Z całego serca będę kibicował każdemu kandydatowi Prawa i Sprawiedliwości, ale pominięcie kandydatury Pani Premier Beaty Szydło uważam za poważny błąd. Choć jeszcze do naprawienia.
Już pierwsza, w pełni męska lista (bodaj) 10 prezydenckich kandydatów Prawa i Sprawiedliwości, mogła wywołać zaskoczenie. Dlaczego nie 8 lub 12? Tak liczna propozycja dowodzić mogła tylko jednego, braku wiary w większości kierownictwa partii w możliwość wyłonienia 2, góra 3 postaci które miałyby realne szanse na zwycięstwo. A jeśli wówczas nie widziano w proponowanej „dziesiątce” takich „pewniaków”, to co zmieniło się do chwili obecnej?
Przyszłoroczne wybory przypadną w dziesiątą rocznicę wielkiego sukcesu polskiej prawicy i w istocie Polski. Podwójna wygrana przyniosła Prezydenturę Pana Andrzeja Dudy i Rząd Pani Premier Beaty Szydło. Czy w czasach, w których za istotny element kampanii wyborczej uznaje się znalezienie odpowiedniej „opowieści”, która wzbudzi entuzjazm dużej części wyborców i poniesie do zwycięstwa, można pozwolić na zmarnowanie takiego kapitału? Można. Nawet jeśli siłą tego kapitału są konkretne dokonania przemawiające za rozbudzaniem pozytywnych emocji, a nie, jak ma to miejsce w przypadku koalicji „8 gwiazdek”, bazowanie na negatywnych uczuciach wrogości, wręcz nienawiści. Nawet wówczas.
Bez wątpienia ostatnie wybory do Europarlamentu pokazały znaczący spadek popularności Pani Premier Beaty Szydło. Nadal jednak, w porównaniu ze swoimi męskimi kolegami, wypada ona bardzo dobrze. Ma większość atutów, które można przypisać tylko niektórym z kandydatów Prawa i Sprawiedliwości, a nie jest obciążona „garbami”, które chcąc nie chcąc dźwigają niektórzy z nich. Pani Premier jest znanym, raczej dobrze kojarzonym i budzącym sympatię politykiem. Co więcej, ma za sobą doświadczenie kierowania Rządem RP. Nie sposób odmówić jej charakteru i skuteczności – ostatnia batalia o władze Sejmiku Małopolskiego dowiodła, że nie kłania się nikomu i gotowa jest bronić interesów lokalnej społeczności przed „centralą”. Jak każdy liczący się polityk polskiej prawicy jest obiektem krytyki, ale w odróżnieniu od niektórych partyjnych koleżanek i kolegów, nie ułatwia życia oponentom i nie daje swoim zachowaniem pretekstów do kreowania niekorzystnego wizerunku (czyt.: przyprawiania takiej czy innej, ale zawsze okropnej, „gęby”) skutkującego licznym, tzw. negatywnym elektoratem. Jest też osobą, która raczej bardzo dobrze sprawdziła się w wielu kampaniach wyborczych, w tym, w tej chyba najważniejszej, która zaowocowała pierwszą wygraną Prezydenta Andrzeja Dudy. Ubiegłoroczne zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości w Sejmiku Małopolskim też można uznać za potwierdzenie sprawczości Pani Premier. Pewną, bardziej medialną niż rzeczywistą słabością tej kandydatury może być brak dobrej znajomości języków obcych. I raczej nie będzie łatwo, ale nie jest to niemożliwe, przekonać wyborców, że istotne jest to co polityk ma do powiedzenia, a nie w jakim języku to powie. Uwaga ta dotyczy zwłaszcza polityków umownej prawicy – dobre wykształcenie oraz przygotowanie ekonomiczne i znajomość języka angielskiego nie otworzyły Panu Premierowi Mateuszowi Morawieckiemu drzwi na europejskie salony.
Jakkolwiek zabrzmi to paradoksalnie można uznać za plus dla tej kandydatury jej obecną … słabą pozycję w Prawie i Sprawiedliwości. W partii, ale nie w jej elektoracie.
Jeśli za niepoważny uznać argument Pana Premiera Jarosława Kaczyńskiego, że Prezydent kobieta nie będzie dobrym wyborem na czas wojny (wszak trudno uznać, że lepszym rozwiązaniem dla Polski będzie męski „ośmiogwiazdkowy” prezydent) to gdzie szukać rzeczywistych przyczyn odrzucenia kandydatury Pani Premier? Jedyne uzasadnienie, które mi się nasuwa, to niezdolność do przyznania przez Pana Premiera Kaczyńskiego, że zdymisjonowanie Pani Premier Szydło było błędem o daleko idących konsekwencjach. No cóż, każdy może się pogubić, ważne by na czas zdążył się odnaleźć.
Inne tematy w dziale Polityka