Wrocław - Warszawa - podobna sprawa.. ale jednak marsze zakonczyły sie
zupełnie inaczej. W Warszawie było spokojnie (policja zwinęla glownych
prowokatorów od Ubywateli), a we Wrocławiu znienacka rozwiazano marsz
i uzyto policyjnej sily przeciwko zaskoczonym demonstrantom, praktycznie
nie dając im szans, bez mozliwosci unikniecia zadymy.
Nurtuje mnie, co jest źródłem tej różnicy,
- dlaczego w Warszawie było normalnie,
a we Wrocławiu - jak w stanie wojennym.
Na początek wyłączam z rozważań policje. Siły policyjne są tylko narzędziem.
Nie można twierdzić, ze w Wwie byli dobrzy policjanci a we Wrocku źli.
I tu i tam była to ta sama policja wykonująca polecenia miasta (ratusza).
W obu miastach preteksty (nie powody) do rozwiązania marszów były te
same: środki pirotechniczne i straszne hasła (bardzo wygodny haczyk,
bo określenie, co jest straszne jest absolutnie uznaniowe).
Jak widać, tu nawet prowokatorzy nie są potrzebni.
I wtrącenie o organizatorach. Twierdzenie, że Wwie byli swietni,
a we Wrocku słabi (mniej doświadczeni) zapewne jest prawdziwe,
ale znowu: to nie ma za dużo do tej sprawy. Jeśli zostanie podjęta
decyzja o rozwiązaniu i policyjnej pacyfikacji zgromadzenia..
beda rownie bezradni.
I o uczestnikach - trzymając się narracji deMOkratycznych:
nie ma opcji, że w Warszawie maszerowali dobrzy faszyści
a we Wrocławiu źli. i tam i tu Niepodległość świętowali
ludzie o podobnych charakterach.
Oba miasta sa do siebie podobne politycznie, są "wielkie", we władaniu
deMOkratów (PO), z silnymi ruchami lewackimi. Nie można też przyjąć
że nagle deMOkracie Trzaskowskiemu i jego wesołej kompanii w ratuszu
nagle zaczął podobać się MN. Na pewno sie nie podobal, ale jednak
warszawski ratusz nie odwazyl sie rozwiazac MN. Natomiast wrocławski
ratusz, co jasno wynika z różnych relacji, wyraźnie dążył do zadymy,
przygotował sie na brutalne rozwiązanie konfrontacyjne. i je zrealizował.
Dlaczego? jaka róznica zadziałała? Czemu Trzaskowski się nie odwazył
rozwiązac MN, a Sutryk z premedytacja przeprowadził pacyfikację?
Moze to kwestia skali obu wydarzeń, czyli skali
ewentualnej rozpierduchy.. - ale raczej wątpię.
albo skali ale w nieco innym kontekscie .
o tym na koniec.
Obstawiam że różnica wynika stad iż wrocławscy deMOkraci jeszcze
za malo dali sie sie poznać.. za malo dali sie we znaki swojemu
lokalnemu elektoratowi, a moze tez licza na to że "pacyfikacją
faszystów" u niego zaprofituje.. trudno powiedzieć - za malo znam
obecny Wrocław. W Warszawie wygląda to jednak inaczej.
Owszem Warszawa jest nadal antypisowskim wolnym miastem,
ale co raz bardziej widać, ze nawet tutejsi deMOkraci zaczynają
mieć dosyć cudownego dziecka platformy i jego wesołej pedodruzyny.
Nieudolność Trzaskowskiego zaczyna być nawet dla nich męcząca:
liczne obietnice niespełnione, idiotyczne pomysły wdrażane,
bałagan w sprawach dla miasta istotnych (wywóz smieci,
komunikacja), wielowymiarowy skandal z Czajką,
co raz częściej widoczny brak kasy (Warszawa nie jest nawykła
do takiej sytuacji), moze nawet zarząd komisaryczny..
w tej sytuacji Trzaskowski zrobił to co potrafi najlepiej - znikł.
I drugi watek: Trzaskowski jest rozpatrywany jako
ewentualny kandydat deMOkratow w najblizszych wyborach.
o glosy większości mieszkancow Warszawy Trzaskowski
nie musi zabiegac (i tak i tak je dostanie jesli tylko zostanie
wystawiony do zawodow). Ale rozpierducha najwiekszego
tradycyjnego juz MN w Warszawie - tu mozna duzo stracić
w calej Polsce. a na Prezydenta RP głosuje cala Polska.
lepiej więc nie zauważyć, zniknąc...
Wracając zaś do Wrocławia - Sutryk, nigdzie nie kandyduje,
nigdzie sie nie wybiera, władze ma na parę lat.. a zatem
na luziku moze mieszkańców Wrocka uszczesliwiac deMOkracją.
nawet jeśli będzie to ich bolało.
-
Inne tematy w dziale Polityka