Zbigniew Ringer Zbigniew Ringer
203
BLOG

Polska gola!

Zbigniew Ringer Zbigniew Ringer Polityka Obserwuj notkę 1

Opatrzność uratowała nas, czyli Kraków  przed tzw. euro 2012. Ze strefą kibica na krakowskich Błoniach jakoś sobie miasto zapewne poradzi, poradzi sobie z treningami Włochów czy innych Anglików na tutejszych stadionach, ale gdyby przyszło do prawdziwych rozgrywek, to już nie daj Bóg.Tu remont skrzyżowania i wymiana torów tramwajowych trwa tygodniami, budowa ronda komunikacyjnego trzy lata, zaś dyskusje nad  tak zwanym kanałem ulgi, który miałby uratować miasto przed powodzią, całe dziesięciolecia. Ale miasto trwa, ma się w sumie nie najgorzej. Wycieczek z kraju i ze świata setki i tysiące, kawiarniane stoliki na Rynku Głównym zapełnione w ciepłe dni, a z dachu Sukiennic widok na kościół Mariacki taki, że i starym krakusom dech zapiera. Bo co tu dużo mówić: żyjemy w jednym z najpiękniejszych miast świata, a mając do wyboru Nowy Jork, Los Angeles, Paryż czy Rzym, na pewno wybrałbym stary Kraków. Tak, bywać tam wszędzie, zwiedzać świat, poznawać ludzi i patrzeć z wysokości tysiąca, albo i więcej metrów na kanion rzeki Kolorado - to wszystko jak najbardziej. Ale żyć i mieszkać - tylko w Krakowie.
  "Gdy pytasz mnie, czym ojczyzna jest - odpowiem, / Czyś chociaż raz chodził po rynku w Krakowie?", to Grechuta.
  Skąd trochę jakby ni w pięć ni w dziewięć o tym mieście, skorom w nim dziesiątki już lat, znam tu niemal każdy kamień i załom muru, zaułek i krzywiznę ulicy, alem się tu kiedyś pogubił w uliczkach starego Kazimierza. Głupio się do tego przyznać, ale jednak ... Może nawet nie tyle "o jeden most za daleko", ile o jedną pamięć za mało. O Krakowie wiosną, można całymi godzinami. Nawet planty krakowskie, ostatnio jakby bardziej pielęgnowane, jeszcze bardziej zielone niż zazwyczaj. Aleja Waszyngtona prowadząca na kopiec Kościuszki  najpiękniejsza co prawda jesienią, kiedy liście złote -  dziś w pełnym rozkwicie starych drzew. W Parku Jordana nieodmiennie zatrzymam się przy popiersiach pułkownika Kuklińskiego, rotmistrza Pileckiego, "Nila" Fieldorfa, generała Maczka czy założyciela harcerstwa, Małkowskiego. Oni wszyscy tak mocno przysłużyli się Polsce - czy jest inne miasto w kraju, które by w ten sposób przypominało o ludziach wielkich i zasłużonych? I tak ich uhonorowało? Dla tych, co dziś rządzą Polską,  jedyne miejsce uhonorowania, to śmietnik.
  No dobrze, tyle by było na dziś o Krakowie.
  Wracam do euro piłkarskiego. W Polsce nie połączono bezpośrednio żadnego miasta piłkarskiego z sobą. Z Warszawy do Wrocławia (i na odwyrtkę) pojedzie się ponad sześć godzin, podczas gdy w Europie zachodniej na przejechanie takiej odległości potrzeba około dwóch. Grabarczyk i Nowak, ci od tak zwanej infrastruktury, najgorsi chyba ministrowie we wszechświecie,  obiecywali kibicom bezpośrednią łączność pomiędzy miastami rozgrywkowymi, a tu guzik z pętelką. Stadiony we Wrocławiu i Poznaniu podrożały o trzysta milionów złotych, Warszawa na co dzień najbardziej rozkopane miasto świata, będzie w dniach euro jeszcze bardziej nieprzejezdna. W miastach rozgrywek będą zamykane szkoły, uczelnie, niektóre biura. Jedynie urzędy skarbowe będą czuwać i ściągać haracze. Jan Tomaszewski, który musi bardzo nie lubić Smudy, wykorzysta każdą okazję, aby przywalić selekcjonerowi, skrytykować jego decyzje kadrowe, a jeżeli przydarzy się katastrofa, mogę przypuścić, jak obejdzie się z tym "pierwszym i najważniejszym" w piłce. Prawda, Polska może przegrać najważniejszy kontrakt gospodarczy, może się skompromitować za sprawą prezydenta czy premiera - a jest to niemalże codzienność - może zaognić stosunki polityczne z sąsiadami lub wysłać swoje pułki, powiedzmy, przeciwko Chińczykom, ale nie może przegrać na stadionie. A gdyby, co nie daj Bóg, nie udało się Polakom wyjść z grupy, to nie chciał bym być wtedy w skórze Smudy. Dla niego wtedy latarnia. Po prostu "Polska gola, Polska gola, taka jest kibiców wola".
   Powiem, że nigdy nie byłem kibicem piłkarskim, choć kiedyś zawodowo zajmowałem się tym wszystkim, lubiłem tę czy inna drużynę piłkarską i na pewno bardziej Cracovię niż Wisłę, alem się nigdy nie angażował po jednej czy drugiej stronie. I do dziś, obce i zupełnie niezrozumiałe są mi nie tyle antagonizmy, ile nienawiści pomiędzy kibolami. Co to potrafią zabić kibica czy choćby tylko zwolennika drużyny przeciwnej. A kiedyś, ale to było sto lat temu i więcej, kibice i na Wiśle i na Cracovii siedzieli obok siebie, kibicowali przeciwnie, ale sobie byli przyjaźni. Dziś gaz, maczeta, nóż. No tak, ale kiedyś jedynie marszałek Piłsudski mógł sobie pozwolić na : "Kury wam szczać wyprowadzać", a dziś byle poseł z Łodzi, zresztą podobno profesor od owadzich nóżek, jak mówił Gałczyński, ma czelność chamsko  pyszczeć na swoich politycznych adwersarzy, a sam wart jedynie splunięcia.
  Tak, polityka, to obok panienek z rogu ulicy, najpodlejszy zawód świata. Dziś natomiast niejeden z tej czy innej partii oddałby pół życia, aby tylko móc pokazać się w sejmie i pleść androny i głupoty na byle jaki temat. Bo oni tam, na Wiejskiej na wszystkim znają się najlepiej, a głupolami są takimi, że określenie "wybrańcy narodu", pasuje tu jak wół do karety. Te kalisze, millery i inne pitery. A tfu...

Zapiski z Krakowa, ale nie tylko. Jest także o Polsce, o świecie, o przyrodzie, górach i o nartach. Pisane na gorąco, a wydawcą jest mój przyjaciel, Jacek Nowak.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka