Kotki jak dziewczęta – reagują na pochlebstwo, miły głos, ciepły dotyk i nawet zastrzyk, ten króciutki moment bólu nie zmienia ich nastawiania do osoby, którą kojarzą z czymś dobrym i miłym.
Gapcia zakochała się w doktorze.
Trafiła do niego, ponieważ jej pani, czyli ja, chciała dobrze.
Podałam kotce tabletkę na odrobaczenie, taką samą, jaką aplikowałam jej dwa lata temu.
Objawy ostrej choroby zaczęły się krótko potem i narastały gwałtownie.
Mój dobry duch Jolunia, sama zaledwie niedawno po przejściach ze swoimi kotami a zwłaszcza z olbrzymim kocurem Bandziorem wydartym śmierci i jej przyjaciółka, a zarazem przyjaciółka wszystkiego, co żyje i się rusza, na dodatek fantastyczny kierowca, Pani Irena i ja, towarzyszyłyśmy Gapci do lecznicy. Biedactwo słabiutkie, rozgorączkowane, nie bardzo nawet wiedziało, gdzie jest i co z nią robią. Leżała ufnie, cichutko, jakby wierząc w dobro rąk, które jej dotykały i głos… ach ten łagodny, o pięknym, męskim brzmieniu, głos…
Po powrocie do domu z tej pierwszej wizyty równie szybko, jak traciła poprzednio siły – widać było, jak wraca zdrowie i ochota do życia. Z godziny na godzinę czuła się lepiej.
W poniedziałek umówiona następna wizyta. I znowu w trójkę, razem z moimi dobrymi duchami (niech im los wynagrodzi ich dobroć!) jechałyśmy z Gapcią do doktora Szpeyera. Ale tym razem nie wiozłyśmy bezwolnej, rozgorączkowanej, słabiutkiej istotki, ale świadome i silne zwierzątko, które zaciekawione było wszystkim, co działo się dokoła. I w samochodzie i na zewnątrz.
A w lecznicy…. W lecznicy Gapcia usłyszała TEN głos… I dała popis grzeczności, uległości, nawet nie drgnęła, gdy wprawne ręce zrobiły kolejny zastrzyk.
I tu opowieść mogłaby się skończyć stwierdzeniem: Gapcia jest zdrowa.
Bo jest.
Ale to koniec opowieści nie jest. Nie wiem tylko, jak mam opowiedzieć, co moja śliczna czarna kiciunia wyrabiała starając się zachęcić mnie do ponownego wyjścia z nią z domu. Jak tłumaczyła mi i pokazywała, ze tam za drzwiami jest ten głos i te ręce… Jak skakała na klamkę, jak pokazywała mi koci pojemnik podróżny, jak do niego wchodziła i w nim się zachęcająco układała, by po chwili biec znowu do drzwi.. Używała wszystkich znanych kocich sposobów zachęty, przymilności i nawet ostrego napominania I mówiła… mówiła… przekonywała mnie w swoim kocim języku, że powinnam jej posłuchać…
I jak to w życiu bywa, przyszedł następny dzień i normalność, zwyczajność zaciera wrażenia.
Gapcię, której imię jest zaprzeczeniem jej charakteru iskrzącego pogodą, ruchliwością i nieustającą ochotą do zabawy – pochłonęły sprawy domowe. I tylko czasem popatrzy przez chwilę na drzwi i zaraz potem na mnie.
A ja mam wciąż przed oczami wczorajszy wieczór i jej szaloną wolę znalezienia się znowu blisko rąk i głosu człowieka, który przywrócił małemu, bezbronnemu stworzeniu radość życia i tak mocny zostawił ślad w jej … i tu nie wiem, jakiego użyć słowa… w jej sercu? Umyśle? Duszy?
I widząc, to, co dane mi było zobaczyć, czuję się trochę sama, jak Gapcia… wdzięczna za te ręce i za ten kojący głos.. i za radość małego czarnego stworka i za to jego niezwykłe rozkochanie, tak wielkie, że chciała tam znowu biec…
Doktorze Sławomirze, tą drogą chcę Panu bardzo podziękować.
Za wszystko.
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości