Retiarius Retiarius
121
BLOG

Auschwitz – strefa interesu, czyli o zbieraniu starych mundurów i pisaniu na Berdyczów.

Retiarius Retiarius Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Nie zamierzałem komentować spotkania z Panem Dyrektorem Piotrem Cywińskim (PMA-B) zorganizowanego przez Międzynarodowy Dom Spotkań Młodzieży w Oświęcimiu w ramach projektu „Rozmowy na trudne czasy”. W końcu ileż można słuchać zachwytów nad filmem Pana Jonathana Glazera sprowadzających się do znanej od czasów Kaina konstatacji, że jeden człowiek potrafi zabić drugiego i do cmokania nad pedanterią reżysera, który zatroszczył się np. o to, by aktorzy i statyści odgrywający scenę balu niemieckich oprawców ubrani zostali nie w uszyte kostiumy, lecz w sprowadzone z całej Europy oryginalne mundury. Na marginesie – ciekaw jestem, czy pochodziły one ze zbiorów muzealnych, czy od kolekcjonerów kultywujących w domowym zaciszu pamięć o „rasie Panów”?            

                                          
Prowadzący rozmowę co jakiś czas zapowiadał wejście w rolę „adwokata diabła”, ale raczej nie wyszedł poza deklaracje, co czyniło rozmowę wyjątkowo ugrzecznioną i w istocie nudną. Gdy ten przykry stan rzeczy dotarł i do prowadzącego, zdobył się on w końcu na odwagę („kończ Waść” …) i poprosił publiczność o pytania.                                                                                                                                                                           


Idąc na spotkanie, zastanawiałem się,  jakież to „trudne czasy” miał na myśli pomysłodawca cyklu. Znając MDSM, przez myśl mi nie przeszło, że chodzi o aktualną sytuację w Polsce. W istocie, Panowie ograniczyli się do najprostszego rozumienia „trudności” jako nieszczęść spowodowanych wojną, i tą toczoną za naszą wschodnią granicą, i tą „bliskowschodnią”. Przyjemnym zaskoczeniem, znając dotychczasowe stanowisko Pana Dyrektora wobec obrony granicy Polski z Białorusią, było jego stwierdzenie, że wojsko jest po to, by „bronić granic”. Sprawa wyjaśniła się bardzo szybko. Jakkolwiek zilustrował wypowiedź hipotetycznym atakiem Litwy na Polskę, to z kontekstu rozmowy wynikało, że chodziło o wojsko izraelskie pacyfikujące Gazę. Upsss!!! Nie „pacyfikujące Gazę”, lecz prowadzące „akcję w Gazie”. Taki odpowiednik „specjalnej operacji wojskowej”. I ten moment, w którym rozmowa dotyczyła kwestii relacji izraelsko-palestyńskich postrzeganych w kontekście Zagłady, był jedynym, w którym nabrała ona pewnych rumieńców.   

                        
Byłbym zapomniał o wątku futurologicznym. Padło pytanie o przyszłość i zagrożenia, które mogą  skutkować „trudnymi czasami”. Tu Pan Dyrektor nie wyszedł poza zrozumiałe schematy i typowe dla niektórych  uprzedzenia. Nie dziwiło naturalne ostrzeżenie przed skutkami rozwoju technologii. Wszak to wojny były i są motorem napędowym w tej dziedzinie. Ale ostrzeganie przed „prawicą” to w ustach deklarującego apolityczność Dyrektora (nie mieszajcie polityki do Auschwitz, to ja nie będę mieszał Auschwitz do polityki – choć praktyka każe uznać tę dobrze brzmiącą deklarację za gołosłowną) i historyka badającego min. dzieje partii narodowo-socjalistycznej (może dlatego Panowie tak skwapliwie używali terminu „naziści” eliminującego skutecznie kojarzenie ideologii III Rzeszy Niemieckiej z lewicą), to już przejaw zwyczajnych uprzedzeń. Ile razy trzeba przypominać, że eugenika, tak potępiana w wykonaniu „nazistów”, ma się w dzisiejszym liberalno-lewicowym świecie lepiej niż dobrze? Zaś zbrodniarze z niemieckiego obozu dla robotnic przymusowych (szacunki mówią o ok. 50 tyś. zamordowanych dzieci nienarodzonych) mogliby się dzisiaj zasłaniać liberalno-lewicowym rozumieniem „praw człowieka” i kpić sobie z Pana Rafała Lemkina, który ograniczanie urodzin w danej populacji uznał za ludobójstwo.              

    
Ale do rzeczy – kto i dlaczego miałby „pisać na Berdyczów”? Nie byłoby tego tekstu, gdybym nie wysłuchał dwa dni później wykładu Pana dr Igora Bartosika o Sonderkommando w niemieckim obozie Auschwitz. 

                                    
Każdy, kto czytał „Sprawę Św. Stanisława” Romana Grodeckiego, wie, jak misterna może być praca historyka wnikliwie analizującego dostępne źródła, by zbliżyć się do prawdy. Książka ta przypomniała mi się, gdy słuchałem, jak Pan dr Igor Bartosik przedstawiał wykorzystane do pracy badawczej materiały, metody ich analizy i końcowe ustalenia. Wskazywał też na rozbieżności pomiędzy wynikami jego pracy, a wcześniej obowiązującym w tym zakresie „paradygmatem”. Z ciekawości postanowiłem sprawdzić (oczywiście w bardzo skromnym zakresie), jak ten rozwój nauki, będący efektem prac Pana dr Igora Bartosika, wpłynął na wcześniejszy stan wiedzy o tym zagadnieniu.  

                                                                                                         
Prawie bezkosztowo (pomijając czas, energię elektryczną i amortyzację sprzętu - później wyjaśnię celowość tej informacji) ustaliłem, że wyniki prac Pana dr Igora Bartosika nie są znane lub upowszechniane przez autorów publikujących na stronach kilku instytucji zajmujących się edukacją o Zagładzie.

                                                                                                                                                                        
Sądziłem, że komu jak komu, ale Dyrektorowi Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, powinno zależeć na upowszechnianiu wyników badań pracowników Muzeum i dbaniu o przekaz historii zgodny z regułami uprawiania nauki, zwłaszcza w tej tak ważnej i wzbudzającej emocje dziedzinie, jaką jest historia niemieckiego ludobójstwa. Dlatego pozwoliłem sobie podczas spotkania zadać pytanie, czy Muzeum, wzorem wnikliwej krytyki licznych powieści z „Auschwitz w tytule”, przewiduje analizę treści udostępnianych nie przez powieściopisarzy, ale uczonych, muzealników i edukatorów zajmujących się tą tematyką? Jako przykład podałem Muzeum Holokaustu w Melbourne, w którym można zobaczyć wyróżniony jaskrawym kolorem kontur Polski z zaznaczonymi na nim „ośrodkami zagłady”. Jest to popularny sposób sytuowania miejsc „nazistowskich ośrodków zagłady” z wykorzystanie mapy współczesnej Europy.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             
W odpowiedzi usłyszałem, że … chcę wsadzić Pana Dyrektora do więzienia za złamanie dyscypliny budżetowej. Czy Pan Dyrektor Piotr Cywiński naprawdę uważa, że analiza wystaw oraz publikacji muzeów Holokaustu, tzw. Miejsc Pamięci i innych instytucji nauczających o Zagładzie, wymaga rozesłania po świecie pracowników Muzeum? Koszty byłyby ogromne – przejazdy/przeloty, hotele, wyżywienie, bilety wstępu, itd. I wreszcie oderwanie od wcześniej przydzielonych obowiązków i realizowanych projektów. W istocie – złamanie dyscypliny budżetowej (z wszystkimi tego konsekwencjami) nieuniknione.        

                                                                                                                                                           
A może wystarczy jedna osoba, z komputerem i dostępem do internetu?  Osoba, która zamiast przeglądać „sieć” pod kątem tzw. „mowy nienawiści” i w nadziei na znalezienie na jakimś niszowym koncie czegoś, co można będzie uznać za „Holocaust denial and distortion”, przyglądnie się instytucjom edukującym o Zagładzie, bo ich dezinformacyjna działalność jest znacznie bardziej szkodliwa aniżeli wpisy anonimowych i niezbyt popularnych użytkowników.     

                                                                                                                     
Ale brak woli zrobienia czegoś najprościej uzasadnić brakiem pieniędzy i przerzuceniem odpowiedzialności na innych. Pan Dyrektor Piotr Cywiński, odnosząc się do podanego przykładu, rozsądnie zasugerował, by sprawą zajęła się Ambasada Polska w Australii oraz tamtejsza Polonia. Nie kontaktowałem się z Polakami mieszkającymi w Australii, ale powiadomieni o sprawie pracownicy polskiego Konsulatu uznali widać, że leży ona w gestii np. tak zacnej i obdarzonej wielkim autorytetem instytucji, jaką jest PMA-B. Może wiadomość wysłana z Muzeum do Konsulatu (koszty żadne) skłoni urzędników do przeciwstawienia się tej ordynarnej próbie utożsamiania niemieckiego ludobójstwa z Polską i Polakami? Bo o tym, by stosowna informacja z żądaniem  zmiany ekspozycji (oczywiście bez gwarancji jego spełnienia) pojawiła się np. na koncie X Auchwitz Memorial nawet nie śmiem marzyć. Ale niechby znowu politycy i media wykreowali kłamstwo w stylu „czarnej listy Kurator Nowak”, reakcja Muzeum, w takiej lub innej formie i z gwarancją szerokiego medialnego odzewu, bardziej niż pewna.                                                                                                            


Nie sposób oprzeć się przygnębiającej konstatacji. Z relacji Pana Dyrektora Piotra Cywińskiego wynikało, że Muzeum bardzo wspierało Pana Jonathana Glazera w trosce o uzyskanie maksymalnej zgodności artystycznego przekazu z aktualną wiedzą historyczną. Szkoda tylko, że Muzeum równie konsekwentnie nie troszczy się o wierność prawdzie historycznej ze strony niechby tylko tych instytucji z którymi współpracuje i których publikacje poleca.     

                                                                                                                                     
Zakładając wiarygodność ustaleń Pana dr Igora Bartosika, zastanawiam się tylko, chcąc iść za radą (ambasada lub Polonia) Pana Dyrektora PMA-B, do kogo mam napisać z żądaniem usunięcia błędu figurującego w tekście opublikowanym przez Muzeum POLIN?

Retiarius
O mnie Retiarius

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka