19 kwietnia br. w Międzynarodowym Domu Spotkań Młodzieży odbyło się kolejne spotkanie z cyklu „Dom według wartości”. Organizatorzy zaprosili tym razem znanego artystę Pana Wilhelma Sasnala. Jakim „wartościom” hołduje inicjatywa MDSM-u oraz polskiego oddziału niemieckiej Fundacji Konrada Adenauera zobrazuje lista dotychczasowych gości: Jerzy Owsiak, Andrzej Seweryn, Anna Dymna, Marian Turski i Wilhelm Sasnal. Jedyna w tym gronie kobieta, to także jedyna osoba niekojarzona jednoznacznie z żadną opcją polityczną i światopoglądową. Ale to zamiłowanie do urawniłowki w świecie ludzi deklarujących pochwałę różnorodności jest zrozumiałe i da się wyjaśnić.
Jako pierwszy głos zabrał przedstawiciel Fundacji Konrada Adenauera. Wygłosił skromną (raczej: nieskromną) laudację na cześć swojej instytucji prezentując zbożne cele Fundacji: poprawa stosunków polsko-niemieckich oraz budowa zjednoczonej Europy. Nie obyło się bez rytualnego w przemówieniach niemieckich polityków i działaczy wzięcia moralnej odpowiedzialności za „zbrodnie narodowego socjalizmu” i „niemieckie zbrodnie w okupowanej Polsce.” Niestety, deklaracje dziwnie rozmijają się z praktyką działania Fundacji. Taki drobiazg – dzień spotkania był dniem kolejnej rocznicy wybuchu Powstania w getcie w okupowanej Warszawie. Organizatorzy zadbali o żonkile. Na koncie fb Fundacji brak o tym wydarzeniu jakiejkolwiek wzmianki. Zaś w toku wieloletniego lobbowania w Polsce na rzecz niemieckich interesów Fundacja nie podjęła żadnych działań (była ku temu okazja w ostatnich latach w związku z inicjatywą ówczesnych polskich władz) na rzecz wyjścia poza „moralną odpowiedzialność” za wymordowanie milionów Polaków i polskich Żydów oraz zniszczenie kraju. Słowa to jedno, a realne działania to coś zupełnie innego.
Rozmawiająca z artystą Dyrektor MDSM-u Pani Joanna Klęczar-Deodat stosunkowo szybko przeszła od tematu sztuki do polityki. Pretekstu dostarczyło wspomnienie o książce Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi”. Dla Pana Wilhelma Sasnala jej lektura była ważnym wydarzeniem, które zainspirowało go do zainteresowania się tematem Zagłady. Zdaniem rozmówców „Sąsiedzi” oraz film „Shoah” wywarły pozytywny wpływ na zmiany w polskiej świadomości w przedmiocie Holokaustu. Niestety, według Pani Dyrektor, ten pozytywny efekt zatarł się w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości. I się zaczęło.
W trakcie rozmowy Pan Sasnal przywołał znane kłamstwo o „strefach wolnych od LGBT” oraz odniósł się do „straszenia obcymi”. W jednym z wywiadów wręcz powiedział, że cieszyłoby go gdyby na ulicy częściej niż język polski słyszał inne języki. Gorzej chyba z kwestią wypowiadanych treści. Pan Wilhelm nie bez zadowolenia zwrócił uwagę na to, że polskie środowisko artystyczne nie dało się przez minione osiem lat skorumpować władzy (złośliwi powiedzieliby „zdekorumpować”) i podsumował efekt tego skutecznego oporu konstatacją, że dobrze jest żyć wśród ludzi, którzy myślą podobnie. Gdy dodamy do tego wypowiedź z jednego z wywiadów udzielonych przez Pana Sasnala:
„Polska jest katolicka i nacjonalistyczna i tego w niej nienawidzę. Ale mam nadzieję, że to się zmieni.”
to uzyskujemy pewien, może nawet schizofreniczny, obraz osoby, która głosi szacunek dla różnorodności ale bez zdecydowania i konsekwencji. Widać tylko człowiek naiwny mógłby się spodziewać, że to właśnie środowisko artystów, „wolnych duchów”, powinno kipieć od intelektualnej i światopoglądowej różnorodności, a nie gnieść się w przysłowiowym własnym sosie jednomyślności. A już pochwała tego ostatniego stanu rzeczy u osoby szanującej odmienność może wywołać chyba tylko śmiech.
Pani Dyrektor przywołała inną wypowiedź gościa „Brzydzę się kimś, kto nie brzydzi się faszyzmem”. Warto przytoczyć towarzyszące jej zdanie „Brzydzę się ludźmi, którzy dyskryminują innych ze względu na orientację seksualną, pochodzenie czy kolor skóry.” Pewne przesłanki (zainteresowanie Zagładą) pozwalają przypuszczać, że mówiąc o faszyzmie Pan Sasnal miał na myśli niemiecki narodowy socjalizm. Ideologię bazującą na tzw. nauce o rasach i klasyfikującą ludzi w oparciu o czysto biologiczne kryteria oraz cechującą się silnym antyindywidualizmem i wrogością wobec chrześcijaństwa. Czy czegoś to nie przypomina? Kolor skóry, pochodzenie i orientacja seksualna jako kryteria ludzkiej „różnorodności” oraz pochwała jednomyślności jako pewnego modelu społeczności, który osiągnie się dzięki zmianom osłabiającym znienawidzony katolicyzm i nacjonalizm. To, że ten ostatni termin – utożsamiany z niemieckim nacjonalizmem z okresu III Rzeszy – objęty został infamią (zjawisko solidarnie i skutecznie umacniane przez wszelkiej maści zwolenników lewicy broniących do upadłego szlachetnych intencji ideologii komunistycznej) nie zmienia faktu, że tylko zorganizowana w państwo wspólnota narodowa jest zdolna zatroszczyć się o losy swoich członków. Potwierdza to nawet Zagłada. Najwięcej Żydów uratowało się w tych państwach, które cieszyły się względną niezależnością od ówczesnych Niemiec. A brak państwa żydowskiego też zdaje się tłumaczyć tak olbrzymią skalę Zagłady.
Dla niektórych zatem „różnorodność” to kwestia koloru skóry, pochodzenia czy tzw. orientacji seksualnej. W sferze myśli zaś jest ona niedopuszczalna. Tak opisał kiedyś Pan Sasnal swoje rozterki związane z dostrzeżeniem „myślących inaczej”, czyli sympatyzujących z Panem Kaczyńskim i z Panem Ziobro:
„Ja sam miałem wcześniej potrzebę zrozumienia ludzi, którzy ich popierają, czułem empatię, miałem poczucie winy, że mnie się udało, a im nie, ale z czasem tej tolerancji i próby ich zrozumienia było coraz mniej. Jak można – muszę to powiedzieć – być tak głupim, żeby dać się zmanipulować brednio, które oni wygadują, nasilając np. lęki przed uchodźcami. To znaczy przed kim? Przed setką, tysiącem, nawet dziesięcioma tysiącami ludzi, którzy uciekają przed nędzą albo wojną?”
Pan Wilhelm Sasnal akceptuje, że ktoś może mieć inny kolor skóry i mówić obcym językiem oraz mieć inną tzw. orientację seksualną, ale kogoś kto inaczej postrzega i ocenia rzeczywistość uznaje za głupca i osobę zmanipulowaną. Nie za kogoś kto może posiada rozleglejszą wiedzę na określony temat i umiejętność racjonalnego, pozbawionego emocji i uprzedzeń oceniania ludzi i zdarzeń. A przecież w człowieku najważniejsza jest osobowość, to co myśli, a nie to jaki jest np. kolor jego skóry. Nie dla wszystkich.
Nie sposób zakończyć inaczej: współczuję ludziom, którzy brzydząc się innymi nie uświadamiają sobie źródeł swojego obrzydzenia.
Inne tematy w dziale Kultura