Poziom dziecięcych wyliczanek, doskonale pasowałby do letniej atmosfery i sezonu ogórkowego, gdyby nie stojąca w tle śmierć
I gdyby nie tej śmierci dotyczące słowa polityka, prawnika i byłego premiera rządu Rzeczypospolitej Polskiej.
Można, oczywiście, patrzeć na to co plecie Jarosław Kaczyński przez pryzmat pobłażliwości dla człowieka, którego z racji wybitnego daru do intryg nazwano politykiem. Człowieka, który jako prawnik z doktoratem nie ma pojęcia o prawie, jak zresztą o wielu innych sprawach dotyczących Polski, czemu nieustannie daje dowody. Człowieka, który przez splot okoliczności i przy dużym wkładzie naiwnego poparcia ze strony Platformy Obywatelskiej w 2005 roku wraz z bratem zdobyli dwie najważniejsze funkcje w państwie – i błyskawicznie obie te funkcje skompromitowali.
Można tak patrzeć, ale nie należy.
Uwodzenie głoszonymi bzdurami elektoratu składającego się głównie z ludzi o najniższym stopniu rozumienia świata, świadomości społecznej, politycznej, obywatelskiej, z najniższym poziomem wykształcenia i głębokim zakorzenieniem w mentalności PRLowskiej - prowadzi do nieustającej anarchizacji, destrukcji postaw oraz do głębokiej demoralizacji.
Prawda przestaje być prawdą – i staje się przedmiotem kontestacji wypychając na plan pierwszy, jako wiarygodną każdą brednię. Dosłownie każdą.
Przestają działać mechanizmy etyczne, obyczajowe, ale także mechanizmy prawne.
Nie ma chętnych do ścigania szkodzących Polsce kłamstw.
Nie ma chętnych do pociągania do odpowiedzialności za słowa ludzi pełniących funkcje publiczne.
Powstrzymuje ich śmieszność, brak powagi, kabaretowość postaci, które winny stać się obiektem zainteresowania prawa, ponieważ prawo łamią.
Jak Jarosław Kaczyński i jego środowisko.
W komunie tworzono różne listy osób, którymi władza zajmowała się w szczególny sposób, niszcząc im i ich rodzinom życie a nawet pozbawiając życia.
Obyczaj ten został przejęty przez środowisko Kaczyńskiego – o tworzeniu „krótkich” list, a więc zapewne też i długich, i skłonności do zajmowania się takimi listami tworzonymi gdzie indziej – wiemy bezpośrednio od samych Kaczyńskich, bądź ludzi z ich otoczenia.
Pisząc o liście list należy z niej wyłączyć „listę Wildsteina”, ponieważ nie była ona przez niego tworzona – był to jedynie fragment jawnego już wówczas dla dziennikarzy, katalogu IPN.
Lista Macierewicza, przez którą upadł rząd Olszewskiego – była listą tworzoną na potrzeby polityczne z wybiórczą prezentacją nazwisk – i jest do dzisiaj jedyną listą opublikowaną oficjalnie.
Reszta pozostaje w sferze „wiedzy tajemnej”
„Krótka lista” Lecha Kaczyńskiego, na której miała być Monika Olejnik, „Stokrotka”, jak ujawnił sam Lech Kaczyński, listy osób niewygodnych dla władzy, tworzone w czasach AWS, o których wspomina zmarły Gen. Petelicki – zapewne nigdy nie staną się przedmiotem dociekań prawa.
Ale dwa fakty wymagają bezwzględnej reakcji i wyjaśnienia.
Dotyczą bowiem wiedzy zagrażającej bezpieczeństwu państwa, roli agentur, zagrożenia życia konkretnych ludzi
14 maja 2007 roku a więc jeszcze podczas premierowania J.Kaczyńskiego opublikowałam tekst, w którym zadawałam pytania o odpowiedzialność prawną Kaczyńskiego wobec faktu
ZATAJENIA ( aż do dnia wywiadu udzielonego tygodnikowi „Wprost”) przez niego wiedzy o liście stu nigdzie nierejestrowanych agentów, którą oferował mu gen.Kiszczak. Kaczyński twierdził, że prowadził wielomiesięczne tajne rozmowy z Kiszczakiem o tej liście za pośrednictwem „zaufanego łącznika”. Pomijam sprawę, kim był człowiek cieszący się zaufanjeim zarówno Kiszczaka jak i Kaczyńskiego. Pomijam także sprawę, dlaczego wybór osoby, której tę tajemnicę Kiszczak chciał powierzyć, padł akurat na nic nieznaczącego wówczas J.Kaczyńskiego. A był to wybór nieprzypadkowy, ponieważ z wypowiedzi Kaczyńskiego wynika, że z identyczną ofertą zwrócił się do niego także gen. Henryk Dankowski, były szef SB MSW.
Jeśli jest prawdą to, co powiedział sam Kaczyński – to o ile rozumiem, że w czasie, gdy był premierem a Ziobro jego ministrem sprawiedliwości wraz z zastępcami Kryże i Kempą – nikt nie pomyślał nawet by sprawie nadać jakikolwiek oficjalny bieg. Ale przecież jeszcze tego samego roku zmienił się rząd.
I do dzisiaj w tej sprawie cisza.
Czy naprawdę nikogo w państwie, żadnych polskich instytucji prawa nie interesuje nigdzie nierejestrowana agentura SB, być może do dzisiaj wykonująca swoje zadania?
Czy po ogłoszeniu przez Kaczyńskiego w ostatnich dniach kolejnych rewelacji, także niezgłoszonych do prokuratury ani przez niego, ani przez tajemniczą „powszechnie znaną uczestniczkę życia publicznego” (jak przypuszczają jedni, chodzi o Jadwigę Staniszkis, wymienioną na liście Wildsteina i jak ja przypuszczam, że chodzi o Barbarę Fedyszak-Radziejowską z IPN ) dotyczących istnienia listy nazwisk ludzi przeznaczonych do ”unieszkodliwienia” – prokuratura także nabierze wody w usta?
Przypominam, ze mamy jeszcze, jako dodatek do sprawy, wyznanie Romualda Szeremietiewa o tym, że jacyś ludzie planowali jego „wykończenie” – także nigdzie niezgłoszone.
Wojciech Brochwicz były wiceminister MSWiA oraz współtwórca „GROM” domaga się wszczęcia śledztwa w sprawie listy z nazwiskiem Petelickiego, o której mówił Kaczyński.
Czas najwyższy wyjaśnić, czy Kaczyński i ludzie powiązani z jego środowiskiem posiadają wiedzę, która stanowić może rzeczywiste zagrożenie dla ludzi i państwa.
Czy też są to jedynie połyski dopalającego się ogarka politycznej świeczki, takie „skwarki” wakacyjne, których szkodliwość społeczna jest jednak na tyle wysoka, ze powinny zostać oficjalnie zdementowane i prawda podana do publicznej wiadomości..
http://renata.rudecka-kalinowska.salon24.pl/10314,lista-100-najcenniejszych-niezarejestrownych-agentow-sb-prawd
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka