznych w naszym kraju. Wygląda to więc na w pełni skoordynowany atak zarówno ze wschodu jak i zachodu. W słowa poparcia i solidarności szczególnie ze strony Berlina nie wierzę. Dziwnie też współgra to z niemieckimi planami dotyczącymi sprzedaży Rosyjskiego gazu i szerzej ich koncepcji Nowej Europy. Wracając do granicy, Łukaszenko właśnie zamknął sobie wszystkie opcje poza Rosyjską. Jeśli w wyniku eskalacji sytuacji na granicy dojdzie do sankcji gospodarczych i zamknięcia granicy z Białorusią, Rosja przejmie ją zupełnie na miękko bo tylko Rosja zapewni jej zaopatrzenie w surowce i wszystko co potrzebne jest do funkcjonowania państwa. Dzisiaj "Baćka" nic już nie ma do gadania bo wygląda, że operację nadzorują teraz Rosjanie. Domyka się Rosyjski sojusz z Niemcami. Mając w ręku dystrybucję gazu z Rosji do Europy i jednocześnie kontrolę nad instytucjami w Brukseli, Niemcy nie będą potrzebować czołgów by rządzić całym kontynentem. Po to wprowadzano restrykcyjne prawa emisyjne CO2 i ograniczano energetykę węglową by trzymać wszystkich w Europie za przysłowiowe Jaja co widać na rynku cen energii. ( z wyjątkiem Francji która na atomie opiera swoją energetykę). Do straszenia wojną ogłupiałych Europejczyków wystarczy twarz pułkownika Putina z Kremla. Widać w tym wszystkim długofalową politykę Niemiec, które budują z mozołem nową IV Rzeszę ale nauczeni doświadczeniem historii, robią to finezyjnej. Zapewne dlatego w Polsce 20 lat temu powstała niemiecka partia zdrady czyli PO, dlatego wydarzył się Smoleńsk ( nie do końca udany bo drugi z braci Kaczyńskich przeżył i jest teraz ogromnym problemem dla Berlina) A w Niemczech zupełnie podskórnie działają silne ruchy gloryfikujące czasy nazizmu. Niedawno zmarła córka Himmlera (Gudrun Burwitz) do końca życia wybielała ojca a rząd niemiecki pośrednio przez różnego rodzaju fundacje jej w tym pomagał. W armii niemieckiej tzw. incydentów neonazistowskich oficjalnie podawane przez Niemiecki Kontrwywiad to ponad 276 przypadków a ich ilość systematycznie wzrasta co pokazuje prawdziwe oblicze tego jakże pokojowo nastawionego narodu. Zarówno Łukaszenko jak i my, jesteśmy wmanewrowani w szerszy plan Moskwy i Berlina mający w konsekwencji osłabić i podporządkować Polskę - Niemcom a Białoruś - Rosji. Znowu niestety historia płata figla i raczy się powtarzać. Znowu Berlin i Moskwa mają zbieżne interesy i chyba wspólnie postanowiły upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Co do postawionego na początku pytania dotyczącego wojny sądzę, że do niej nie dojdzie. To co mamy obecnie to wojna zastępcza. Dzisiaj na wojnę w jej klasycznym stylu pewnie w Europie nie za bardzo jest miejsce i na nasz kryzys graniczny należy patrzeć inaczej a nasuwający się od razu przykład Ukrainy nie jest miarodajny. Po pierwsze Rosja zabrała Ukrainie to co w mniemaniu władców z Kremla i tak było wcześniej rosyjskie czyli Krym. Po drugie wschodnią Ukrainę w przeważającej części zamieszkują Rosjanie lub zrusyfikowani Ukraińcy a tych ostatnich identyfikujących się z państwem Ukraińskim w Ługańsku czy Doniecku nie było więcej niż 10 %. Dlatego tak łatwo poszła Moskwie ta "zielonoludzikowa" inkorporacja bo nikt łącznie z Ukraińskim wojskiem na Krymie się przed nią nie bronił. Polska etnicznie w przeciwieństwie do Ukrainy jest jednorodna i nie mamy w sumie znaczących mniejszości. Rosja nie ma do naszych ziem pretensji terytorialnych a wojna kinetyczna na terenie Polski byłaby dla niej katastrofalna. Dlatego łatwiej i o wiele taniej jest dokonywać podboju na poziomie informacyjnym, budując alternatywne narracje opisujące rzeczywistość, robiąc to za pomocą agentur wpływu, których mamy zarówno w naszych mediach jak i polityce nadspodziewanie dużo, oraz na poziomie gospodarczym czy po prostu umiejętnie stosując zastraszanie. Po co komu w środku Europy zdewastowany wojną kraj, którego ocalałych mieszkańców trzeba pilnować i do którego więcej się będzie dokładać niż się przez długie lata po takiej wojnie, wyjmie. Rosjanie przećwiczyli to w Czeczenii a teraz trenują w Ługańsku, Donbasie i na Krymie. Plan jest taki by raczej osłabić nas i doprowadzić do szybkiej zmiany władzy na posłuszną Niemcom a Białoruś niech na powrót stanie się częścią ruskiej macierzy.
I to właśnie się dzieje.
Inne tematy w dziale Polityka