Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska
5160
BLOG

Grzebanie w życiorysach bohaterów głośnych zdarzeń

Renata Rudecka-Kalinowska Renata Rudecka-Kalinowska Polityka Obserwuj notkę 127

Sędzia Igor Tuleya nie twierdzi, że pochodzi z „patriotycznej i katolickiej” rodziny. Nie podpiera swojej działalności opowiadaniem dyrdymałów o szlachetności swojej rodziny poczynając od pradziadka, który brał udział w Powstaniu Styczniowym, zapominając dodać, ze owszem brał, tyle po stronie rozwalających to powstanie wojsk carskich.  Sędzia Tuleya, nie prezentuje publicznie własnej matki jako uczestniczki Powstania Warszawskiego, mimo że jej w Warszawie od wybuchu wojny aż do 1946 roku nie było, ani o swoim ojcu, którego powojenny romans z komuną przyniósł rodzinie korzyści i brak odpowiedzi na pytanie, jaki udział w tym miał Rosjanin, NKWDysta Wilhelm Świątkowski, szef stalinowskiego Najwyższego Sądu Wojskowego, zwierzchnik wielu zbrodniarzy stalinowskich, w tym Romana Kryże.

Sędzia Igor Tuleya nie prowadzi działalności politycznej – jest sędzią i orzeka w sprawach przynależnych III władzy, władzy sądowniczej.

Cezary Gmyz grzebiąc w życiorysie sędziego i dogrzebując się matki – pracownicy MO i SB – wykonał jedynie swoje  zadanie, pracując na rzecz  człowieka, który z grzebania w życiorysach uczynił podstawę swojego istnienia politycznego – w myśl zasady, dajcie mi człowieka, paragraf się znajdzie – Jarosława Kaczyńskiego.
Że to metody jak za Stalina?
Że sędzia naraził się Kaczyńskiemu swoim uzasadnieniem wyroku, piętnującym metody działania rządu Kaczyńskiego, orzekając jako niezawisły SĄD?  Że skierował do Prokuratury i CBA zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstw i wnioski o zbadanie czy funkcjonariusze tych służb publicznych nie przekroczyli swoich uprawnień ( na co szefowie tych służb MUSZĄ sądowi odpowiedzieć w terminie dwóch tygodni)
I co z tego?

Nie mam pretensji do Gmyza o ujawnienie tych faktów – ale o całą insynuacyjną otoczkę tych faktów. Tu Gmyz przestaje być dziennikarzem i staje się funkcjonariuszem partyjnym PiS.

Janina Jankowska potępia Tomasza Lisa, który z kolei potępia dokonywanie oceny działań człowieka poprzez ocenę jego rodziny. Jankowska broni zarówno samego Gmyza, wciskając kit o jego niezależności dziennikarskiej, jakby możliwe było, że ktokolwiek w taką bajkę uwierzy – ale także broni samej zasady grzebania w życiorysach osób publicznych, pisząc:
„Jednak, ciekawe jest , w jakiej atmosferze dojrzewał bohater głośnych zdarzeń, kiedy  budował swój system wartości? Jakich dokonywał wyborów? To obraz naszej historii i rys do portretu człowieka”

I ja się z Janiną Jankowską zgadzam. Bo to nie tylko jest interesujące, to jest ważne dla transparentności postaw politycznych, by wiedzieć, na ile o tych postawach decyduje szczerość poglądów i ich zakorzenienie w rodowodzie, a na ile są one wynikiem koniunkturalizmu i fałszu,  na których można doskonale zarobić.

Zatem nie będzie niczym niestosownym, jeśli Gmyz, lub ktokolwiek inny, opisze komunistów z czasów stalinowskich, rodziców Bronisław Wildsteina, PZPRowską przeszłość ojców Przemysława Gosiewskiego i Zbigniewa Ziobro, dziadka, oficera SB, Sławomira Cenckiewicza, czy historię komunistki, posłanki na komunistyczny, stalinowski sejm, matki „syna” Ludowego Wojska Polskiego Jana Pietrzaka, no i przede wszystkim powiązania komunistyczne rodziny Kaczyńskich, wraz z wprowadzeniem do tej rodziny syna SBka, męża córki Lecha Kaczyńskiego.
Wszystkie te postaci są przecież „bohaterami głośnych zdarzeń”, jak to określa Jankowska i warto wiedzieć, w jakiej atmosferze dojrzewali, kiedy budowali swój system wartości i jakich dokonywali wyborów.
Tak, to jest obraz naszej historii i rys do portretu człowieka. Tak, to jest ciekawe.

Jakiś czas temu pisałam w tekście „Grzebcie politykom w życiorysach”
„Tak, tak , wiem, ze nikt nie jest winien, że miał wujka NKWDystę czy mamusię i tatusia komunistów oddanych stalinowskiej władzy.
Ale jeśli sam przedstawia swoje pochodzenie kłamiąc o wychowaniu w patriotycznej i katolickiej  rodzinie, świadomie oszukując ludzi,  zaś innym wytyka pochodzenie i grzechy przodków  – to sygnał, ze kłamstwo trzeba zdemaskować.
Jeśli ktoś fałszuje własny życiorys siebie przedstawiając jako człowieka szlachetnego, a innym oszczerczo wmawia czyny niegodne – to sygnał, ze kłamstwo trzeba zdemaskować.
A więc demaskujmy, bo przez lata byliśmy okłamywani przez ludzi niegodnych, a kłamstwo tak wielu wryto w pamięć, że stało się dla nich prawdą.”

I jeszcze jedno: konsekwencje. Jakie mają być konsekwencje wiedzy nabywanej z tego grzebania w życiorysach? Jak należy reagować na ludzi tworzących własne, zafałszowane i upiększane wersje życiorysów a przede wszystkim na tych, którzy znając prawdę, z  całą świadomością wspierają kłamstwo swoich szefów, towarzyszy partyjnych, czy liderów środowiskowych, licząc na profity polityczne lub finansowe?

Dobrym rozwiązaniem jest postawa profesora Ireneusza Krzemińskiego stawiającego warunek wystąpienia w programie Moniki Olejnik, warunek sprowadzający się do:  „Nigdy więcej rozmów z ludźmi o marnej reputacji”.


 

Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska   Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/     "Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi". /Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/   &amp

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (127)

Inne tematy w dziale Polityka