„Przełamał się i nazwał prezydenta Komorowskiego prezydentem Komorowskim.”
Takie zdanie wygłosił dzisiaj dziennikarz telewizyjny.
W tych słowach jest podziw dla bohaterstwa wewnętrznego, dla zwycięskiej walki z samym sobą, dla poświęcenia się dla POLSKI, a jakże by inaczej, szeregowego posła, szefa jednej z kilku partii opozycyjnych. Człowieka, którego pozycja w polskiej polityce jest dokładnie taka sama, jak Janusza Palikota czy Leszka Millera.
„Przełamał się i nazwał prezydenta Komorowskiego, prezydentem Komorowskim.”
A jak miał Jarosław Kaczyński nazwać Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej?
No jak – panie dziennikarz?
Niefrasobliwość niektórych dziennikarzy i mediów, które reprezentują, można rozważać w kontekście kabaretowej wesołości. Można, ale nie należy.
Awanturnictwo, rozplenienie chamstwa, sianie nienawiści, podburzanie emocji najmniej świadomego elektoratu, przekazywanie do wierzenia ludziom jawnych kłamstw, kreowanie miernot i wręcz tumanów na postaci odgrywające w polskiej polityce role pierwszoplanowe – to nie tyle dzieło samych tych postaci – ile właśnie dziennikarzy. Dziennikarzy-głupców, lub dziennikarzy sprzedajnych, na usługach partyjnych.
Kiedy czytam, chociażby dzisiaj, w jakimś „Onet.pl”, czy słyszę TVN 24, lub gdzie indziej, stawianie na równi bredni wygłaszanych przez butnych durniów, w rodzaju „Komorowski jest złym prezydentem” z wypowiedziami dotyczącymi spraw ważnych w polskiej polityce, jak zamieszczenie przez wiele gazet europejskich doskonałej promocji Polski w liście premiera Donalda Tuska, zachęcającego do odwiedzin Polski nie tylko podczas Euro 2012, czy relacja ze spotkania prezydenta Komorowskiego z szefami partii i klubów parlamentarnych w sprawie tworzenia pakietu ustaw osłonowych związanych z nową ustawą emerytalną, lub sprawa wpadki prezydenta Obamy, stwarzającą Polsce ogromne szanse nagłośnienia nie tylko pojawiającego się wciąż problemu „polskich” obozów koncentracyjnych, ale przy okazji, spraw Polonii, wiz dla Polaków i innych zabiegów polskiej dyplomacji oraz zwrócenia oczu świata na Polskę – to zastanawiam się nad upadkiem polskiego dziennikarstwa. Nad tym swoistym stumanieniem tego środowiska, nad jego pauperyzacją i brakiem wymogów nie tylko moralnych, ale przede wszystkim profesjonalnych. Nad tą powierzchowną, tandetną intelektualnie gonitwą za popisaniem się niusem, kontrowersją, oryginalnością myślenia, - ale także za daniem dowodu własnej lojalności, gorliwości w służbie partyjniackiej lub wręcz precyzyjnym, zarazem bezwstydnym, wykonywaniem polecenia czy zlecenia politycznego.
Dziennikarze stają się stroną w sporze politycznym. Audycje publicystyczne Bogdana Rymanowskiego, Justyny Pochanke, Andrzeja Morozowskiego, Konrada Piaseckiego i wielu innych pokazują wyraźnie ich zaangażowanie polityczne i ustawianie dyskutantów, najczęściej polityków, pod z góry przyjętą tezę, próbę udowodnienia swoich racji, swojego punktu widzenia z całkiem otwartcie prezentowanymi osobistymi opiniami, wtrętami, zdaniami, także z manewrowaniem czasem wypowiedzi, przerywaniem w momentach, gdy wypowiedź zbacza na tory, które stają się dla tezy dziennikarza niewygodne - słowem z jawnie uprawianą propagandą. Jakby rolą dziennikarza było przepychanie takich tez, które spodobają się mocodawcom politycznym i zarazem zapadną w pamięć, słuchacza, widza, czytelnika – wyborcy. Sam dobór dyskutantów z reguły jest jednym z elementów planowanej przez dziennikarza akcji propagandowej – a nie wolą wszechstronnego naświetlenia tematu dyskusji, który także jest przecież celowo i świadomie wybrany przez dziennikarza.
Świat polityki radzi sobie z tym lepiej lub gorzej. Jedni w poczuciu sprzyjania im dziennikarzy w konkretnych programach umieją z tego korzystać – inni liczą na swoją elokwencję, wiedzę i racje oraz na to, ze uda im się w takich audycjach bardziej przemycić niż zaprezentować swój punkt widzenia. Jedni w poczuciu sojuszu z dziennikarzem, ze „swoim”, monologują nie dając sobie przerwać monologu – inni potulnie, kulturalnie, milkną, czekając na swoją kolej, czyli na łaskę prowadzącego, dopuszczającego ich do głosu.
Jeszcze gorzej jest w prasie – bo tam żadnego oporu, żadnego sprostowania, dziennikarz nie musi się obawiać. Tam bezkarnie i bezwstydnie może zajmować subiektywne stanowisko, występując właśnie jako strona, do woli manipulując prawdą, chociaż swojemu wystąpieniu nada pozory obiektywizmu.
I tak rozważając zjawisko polskiego dziennikarstwa, poza nielicznymi wyjątkami, w swojej masie, kiepskiego, prymitywnego – myślę, jak bardzo przydałaby się tam lekcja stawiająca sytuację z głowy na nogi. Gdyby tak ktoś z zaproszonych gości natykając się na pytanie idiotyczne, głupie, lub o charakterze propagandowym – po prostu powiedział: proszę mi zadać MĄDRE pytanie – na głupie nie odpowiadam.
Po lekcji szacunku dla demokracji i równego traktowania polityków, udzielonej dzisiaj przez Prezydenta RP – może pojawią się pojętni uczniowie.
Virtual Pet Cat for Myspace Renata Rudecka-Kalinowska
Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli/Jarosław Kaczyński/
"Będę konsekwentny w odzyskiwaniu dla ludzi PiS urzędu po urzędzie, przedsiębiorstwa po przedsiębiorstwie, agendy po agendzie. Odzyskamy te miejsca, których obsada zależy od państwa. PiS musi tam rządzić. Trzeba jasno powiedzieć, że 16 miesięcy po wygranej PiS żaden działacz czy zwolennik naszej partii, który wykrwawiał się w naszych kampaniach wyborczych, nie może cierpieć głodu i niedostatku. Ci ludzie muszą w satysfakcjonujący sposób przejąć władzę w części sektora podlegającej rządowi".
/Jacek Kurski na Zjeździe Wyborczym PiS,4 marca 2007w Gdańsku:/
&
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka