Robert Amsterdam Robert Amsterdam
196
BLOG

Miłe złego początki, lecz koniec żałosny

Robert Amsterdam Robert Amsterdam Polityka Obserwuj notkę 0

TNK_BP_Logo.svg.png

[Nasze poprzednie komentarze o sprawie TNK-BP możecie przeczytać tu, tu, tu i tu. O pierwszej wypowiedzi premiera Putina na temat kryzysu w firmie przeczytacie tutaj]

  

Kiedy Woodward i Bernstein tropili nadużycia administracji Nixona ich informator znany jako Głębokie Gardło radził, by „podążali za pieniędzmi”. Jednak by zrozumieć przedłużający się kryzys związany z rosyjską filią BP znacznie sensowniejszą strategią wydaje się „podążanie za aktywami”.

Kto zatem zyska na upadku TNK-BP? Odpowiedź na to pytanie wydaje się jednoznaczna (udzielają jej nawet niektórzy z udziałowców firmy) – zyska państwo, a konkretnie Rosnieft lub Gazprom, które przejmą pokaźny pakiet akcji spółki. Oczywiście wszystkie zainteresowane strony często zaprzeczają podobnym sugestiom (choć ostatnio mniej zdecydowanie), wskazują na różnice nie do pogodzenia między rosyjskimi milionerami a koncernem BP, którzy dzielą się udziałami w firmie po równo. Jednak owe „różnice” dotyczą tego, kto powinien oddać państwu swoją część akcji. Bowiem kiedy Kreml o coś prosi, najwyraźniej nie można powiedzieć nie. Ci sami ludzie, którzy przekonują nas, że problem dotyczy wyłącznie konfliktu między właścicielami, dowodzą też, że niedawne naloty na biura firmy, aresztowania i problemy podatkowe to czysty zbieg okoliczności, zupełnie niezwiązane ze sprawą.

Najbardziej frustrujące wydaje się jednak twierdzenie, że nie jesteśmy właśnie świadkami powtórki ze sprawy Jukosu. Może warto za moment przełomowy uznać następujące następstwo zdarzeń: Szef TNK-BP Robert Dudley zostaje wezwany na przesłuchanie w sprawie nieprawidłowości podatkowych przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. W efekcie dyplomatyczny i spokojny wcześniej szef koncernu BP Tony Harward rzuca na wczorajszym spotkaniu akcjonariuszy Rosnieftu przysłowiową bombę – zażądał, by Rosja uszanowała prawo. Hmm. Brzmi to raczej jak obrona przed cichą próbą wywłaszczenia niż część dyskusji między akcjonariuszami.

O zmaganiach TNK-BP piszę już od dłuższego czasu. Wcześniej komentowałem przejęcie przez Gazprom pól naftowych Kowykta. Jednak dopiero na przestrzeni ostatnich kilku tygodni byliśmy świadkami zasadniczej zmiany w postawie zainteresowanych stron. Najpierw Robert Dudley złamał obowiązujący w firmie zakaz publicznego wspominania o tym, że istnieje jakikolwiek problem (który obowiązywał nawet po nalotach na biura spółki). Efektem jego wypowiedzi okazała się wzajemna wymiana ciosów i dalsza eskalacja konfliktu, której kulminacją wydaje się dramatyczne i niezwykle bezpośrednie wystąpienie Haywarda na spotkaniu z właścicielami Rosnieftu.

By docenić skalę ewolucji, jaką przeszedł stosunek BP do Rosji, wystarcza przyjrzeć częstym w przeszłości przykładom „współudziału” firmy w łamaniu przez Kreml prawa. Tony Hayward był obecny na spotkaniu udziałowców Rosnieftu, bo jego firma została w 2006 zmuszona do zainwestowania ogromnych pieniędzy w państwowego giganta. BP wydało wtedy miliard dolarów nie tyle na zakup akcji firmy, ale po to, by uzyskać zgodę na prowadzenie dalszych interesów w Rosji. Rosnieft bardzo potrzebował wówczas wyraźnego poparcia ze strony któregoś ze światowych potentatów naftowych, by zatuszować przed inwestorami nielegalne przejęcie Juganskneftegazu. Złamania prawa we wspomnianej sprawie potwierdziły dziś sądy od Szwajcarii przez Amsterdamie i Strasbourgu.

b%C3%B3jka%20o%20pieni%C4%85dze.jpg


Jednak na wsparciu Rosnieftu sprawa bynajmniej się nie skończyła. Siłowiki mieli dla BP dalsze zadania – jak można się łatwo domyślić chodziło o udział w aukcji aktywów Jukosu w 2007. Oczywiście BP nie dostało nic z rozkradzionego majątku firmy, ale obecność Brytyjczków pomogła ukryć rzeczywisty cel wydarzenia, jakim było wypranie nielegalnie przejętych aktywów (żadna inna firma, poza włoskimi Eni i Enel, nie chciała mieć z opisywaną aukcją nic wspólnego). Przedstawiciele BP opuścili zresztą aukcję bardzo szybko, zostawiając pole Rosnieftowi, który szybko okazał się jedynym kupującym. Akcjonariusze brytyjskiego giganta pytali wtedy, o co właściwie chodziło ich firmie. W artykule w The Independent cytowano wówczas moją wypowiedź: „BP nagradza Rosjan za branie zakładników. Pierwszym zakładnikiem był Chodorkowski. Teraz trzymają pole Kowykta. To zwyczajne wymuszenie… Zmierzamy w stronę Monachium pełnej ustępstw polityki energetycznej”.

Potem Lord Browne pojechał do Rosji by złożyć hołd Putinowi i przedstawić następcę – Haywarda. Doszło do symbolicznego przekazania pałeczki, firma miała działać przede wszystkim w oparciu o osobiste relacje, wymianę przysług a nie prawa czy zasady. Założenia były bardzo proste – podlizywać się, nigdy nie przyznawać się do niczego publicznie, polegać na bliskich kontaktach z władzą. Wydawało się, że tylko tak można prowadzić interesy z Rosją.

Od tamtych sielankowych czasów wiele się jednak zmieniło. Niedawno BP boleśnie odczuło skutki sprawy pól Kowykta. Czy firma wyciągnęła z tego jakieś wnioski? Oczywiście w awanturze o TNK-BP mamy do czynienia z autentycznymi pretensjami innych akcjonariuszy, które dokładnie opisał ostatnio Economist. Rosjanie twierdzą, że BP uważa firmę za filię, nad którą ma pełną kontrolę. Kością niezgody są też wydatki na zagranicznych ekspertów i wypłaty dywidend (rosyjscy współwłaściciele chcą wypłat gotówki, BP optuje za zainwestowaniem zysków w dalszy rozwój). Jednak kluczowa dla całej sprawy wydaje się groźba wykorzystania Gazpromu/Rosnieftu w charakterze środka nacisku i nadużycie biurokratycznych praw.

Sytuację zwięźle przedstawia tekst z Financial Times:

Kreml nie jest jedynym architektem problemów TNK-BP, ale to jego polityka tworzy atmosferę, w której każde zobowiązanie może zostać unieważnione.

Rząd zachęca urzędników do arbitralnych interpretacji i wykorzystywania prawa w wielu przypadkach, których najlepszym przykładem wydaje się sprawa Jukosu. Nikogo nie powinno więc zaskakiwać, że urzędnicy stosują dziś prawo bardzo selektywnie.

Kiedy instytucje państwowe nękają zagraniczne firmy a jednostki nie wywiązują się z podjętych zobowiązań, rząd nie może po prostu umyć rąk i nazywać sprawy zwykłym konfliktem między udziałowcami.

Morał tej historii wydaje się oczywisty: współudział w przestępstwie się nie opłaca, a szkody, jakie poczyniła w systemie prawnym afera Jukosu mogę się obrócić przeciw każdemu, kto prowadzi interesy w Rosji (i to nie tylko w sektorach strategicznych). Dramatyczna zmiana stanowiska Haywarda już dziś powoduje poważne poruszenie. W tytule artykułu z The Times of London czytamy: “Tony Hayward ostrzega, że Kreml ryzykuje swoją reputację w zażartej walce o TNK-BP”.

Pozostaje mi tylko ubolewać nad faktem, że BP potrzebowało tak długiego czasu, by dojść do wniosków, które my prezentujemy od lat i życzyć koncernowi powodzenia w potyczce z potworem, którego dotychczas tak chętnie pomagał karmić.

Jestem obrońcą Michaiła Chodorkowskiego i interesów jego rozkradzionej firmy Jukos. W trakcie tej pracy wyrobiłem sobie bardzo krytyczny pogląd na stan praw człowieka w Rosji. Z niepokojem obserwuję też politykę energetyczną Putina. Nie mam zamiaru udawać obiektywizmu - na swoim blogu piszę to co myślę na te tematy ja sam i przyjaciele podzielający mój niepokój. Więcej tekstów i komentarzy, a także najświeższych informacji z Rosji znajdziecie w szerszej wersji mojego bloga, dostępnej po polsku pod adresem : http://www.robertamsterdam.com/polska/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka